Jacsó Tibor: Żużel na Węgrzech to pacjent w ciężkim stanie. Wirus? Ludzie są już rozgoryczeni [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Jacsó Tibor z drużyną Speedway Miszkolc
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Jacsó Tibor z drużyną Speedway Miszkolc

Jacsó Tibor, były prezes węgierskiego klubu Speedway Miszkolc, mówi, że sytuacja w jego kraju w związku z pandemią koronawirusa jest trudna i napięta. - Ludzie są już naprawdę rozgoryczeni. Uważają, że nie otrzymali od rządu wsparcia - tłumaczy.

W tym artykule dowiesz się o:

Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Jak wygląda obecnie sytuacja żużla na Węgrzech?

[b][tag=24254]

Jascó Tibor[/tag], były prezes klubu Speedway Miskolc:[/b] Można powiedzieć, że sytuacja wszystkich sportów motorowych w naszym kraju jest bardzo kiepska. W węgierskiej federacji ciągle mamy tarcia. Te wszystkie wewnętrzne spory doprowadziły do tego, że odeszło wielu ludzi, którzy znali się na rzeczy. Efekty pracy obecnych liderów są w mojej ocenie katastrofalne. Węgierski żużel to pacjent w ciężkim stanie, który jest utrzymywany przy życiu tak naprawdę przez jeden tor w Nagyhalász. To zasługa zamożnego biznesmana Józsefa Albóka. Węgierski żużel to tak naprawdę on.

Słyszałem o pomysłach wybudowania toru w Budapeszcie. To już nieaktualne?

Wie pan, problem polega na tym, że żużel na Węgrzech był zawsze popularny poza stolicą. W związku z tym powstanie toru w Budapeszcie to dla mnie mrzonka. Nie wierzę, że ten scenariusz się kiedykolwiek ziści. Gdyby miało dojść do poważnej reorganizacji dyscypliny, to w pierwszej kolejności należałoby się zwrócić w kierunku takich ośrodków jak Gyula, Debreczyn, Miszkolc. Mogę powiedzieć o tym, co dzieje się w Miszkolcu, bo tutaj żyję. Jesteśmy bardzo zdeterminowani, żeby mieć tu nowoczesny obiekt. Łatwo nie będzie, aczkolwiek walczymy.

W najgorszym wypadku zostaną panu wspomnienia.

Niestety tak. Na szczęście mam ich sporo. Część z nich dotyczy czasów, kiedy Speedway Miszkolc jeździł w polskiej lidze. To był wspaniały czas. Wtedy narodziła się moja przyjaźń z obecnym trenerem Wilków Krosno Januszem Ślączką. Można powiedzieć, że ona trwa do dziś. Jesteśmy w stałym kontakcie, więc jestem zorientowany, co się u was dzieje.

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Billy Hamill

Jak wygląda obecnie sytuacja na Węgrzech w związku z koronawirusem?

Najgorzej jest w Budapeszcie. To jednak całkiem normalne, bo w stolicy mamy dwa miliony mieszkańców. Poza tym w tym regionie duże wpływy ma opozycja, a to sprawia, że ich sytuacja jest jeszcze trudniejsza. Jeśli chodzi o cały kraj, to mamy potwierdzonych 3341 przypadków. Zmarło 430 osób. To jednak tylko rządowe liczby, więc proszę brać na nie pewną poprawkę.

Dlaczego?

Ich wiarygodność jest na Węgrzech mocno kwestionowana. Tak czy inaczej, scenariusz był u nas podobny jak w innych krajach. Rząd podejmował w zasadzie takie same decyzje. Należy jednak pamiętać, że sytuacja polityczna była szczególna. Większość parlamentarna dała premierowi Orbanowi pełne pole do popisu. Parlament odsunął się na bok, a on rządzi dekretami i może naprawdę wiele. Dzięki temu zdążył już podjąć wiele decyzji ekonomicznych, które tak naprawdę nie miały żadnego związku z koronawirusem. A jeśli chodzi o zalecenia dla ludzi, to nie ma tragedii. Mamy obostrzenia, zbliżone do tych w innych krajach, ale stopniowo dochodzi do ich rozluźniania. Nie wszystko jest jednak dla nas jasne.

Jakieś przykłady?

Noszenie masek. Pod tym względem mamy chaos informacyjny. Nikt tak naprawdę nie wie, co byłoby dla nas najlepsze. Wszyscy jednak je zakładają, kiedy korzystają z transportu publicznego lub wybierają się do sklepu na zakupy.

Co z gospodarką?

Głównymi ofiarami koronawirusa są właściciele hoteli, restauratorzy, branża kulturalna i sportowa. Wszyscy żyją nadzieją, że wkrótce coś się poprawi. Najczęściej jest mowa o lipcu. Warto jednak dodać, że na imprezy masowe nie ma u nas szans. I to jeszcze dość długo. Zakaz zostanie utrzymany na pewno do 15 sierpnia.

A jak radzą sobie szpitale?

Musiały zawiesić specjalistyczne zabiegi i opiekę ambulatoryjną. W związku z koronawirusem na Węgrzech z dnia na dzień było potrzebnych zdecydowanie więcej łóżek dla pacjentów. W mojej ocenie te decyzje były jednak nieracjonalne, bo doprowadziły do tego, że w poważnej sytuacji znalazło się wielu ludzi, którzy zmagają się z innym chorobami.

Jaka jest atmosfera na Węgrzech? Czy społeczeństwo boi się koronawirusa?

Ludzie bardziej martwią się o swoją przyszłość. Ciągle powtarzają, że najbardziej boją się konsekwencji, które wywoła pandemia. Wiele osób już straciło pracę i wydało całe swoje oszczędności. To jest największy teraz problem Węgrów.

Jak społeczeństwo zareagowało na wprowadzenie stanu wyjątkowego?

Normalnie. Można powiedzieć, że to przyszło naturalnie. Wszyscy przestrzegali reguł i stosowali się do ograniczeń. Nie było żadnego buntu. Ludzie na Węgrzech są jednak mocno rozgoryczeni tym, co się dzieje. Uważają, że rząd nie udzielił im wystarczającego wsparcia w tych trudnych czasach. Pomocy nie otrzymali ci, którym była ona najbardziej potrzebna. Tak było w innych krajach, a na Węgrzech ludzie czy firmy związane z rządem były traktowane na szczególnych zasadach. Wiele osób nie może się z tym cały czas pogodzić.

A co ze sportem?

Piłka nożna powinna niebawem ruszyć, ale oczywiście przy pustych trybunach. Mecze będą transmitowane przez telewizję, tak żeby ludzie mogli śledzić rywalizację. Na ten moment to tyle.

Kiedy Węgry wrócą do normalności? Wiadomo cokolwiek o końcu pandemii?

Nasz premier powiedział, że szczyt pandemii miał miejsce 4 maja. Od tego dnia ograniczenia mają być stopniowo znoszone. Każdy ma jednak na ten temat swoje zdanie. Chyba nie ma sensu się nad tym rozwodzić. Obyśmy wszyscy byli zdrowi. Życzę tego także panu i wszystkim Polakom.

Zobacz także:
Per Jonsson. Mistrz świata zamknięty w czterech ścianach
eWinner 1. Liga ruszy 11 lipca!

Źródło artykułu: