Żużel. Kamil Brzozowski zabiera głos. "Siedzimy na tykającej bombie. Znalazłem dobrą odskocznię" [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Krzysztof Urban / Na zdjęciu: Kamil Brzozowski
WP SportoweFakty / Krzysztof Urban / Na zdjęciu: Kamil Brzozowski

- Siedzimy na tykającej bombie. Znalazłem dobrą odskocznię. Pomagam dobremu znajomemu, który buduje pomosty - mówi WP SportoweFakty Kamil Brzozowski, żużlowiec Abramczyk Polonii Bydgoszcz.

[b]

Sebastian Zwiewka, WP SportoweFakty[/b]: Słyszałem, że podjął pan pracę. Czym pan się zajmuje?

Kamil Brzozowski, żużlowiec Abramczyk Polonii Bydgoszcz: Pomagam dobremu znajomemu, który buduje pomosty. Po prostu trzeba coś robić, już nie mogłem usiedzieć w domu. Od czekania trochę dostawała głowa i dlatego znalazłem sobie dodatkowe zajęcie. Pracuję w firmie Welder niecałe dwa tygodnie. Mieszkam w Gorzowie, a do pracy mam około 130 kilometrów - wstaję o 5 rano, wracam dopiero koło 20.

Postawa godna pochwały, bo nie wszyscy sportowcy decydują się na zwykłą pracę.

Czy ja wiem? Nie lubię siedzieć bezczynnie w domu. Jeszcze niedawno wstawałem rano i nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Krzątałem się z kąta w kąt, a raczej takie coś nie miało najmniejszego sensu. Praca jest dla mnie dobrą odskocznią, mogę sobie odpocząć pod względem psychicznym. Głowa przynajmniej nie myśli o naszych wszystkich problemach. Pojawiają się przecież pytania czy sezon wystartuje, jak to będzie w ogóle wyglądało i czy na trybunach będą kibice. Dodatkowe zajęcie może mi tylko i wyłącznie pomóc. Praca jest fizyczna, więc przy okazji utrzymam formę, którą wypracowałem w okresie zimowym - mam na myśli ciało i mięśnie.

ZOBACZ WIDEO Krzysztof Cugowski: Żużel jest sportem, który powinien najszybciej wrócić na stadiony

Zimą pan również pracował?

Po zakończeniu poprzedniego sezonu podjąłem pracę u jednego ze sponsorów - w firme Płomyk. Przed dniem Wszystkich Świętych pomagałem rozwozić znicze. Nie boję się pracy, żadna praca nie hańbi. Branża nie ma tutaj znaczenia. Osobiście nie mógłbym siedzieć za biurkiem, bo byłoby to dla mnie męczące. Nie lubię siedzieć z tyłkiem i pracować przy komputerze.

Nie wolał pan siedzieć w domu, żeby całkowicie zminimalizować ryzyko zakażenia koronawirusem?

Niby tak, ale staram się powoli wracać do normalności. Nie wiemy, gdzie ten wirus jest. Ludzie umierają też na grypę i na zawały. Jak ktoś ma na coś zachorować, to na to zachoruje. Nie ma reguły. U nas nie pracuje 40 osób, a tylko cztery. Nie mamy styczności z innymi ludźmi, lecz wykonujemy czynności i jesteśmy oddaleni od siebie o 50 metrów.

A jak pan sobie radzi z całą sytuacją? Dla żadnego człowieka nie są to dobre czasy.

Na pewno pojawiają się nerwy. Powiem na przykładzie naszego zawodu - każdy żużlowiec czekał na rozpoczęcie sezonu od października do marca. Przyszedł czas na pierwsze wyjazdy na tor i wszystko nagle stanęło w miejscu. Podejrzewam, że odbije się to na naszej psychice. Ładna pogoda za oknem, zawsze mieliśmy o tej porze kilka spotkań ligowych za sobą. A co robimy teraz? Stoimy i dalej niewiele wiemy. Widziałem, że mamy ruszyć w lipcu, aczkolwiek sytuacja może się zmienić z dnia na dzień. Może być tak, że nie wystartujemy, bo liczba zachorowań diametralnie się zwiększy. Siedzimy na tykającej bombie.

Nie jest łatwo o pozytywne nastawienie, jeśli nawet nie wiadomo, czy sezon ruszy.

Na to już nie mamy wpływu. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Od dawna czujemy głód jazdy, każdy chce pojeździć, ale niestety jest to niemożliwe. Chciałbym wrócić do normalności, czyli chodzić bez maseczek i funkcjonować bez zakazów. Mam nadzieję, że obecny stan szybko minie.

Porozmawiajmy teraz na przyjemniejszy temat. Załóżmy scenariusz, że eWinner 1. Liga wystartuje. O co powalczy Abramczyk Polonia Bydgoszcz?

