Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że Grzegorz Walasek już nigdy nie założy plastronu Falubazu Zielona Góra. A jednak. W poniedziałek utytułowany klub potwierdził, że syn marnotrawny wraca do domu i będzie startował jako "gość". - Nie byłem zaskoczony takim ruchem. Po zmianie regulaminu nawet się tego spodziewałem. Inauguracja eWinner 1. Ligi została przesunięta, więc Grzegorz potrzebuje jazdy. A najbliższy tor i stadion ma w Zielonej Górze - komentuje Jacek Frątczak.
Nasz ekspert dostrzega sporo pozytywów. - Polak jako "gość" to podwójne wzmocnienie, bo jest też zabezpieczeniem na wypadek kontuzji któregoś z chłopaków. A poza tym - Walasek z kotem w worku ma niewiele wspólnego. Wiemy, czego możemy się po nim spodziewać. Jeżeli chodzi o podejście do tematu, walory sportowe i mentalne, to nie ma o co się do niego przyczepić. Stać go na wygrywanie biegów w PGE Ekstralidze. Uważam, że w jego zasięgu jest zdobywanie nawet 10 punktów w meczu - dodaje.
Większość zielonogórskich kibiców jest sceptycznie nastawiona do powrotu wychowanka, który w przeszłości popełnił sporo grzechów - m.in w 2018 roku, kiedy raz skoczył do przyśpiewki "kto nie skacze ten Falubaz". - Ale co miał zrobić? Grzegorz został trochę wpuszczony w maliny, całkowicie niezręczna sytuacja. Kiedyś się nad tym zastanawiałem, jednak to nie jest temat, żeby dłużej dyskutować. Jeden skok w tej chwili nie ma większego znaczenia, skoro ma startować i wygrywać wyścigi w plastronie Falubazu. Liczy się wynik sportowy - twierdzi Frątczak.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Billy Hamill
Czy lepszych opcji nie było? Młodszych zawodników w eWinner 1. Lidze można wymienić jednym tchem. - Nie jestem od oceniania decyzji klubu z Zielonej Góry. Nie widzę jednak jakiegoś spektakularnego wyboru, a poziom Walaska jest przewidywalny. Kluczową rolę może odegrać kwestia sprzętowa, jego wiek nie ma tutaj żadnego znaczenia - to Polak, w dodatku na miejscu i w każdej chwili może przyjechać na stadion, żeby potrenować. Dostępność zawodnika w dobie koronawirusa jest najważniejsza. Trudno znaleźć kogoś innego - zauważa.
Pozyskanie 43-latka można porównać z transferem Darcy'ego Warda w 2015 roku. Australijczyk kiedyś zdeptał szalik Falubazu, co oczywiście spotkało się z oburzeniem fanów. - Trzeba być konsekwentnym, ale zgodnym ze swoimi wartościami. Należy oddzielić dwie kwestie - sportowe i sprawy okołosportowe. Darcy nie był akceptowany przez część kibiców do samego końca. Jak ktoś kiedyś wyrobił sobie opinię, to już go nie pokocha. Wiele osób jednak przekonała się do Australijczyka i ja należę do tej grupy. Poznałem człowieka, mieliśmy wspólny cel, jednak wydarzenia z przeszłości nie poszły w niepamięć. Mówiłem mu to wprost - zaznacza nasz ekspert.
Frątczak współpracował z Walaskiem w Toruniu. - Grzegorz to facet, który zawsze ma coś do powiedzenia. Nie jest typem pokornego człowieka. Swego czasu śmiałem się, że może być trenerem, menadżerem, prezesem, zawodnikiem i arbitrem w jednym. Oczywiście mówię to pół żartem, pół serio. Darzę go wielką sympatią, pomimo tego, że wielokrotnie publicznie spieraliśmy się o różne rzeczy. Grzegorz przede wszystkim jest naturalny. To swój chłop. Część kibiców go lubi, a część nie - analizuje.
- A gdzie w żużlu są pokorni zawodnicy? Mamy niewielu tzw. "grzecznych chłopców". Grzegorzowi czasami zdarza się coś chlapnąć. Być może po czasie tego żałuje. Nie zmienia to faktu, że zawsze bardzo ceniłem sobie nasze relacje - a nawet wciąż cenię i lubię się z nim droczyć. Generalnie jest fajnym facetem, to chłopak do rany przyłóż. Trochę inaczej patrzy się na człowieka, jeśli zna się go osobiście, a nie tylko z przekazu medialnego. Myślę, że podobne wnioski można wyciągnąć w przypadku mojej osoby - kończy Frątczak.
Zobacz także: Żużel. Roman Lachbaum nie żałuje kilkuletniego kontraktu w Grudziądzu. Uważa, że jego czas jeszcze nadejdzie
Zobacz także: Żużel. Kamil Brzozowski zabiera głos. "Siedzimy na tykającej bombie. Znalazłem dobrą odskocznię" [WYWIAD]