Na początku maja wydawało się, że wprowadzone wskutek pandemii koronawirusa okienko transferowe może zatrząść PGE Ekstraligą. Praktycznie z każdego ośrodka dobiegały informacje, że rozmowy ws. cięć kontraktów idą jak po grudzie i niewykluczone były roszady w składach.
Okienko już się zamknęło, zawodnicy zagraniczni odbywają kwarantannę i można stwierdzić, że z dużej chmury mały deszcz. Osłabiona wskutek kryzysu okazała się być jedynie Fogo Unia Leszno, gdzie Piotr Pawlicki i Emil Sajfutdinow nie zgodzili się na nowe warunki finansowe. Obaj mogą to jednak zrobić w przyszłości.
Problemy leszczynian sprawiają, że trudno w nich widzieć murowanego kandydata do czwartego z rzędu tytułu mistrzowskiego, a tak było jeszcze kilka tygodni temu. Nie zmienia to faktu, że nawet skład z Jarosławem Hampelem, Januszem Kołodziejem czy Bartoszem Smektałą powinien dać "Bykom" pewne utrzymanie.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams
Okno transferowe nic nie zmieniło w kwestii zespołu, który zdaniem wielu jest najsłabszy na papierze i będzie mieć największe problemy z utrzymaniem w PGE Ekstralidze. Mowa oczywiście o ROW-ie Rybnik. W szeregach "Rekinów" wszyscy podpisali aneksy, przez co sytuacja trenera Lecha Kędziory nadal jest dość trudna.
- Można w tym upatrywać jakiejś szansy, może dojść do jakichś przetasowań w różnych klubach - mówił jeszcze parę dni temu Kacper Woryna w "Oknie na sport" w Eurosporcie. Podawał za przykład chociażby Nickiego Pedersena, który długo odgrażał się, że nie będzie jeździł w Grudziądzu. Duńczyk podpisał jednak aneks finansowy.
Jeśli zatem ktoś liczył, że ROW będzie miał łatwiej, bo konkurencja z Grudziądza, Zielonej Góry czy Gorzowa się osłabi, to może przestać marzyć. - Tak naprawdę nie wiemy, jak ta liga będzie wyglądała. Czy będziemy mieć 6-osobowe drużyny, czy będzie dość zawodników, by zrobić 7-zespołowe ekipy. Wyszedł przecież też problem z federacjami, które nie puszczają swoich zawodników poza granice kraju - zaznaczył Woryna.
ROW ma spokój chociażby, jeśli chodzi o Troya Batchelora, Siergieja Łogaczowa czy Andrzeja Lebiediewa, bo ich federacje nie cofnęły żużlowcom zgody na start w Polsce. W trudniejszym położeniu są Robert Lambert i Vaclav Milik. Czech dość łatwo może zrezygnować ze startów w ojczyźnie, bo liga u naszych południowych sąsiadów ma dość kadłubowy wymiar. W trudniejszym położeniu znajduje się Lambert, który ma podpisany kontrakt z King's Lynn Stars w Premiership. W Rybniku nikt sobie jednak nie wyobraża ekipy bez Brytyjczyka.
Czytaj także:
Zagraniczne gwiazdy zaczęły kwarantannę w Polsce
Betard Sparta ma propozycję dla karnetowiczów