Na chwilę obecną jedziemy o utrzymanie na zapleczu PGE Ekstraligi. Beniaminek najczęściej stawia sobie właśnie taki cel. Jeżeli będzie szansa na coś więcej, to o to powalczymy. Rozmawialiśmy z prezesem i wspólnie ustaliliśmy, że mamy rywalizować o spokojne utrzymanie. W sporcie bywa jednak różnie, każdy spróbuje jechać jak najlepiej.

Widać, że zadomowił się pan w bydgoskim klubie. Poprzedni sezon był udany w pana wykonaniu.

Tak, tylko nie zapominajmy, że to była II liga. Teraz poprzeczka została zawieszona znacznie wyżej. Lepiej przygotowałem się pod każdym względem, choć różnie w życiu bywa i niczego nie można wykluczyć. Staram się być dobrej myśli. Dobrze czuję się w Abramczyk Polonii i cieszy mnie pobyt w Bydgoszczy. Mamy bardzo dobry kontakt ze sobą, w zespole panuje rodzinna atmosfera. Musimy to utrzymać.

Macie równy skład, choć bez wyraźnego lidera. Atut własnego toru pozwoli wam zwyciężać przynajmniej domowe spotkania?

Ciężko już o atut własnego toru. Większość jest przygotowywana podobnie - są lekko twarde, a każdy dobry zawodnik wszędzie potrafi szybko jechać. Prawda jest taka, że w eWinner 1. Lidze jest wielu bardzo dobrych zawodników. Pomóc może nam właśnie ten równy skład. Jeśli wszyscy zrobimy po 8-9 punktów, to powinniśmy wygrywać. Inaczej sprawa wygląda, kiedy wyraźny lider przywozi w okolicach kompletu, a pozostała część zespołu zawodzi.

Zgodzi się pan ze mną, że miejsce bydgoskiego klubu jest w PGE Ekstralidze

Oczywiście, że tak. Potrzeba jednak jeszcze trochę czasu, żeby to wszystko odbudować. Pamiętamy, gdzie była Polonia dwa lata temu. Teraz jest zdecydowanie lepiej. Szybko można wspiąć się do góry, ale jeszcze szybciej można spaść. Czas w sporcie odgrywa ważną rolę. Prezes Jerzy Kanclerz wie co robi i spokojnie dąży do realizacji każdego celu. Widać, że zna się na rzeczy, dlatego w 2019 roku osiągnęliśmy tak dobry wynik. Najpierw chcieliśmy znaleźć się w fazie play-off, a dopiero później celowaliśmy w awans - udało się. W sezonie 2020 myślimy o spokojnym utrzymaniu, jedziemy bez zbędnej napinki. Nie jest tak, że musimy. Po prostu mamy bawić się sportem. Na papierze są mocniejsze drużyny od nas.

Szczególnie poukładane zostały kwestie finansowe. Wiele klubów ma problemy z regularnymi wypłatami, a słyszałem, że w Bydgoszczy wszystko było uregulowane dzień po zakończeniu meczu.

Zawsze tak było. To też pozytywnie odbiło się na naszej jeździe, skorzystaliśmy na regularnych wypłatach. Mogliśmy inwestować środki finansowe w serwisy silników. Pieniądze są ważne, zwłaszcza w sporcie motorowym. Kupno motocykli, utrzymanie całego teamu, wyjazdy - to wszystko dużo kosztuje.

Czyli wielce prawdopodobny jest pana dłuższy pobyt w tym klubie.

Chciałbym jeździć w Bydgoszczy jak najdłużej. Dopóki prezes będzie widział mnie w składzie i nasza współpraca utrzyma się na tak wysokim poziomie, to nie zamierzam się nigdzie wybierać. Doskonale się dogadujemy, więc nie widzę przeszkód, żeby jeździć w Polonii nawet przez kilka sezonów. Nie brałem innych propozycji pod uwagę, ale pojawiły się jakieś telefony. Od samego początku chciałem zostać.

Na koniec zapytam o finanse. Kluby zgodziły się na jazdę, ale ktoś w trakcie sezonu może wpaść w poważne tarapaty?

Nie sprawdzałem budżetów klubów. Jeżeli pojedziemy przez cały sezon bez kibiców, to na pewno będą dużo niższe. Nie da się ukryć, że fani są największym sponsorem każdego ośrodka. W tej chwili trzeba się liczyć tylko z wpływami z miasta, od sponsorów oraz telewizji. Wielu darczyńców też musi ratować swoje biznesy, bo gospodarka mocno odczuła epidemię koronawirusa. Zobaczymy w październiku lub listopadzie. Nikomu oczywiście nie życzę problemów finansowych. Słyszałem, że wszyscy chcą jechać, więc powinni mieć plan.

Zobacz także: Żużel. Dzień przed kwarantanną. MrGarden GKM Grudziądz. Nicki Pedersen zabiera rodzinę do Polski
Zobacz takżeŻużel. Juniorzy stracą szansę na rozwój? Turnieje młodzieżowe dużo im dawały

Źródło artykułu: