- Zawodnicy wspólnie podjęli decyzję, że nie wystartują w meczu, ponieważ warunki torowe uniemożliwiały bezpieczne rozegranie spotkania. Nie licząc ostrowskich działaczy, tylko sędzia robił wszystko, by na siłę rozpocząć derby, bez względu na opinie zawodników. Jaka jest decyzja, każdy wie, natomiast trudno powiedzieć jakie będą tego konsekwencje. Nas, przyznaję, niedzielne wydarzenia bardzo zaskoczyły - komentuje prezes Startu Gniezno, Arkadiusz Rusiecki.
- Zaglądałem do regulaminu i wnikliwie go analizowałem. Nie znalazłem jednak punktu, zgodnie z którym władze polskiego żużla mogłyby drużyny ukarać. Z kolei sporo regulaminowych braków pozwala na polemikę z decyzją arbitra. Wspomnę chociażby, że sędzia do godziny po planowanym rozpoczęciu spotkania powinien zadecydować ostatecznie, czy jest w stanie je rozgrywać, czy też nie. Na pewno złożymy nasze wyjaśnienia: do tego jesteśmy zobligowani i na to jesteśmy gotowi. W poniedziałek mamy konsultacje prawnicze w tej sprawie. Rano pytałem przewodniczącego GKSŻ, czy możemy spokojnie przygotowywać się pełnym składem do meczu z GTŻ-em Grudziądz. W odpowiedzi usłyszałem, że dowiem się we wtorek po popołudniu. Nie wiem, co te słowa mogą oznaczać. Rozmawiałem też z Krzysztofem Cegielskim, który jest przewodniczącym stowarzyszenia żużlowców "Metanol". Powiedział, że musi to dogłębnie przeanalizować i z pewnością na jakieś decyzje stowarzyszenia będziemy musieli poczekać. Teraz mogę jedynie przeprosić kibiców, że musieli tyle czekać, a ostatecznie mecz się nie odbył. Jednocześnie dziękuję im za przybycie do Ostrowa. Zawsze możemy na nich liczyć - dodaje.
- Możemy otwarcie powiedzieć, że przyczyną nie rozegrania spotkania nie były wbrew pozorom finanse żadnej ze stron - przyznają jednogłośnie gnieźnieńscy działacze. - Może klub z Ostrowa boryka się z pewnymi kłopotami, ale żużlowcy obu ekip byli gotowi do jazdy. Nie wiem dlaczego inni wierzą ludziom mniej kompetentnym. My mówimy tak, jak było. A prawda jest taka, że tylko i wyłącznie warunki torowe uniemożliwiły odjechanie zaplanowanych na niedzielę derbów Wielkopolski. Z tego miejsca chciałbym tak jak pan prezes przeprosić naszych kibiców. Nie doinformowanie nie leżało po naszej stronie. To tamtejszy spiker nie powiadomił publiczności o wydarzeniach jakie miały miejsce. Fani czekali i mieli nadzieję, że do meczu dojdzie. Dziękuję także gnieźnieńskim kibicom za zjawienie się w Ostrowie i dopingowanie zawodników. Szkoda, że ci nie pojawili się na torze, ale wiadomo, że zdrowie jest ważniejsze. Wiem, że na tych fanów możemy liczyć i że do końca będą z nami - uzupełnia rzecznik prasowy Startu, Grzegorz Buczkowski.
Na temat klubowych finansów zdecydowali się wypowiedzieć także członkowie gnieźnieńskiego zespołu. Ich również zabolały dywagacje, jakoby przyczyną odmowy wyjazdu na tor, miałyby być problemy natury organizacyjnej Startu.
- Chciałbym jeszcze raz podkreślić, że tego dnia tor w Ostrowie nie nadawał się do jazdy. Nie wyjechaliśmy, gdyż miejscowa nawierzchnia nie spełniała warunków bezpieczeństwa. Z pewnością nie chodziło o pieniądze. W moim klubie jest bardzo dobrze. Start Gniezno nie ma żadnych zaległości i z wszelkich zobowiązań wywiązuje się w terminie - wyjaśnia, Krzysztof Słaboń.
W podobnym tonie wypowiedział się kolejny z zawodników Startu - Szwed Peter Ljung: - Na torze w Ostrowie nie dało się jechać! Z mojej strony mogę zapewnić, że nie chodziło o żadne zaległości finansowe. Klub płaci mi w terminie.
Wygląda na to, że najbliższe dni, a może nawet godziny będą decydujące dla Startu, ale również dla Klubu Motorowego Lazura Ostrów. Gnieźnianie jak można wnioskować po niniejszych wypowiedziach działaczy, a także zawodników nie zamierzają bezczynnie oczekiwać na ewentualne decyzje Głównej Komisji Sportu Żużlowego. M.in. w tym celu Arkadiusz Rusiecki zaproponował, by możliwie w jak najkrótszym czasie spotkały się wszystkie zainteresowane strony: przedstawiciel GKSŻ, sędzia Marek Wojaczek, działacze obu klubów oraz szef stowarzyszenia żużlowców "Metanol".
O całej sprawie będziemy państwa informować na bieżąco.