[b][tag=71535]
[/tag]Kamil Hynek, WP SportoweFakty: Przemysław Pawlicki podpisuje umowę na nowych warunkach z MRGARDEN GKM-em Grudziądz kwadrans przed północą, Piotr Pawlicki i Emil Sajfutdinow na kontraktach warszawskich w broniącej tytuł Fogo Unii. Rosjanin nie jest brany pod uwagę przy ustalaniu składu. Miał być z dużej chmury mały deszcz, ale przez Leszno przeszło delikatne gradobicie?[/b]
Piotr Świderski, żużlowiec, obecnie ceniony ekspert: Niby tak, ale też nie do końca. W moim odczuciu działacze z prezesem Rusieckim na czele dali sobie po prostu więcej czasu na rozmowy. To, że nie dogadali się w pierwszym terminie, nie oznacza, że niedługo nie nastąpi zwrot akcji.
A Emil?
Według tego, co się czyta w mediach, z nim sprawa jest bardziej skomplikowana i o ten kompromis będzie trudniej. Zawodnik chyba szuka drogi do rozwiązania umowy z Lesznem. Poza tym niewyjaśniony jest jego status z macierzystą federacją, która kilka dni temu go zawiesiła.
W Unii się nie przelewa, najważniejsi działacze nie kryją, że klub będzie stawiany do pionu przez najbliższe dwa-trzy sezony, a Sajfutdinow nie należy do najtańszych opcji. Trzeba szukać oszczędności.
No właśnie. Józef Dworakowski, były szef klubu, a obecnie jeden z udziałowców wyraził troskę o budżet trzykrotnego z rzędu DMP, więc nie będzie życia na zasadzie zastaw się, a postaw się. Z pustego to i Salomon nie naleje. Z tym, że tak naprawdę nie wiemy, czy w istocie rozbiło się o zbyt wygórowane żądania żużlowca.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams
Myśli pan, że gdyby Unia puściła Emila wolno, przy problemach w innych klubach i ogólnym kryzysie, znalazłby sobie gdzieś miejsce w PGE Ekstralidze?
Trudno powiedzieć. Z tego co się słyszy, rozstrzał w budżetach wszystkich ekstraligowych zespołów będzie spory. To zależy na jakich filarach opierały się środki w poszczególnych klubach. Jedne gałęzie gospodarki ucierpiały mocniej, drugie słabiej. Jeśli ktoś zawsze liczył na solidne wpływy z biletów i obecności kibiców na trybunach, do tego kolejny filar stanowiły trzy-cztery solidne firmy, taki ośrodek wpadnie w perturbacje. Ja między wierszami odczytuję, że w klubach, w których temat aneksów zamknięto najszybciej panuje względny spokój organizacyjny.
Zastanawiam się, czy to przypadek, że znów w kontekście przeciągania negocjacji i twardego targowania się na pierwszym planie znów są bracia Pawliccy.
Nie czepiałbym się konkretnych nazwisk. Nie znamy kulisów pertraktacji, ale spróbujmy wejść w buty Przemka, zawodnika. Gdzieś wpadła mi w ręce wypowiedź, że poza podstawowymi stawkami wynegocjowanymi przez Krzysztofa Cegielskiego Przemek nie może liczyć na dodatki z tytułu umów sponsorskich na poziomie największych gwiazd GKM-u. Sportowcowi od razu zaświeca się lampka: "aha, tniemy kontrakty, schodzimy do jednakowego poziomu, ale jednak inni i tak mają więcej. No to fajnie jestem traktowany". W świat idzie fama, że to zawodnik jest "be", bo wykłóca się o przysłowiową złotówkę. To trzeba przeżyć na własnej skórze, żeby dokładnie zrozumieć.
Przyjmuje pan początkowe kręcenie nosem przez Nickiego Pedersena i jego tłumaczenia, że nie parafuje aneksu, bo nie podobają mu się przepisy o przymusowej dwutygodniowej kwarantannie i skoszarowaniu na pół roku w Polsce. A on nie wytrzyma tyle bez obecności najbliższej rodziny i wizyt w ojczystej Danii?
To nie były łatwe decyzje, ale proszę zwrócić uwagę, że w wielu przypadkach mówiło się, iż nie ma szans, aby zawodnicy z topu pojechali za drastycznie uszczuplone stawki. A im bliżej było zamknięcia okienka, te stanowiska cudownie się zbliżały. O Pedersenie zrobiło się głośniej, ponieważ swoje niezadowolenie najmocniej artykułował w social mediach. Zgadzam się jednak, że rozporządzenie o ułatwieniu przepływu na granicach znacznie pomogłoby pchnąć do przodu dyskusje kontraktowe, co nie znaczy, że finanse nie miały kluczowego znaczenia. W to nikt nie uwierzy.
Przejdźmy do reżimu sanitarnego i jego kilku punktów. Brak kąpieli po zawodach w środku lata, a potem powrót do domu przez pół Polski. Przyzna pan, że perspektywa kiepska.
Kontrowersyjnych zapisów jest multum. Mam to szczęście, że nie załapałem się na podobne "rarytasy". To naturalne, że po swoim ostatnim biegu zawodnik kierował się w stronę prysznica, a teraz wsiądzie do auta prosto z toru. Zawodnicy stanęli jednak przed wyborem. Albo akceptują "okoliczności przyrody" i ruszają, albo chowają motocykle do garażu na rok i nie zarabiają. Choć z tym zarobkiem w ogóle może być słabo.
Ciężko będzie zachować regulaminowy odstęp dwóch metrów?
A tego to już nie widzę (śmiech).
Dobrze, że ten manual sanitarny powstał, ale czy za bardzo nie ryzykujemy zdrowia wielu ludzi?
Staram się zrozumieć zawodników. Oni wsiadając na motocykl nie myślą w takich kategoriach, że za chwilę mogą stracić życie, a przecież każdy wyjazd obarczony jest ryzykiem. Tylko, że na okres meczu chowają kalkulację głęboko w środek głowy. Następna sprawa. Niektórzy ostatnie pieniądze z toru podnieśli w sierpniu! A koszty ponoszą przez cały rok, inwestując, czy utrzymując teamy, płacąc leasingi. Sprzęt stoi gotowy, kupka z oszczędnościami cały czas się kurczy, na dodatek wpada koronawirus i siedzisz, jak na bombie. Nie dziwne, że coraz częściej używamy hasła lepsza taka liga niż żadna.
To już pan poniekąd odpowiedział na pytanie, czy jest sens się siłować.
Bezpieczeństwo jest priorytetem. Trzeba się pilnować i próbować chociaż zachować środki ostrożności. Ale nie dam sobie palca uciąć, że wszystkie procedury uda się ładnie i pięknie wyegzekwować.
Jedno zakażenie wśród uczestników zawodów i liga się rozsypuje?
Też się nad tym zastanawiałem. Wspomina się o indywidualnej izolacji dla zarażonego delikwenta. Trafia na L4, jest traktowany jakby był niezdolny do jazdy, a za niego można stosować ZZ lub sięgnąć po instytucję gościa. Chwila moment. Facet miał na stadionie kontakt z kilkudziesięcioma osobami. Na mój rozum, to przy pozytywnym wyniku testu na obecność COVID-19 na "odstrzał" idą wszyscy bez wyjątku, łącznie np. z zespołem przeciwnym i ekipą telewizyjną.
Czy w gąszczu walki ktoś zapanuje nad zamieszaniem w parku maszyn, kiedy jeszcze dojdą nerwy. Szczerze wątpię.
Drużyny w przerwach między seriami będą się naradzać ze sztabem szkoleniowym. W parku będzie do dyspozycji po jednym mechaniku. Dobiegną wszyscy w tym samym momencie do motocykla zawodnika, który będzie miał akurat bieg po biegu? Maszyna ma mniej niż dwa metry. Umówmy się, nikt nie będzie trzymał klucza kijem od szczotki. Poza tym w parkingu panuje straszny hałas i, żeby coś przekazać innemu zawodnikowi bądź mechanikowi trzeba się drzeć do ucha. Może jednym ze sposobów będzie pójście w elektronikę i zakup słuchawek z mikrofonami.
Rozbudowane teamy. Temat rozdmuchany i przesadzony, czy rozumie pan komentarze zawodników, że jeden mechanik u boku w trakcie spotkania to za mało?
Z każdym sezonem obserwujemy rozrost teamów. Tam nie ma ludzi przypadkowych i niepotrzebnych. Każdy ma określone zadanie. Zejście z trzech pomocników do dwóch? Okej, obroniłoby się. Gdzieś ten podział obowiązków udałoby się sprawiedliwie podzielić. Sam jestem ciekawy, jak ten model z jednym mechanikiem wyjdzie w praniu.
Może przerwy powinny być wydłużone?
Jest to jeden z pomysłów. Menedżerowie będą ustalali taktykę na mecz, a zawodnicy z mechanikami w boksach. Byli zawodnicy, którzy wsiadali tylko na motocykl i więcej nic ich nie interesowało. Obecnie ich rola wzrośnie, będą zmuszeni pomóc chłopakowi z teamu.
Więcej motocykli do dyspozycji to jedna z opcji?
Zaraz wyjdzie, że mędrkuję, a całą karierę przejechałem praktycznie jednym mechanikiem (śmiech). Czasami, na końcowym etapie przygody ze speedway'em zabierałem dwóch. Miałem sprawdzoną technikę. Pakowałem na zawody trzy motory, ale nie używałem wszystkich. Z jednego zabieraliśmy wyłącznie części, gdy w pierwszym i drugim coś się skrzywiło lub urwało. Ale tej pracy naprawdę było coraz więcej. Dawniej nie regulowało się tylu rzeczy, co aktualnie. Zapłon był przyspawany na "25", żonglowało się zębatką i święto. Teraz jeden mechanik zajmuje się kołem, drugi gaźnikiem i dyszą, trzeci na bieżąco obserwuje, jak zmieniają się warunki torowe itd.
Zamrożenie spadków i awansów zabije ligę. Kilka ekip wiedząc, że nie złapie ich degradacja wzięłoby rok na przeczekanie i wystawiło juniorów?
Bez kibiców na trybunach, spadków, awansów, to w ogóle zróbmy same sparingi. Sorry, ale nie trzyma mi się to kupy
Zahaczyliśmy już delikatnie o funkcję gościa. Nie wydaje się panu, że prezesi klubowi dostali dodatkowe narzędzia i ci przedstawiciele z niższych lig, którzy ochoczo walą drzwiami i oknami do PGE Ekstraligi wystąpili jeszcze w postaci straszaków. To nie szefowie klubów byli pod ścianą w majowym mini oknie, a żużlowcy przewidziani do podstawowego składu?
Nie mam złudzeń, że zdarzały się przypadki, iż goście byli niezłym batem na tych najsilniej grymaszących. Chociaż tych instrumentów do rozstawiania po kątach już ciężko się doliczyć. Czasami tylko zerkają do szuflady, jak gruby kaliber wyciągnąć. Summa summarum przy opcji z gościem bardziej jestem na tak. Lepiej przy COVID-19 i ewentualnych urazach posiadać nadwyżkę w składzie niż martwić się później, że dana drużyna nie może złożyć składu.
Pan łudził się, że Gleb Czugunow po odebraniu polskiego paszportu nie będzie szykowany do jazdy na pozycji juniorskiej w Betard Sparcie?
Bardziej mnie dziwi, że w kończąc w 2020 roku wiek młodzieżowca skreśla się z reprezentacji Rosji.
Przeliczano co się bardziej opłaca?
Dla Wrocławia Gleb na "juniorce" to bezdyskusyjne wzmocnienie i niepodważalny handicap. Nie dość, że łata dziury, to zamyka wszystkie newralgiczne kwestie.
Serial z Maksymem Drabikiem nie nudzi pana powoli? Przed nami jeszcze parę odcinków.
No właśnie zaczyna mnie męczyć. Robi się z tego żużlowa "Moda na sukces", końca nie widać. W porządnej telenoweli każdy był z każdym, z każdym rozmawiał, a tu jeszcze można skierować kroki do tylu instytucji...
Odkrył pan jakieś nowe zdolności na przymusowym wolnym?
Wykopałem stare Playstation. Grałem z córką w Colin McRae. Młoda dociskała gaz do podłogi, a ja patrzyłem na drogę. Starsza - Majka - uczy się zdalnie. Korzystając z uroków pięknej podłogi odpaliłem Harleya. Wreszcie zająłem się działką.
Kupiłem ją z piętnaście lat temu i stała trochę zaniedbana, chaszcze wyrosły na wysokość drzew (śmiech).
Przez wgląd na pana dolegliwości zdrowotne, bardziej dba pan o siebie?
Stosuję się do zaleceń, ale nie daję się też zwariować. Nie szukam kontaktu na siłę, choć w moim przypadku pewnie nie wskazane jest złapanie koronawirusa. Pamiętajmy jednak, że na chodniku również można się przewrócić i zrobić sobie krzywdę.
CZYTAJ TAKŻE: Pawlicki poczuł się za pewnie?
CZYTAJ TAKŻE: Zastanawiający zakaz Sajfutdinowa