Kamil Hynek, WP SportoweFakty: W najbliższy weekend rusza czeska ekstraklasa piłkarska. Dalej będzie już tylko z górki? (do środy w Czechach zanotowano 8647 zakażeń i 302 zgony - we wtorek 61 zakażenia i 5 zgonów).
Filip Sitera, były żużlowiec, aktualnie menedżer reprezentacji Czech: Jestem optymistą. Od nieco ponad tygodnia możemy już organizować zawody przy udziale stu osób. Później ta liczba ma sukcesywnie wzrastać. Od 25.05 na obiekty sportowe będzie można wpuścić nawet 300 osób, od 8.06 - 500, a od 22.06 nawet do 1000! Oczywiście z zachowaniem zasad bezpieczeństwa. Ale to i tak świetne wiadomości, na które z utęsknieniem czekaliśmy. One oznaczają, że wkrótce będzie szansa zobaczyć pierwszych kibiców na trybunach! Chociaż zapędy niektórych prezesów o wpuszczeniu fanów już trzeba było studzić. Chcieliby jeść chochlą, nie łyżeczką i robić wszystko na hura.
Odmrażanie sportu trwa w najlepsze?
Nasze dobro narodowe, którym mocno się interesuję, czyli hokej ma przerwę, ale wszelkie sporty nie tylko motocyklowe budzą się już z przymusowego, spowodowanego pandemią koronawirusa snu. Wraz z początkiem czerwca powinniśmy włączać wyższe biegi odmrażania.
Jeszcze parę tygodni temu perspektywy dla sportu w całej Europie były raczej kiepskie, a tymczasem jesteśmy już po restarcie Bundesligi, za chwilę rozgrywki wznowią Polska i Czechy. Szczerze, wierzył pan, że stawianie rywalizacji sportowej na nogi pójdzie tak stosunkowo sprawnie?
Po pierwsze, nie brałem pod uwagę, że nie będzie w tym roku żadnych wydarzeń sportowych. Akurat w naszym kraju jest duża presja obywateli na rząd, żeby coraz odważniej luzować obostrzenia. Zaczęło się od otwarcia wielkopowierzchniowych sklepów, przez które codziennie przewija się tysiące ludzi. Potem społeczeństwo się rozochociło i pytało wprost, dlaczego w takim razie zabronione jest funkcjonowanie mniejszych marketów, a aktywność fizyczna blokowana. I poszło.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams
Czy to światełko w tunelu dla ligowego żużla w waszym kraju?
Według terminarza, trzeciego czerwca powinien odbyć się pierwszy turniej żużlowego Pucharu Czech. Wystartują w nim sami rodzimi zawodnicy. Naszym największym hamulcem są zamknięte granice. Musimy bacznie obserwować, co tam będzie się działo i do rozporządzeń z nimi związanych dopasowywać plany. Na czeskich torach trenujemy już blisko miesiąc, ale start Extraligi będzie miał sens, gdy zespoły będą mogły korzystać z obcokrajowców.
Czechy będą pierwszym, większym państwem, które wpuści stadiony kibiców. Extraliga pojedzie z fanami na trybunach?
Nie postawiłbym na to pieniędzy, ale kto wie? Wydaje mi się, że będziemy reagować na bieżąco. Podjąć pochopne decyzje jest wyjątkowo łatwo, gorzej się później z nich wycofywać. W Czechach ligowy żużel nie stoi na tak wysokim poziomie i nie jest tak popularny, jak u was. Nam do szczęścia wystarczyłoby dwa tysiące ludzi. Tylko turniej Grand Prix w Pradze i Zlata Prilba w Pardubicach sprawiają, że areny przeżywają oblężenie i obiekty wypełniają się po brzegi. Należy jednak podkreślić, że wtedy mamy do czynienia z prawdziwym tyglem narodowościowym, przyjeżdżają sympatycy praktycznie z całej Europy.
Skoro już wspomniał pan GP w Pradze. Rundę przeniesiono na wrzesień, ale mówi się, że cały cykl stoi w tym roku pod znakiem zapytania.
Chyba jest jeszcze za wcześnie, aby dyskutować na temat odwoływania Grand Prix. Sam pan powiedział, że turniej na Markecie dopiero za cztery miesiące. Praktycznie co tydzień słyszymy o przechodzeniu do kolejnych etapów zdejmowania ograniczeń. Poczekajmy.
A jak pan się zapatruje na turniej jednodniowy. W Czechach sprzedałby się świetnie?
Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do większej liczby rund i ta formuła świetnie od lat zdaje egzamin. Turnieje jednodniowe były fajne, ale kiedyś. W tego typu zawodach lubi rządzić przypadek, a mnie to się nie podoba. Jeden defekt, wykluczenie, słabszy dzień, błąd i jesteś "pozamiatany", skreślony z walki o tytuł. Przy kilku imprezach jest okazja odrobić straty. Nie jestem przekonany, czy rozdanie medali IMŚ przy jednym finale zwiększyłoby zainteresowania turniejem w Czechach. Nigdy nie będziemy na półce z wami, Szwecją, czy Danią.
Wpadł mi do głowy szatański pomysł. Ciągle powtarzacie, że jesteście niezwykle odpowiedzialnym narodem, pokazujecie Europie, jak skutecznie walczyć z COVID-19, to może bylibyście gotowi ugościć u siebie dwie rundy, w Pradze i Pardubicach. Np. tydzień po tygodniu. To byłoby prawdziwe święto!
Nie jest to pytanie do mnie, a bardziej do władz Pragi. Ale jeśli ode mnie zależałoby wzięcie długopisu do ręki, jestem jak najbardziej na tak! Myślę, że organizacyjnie podołalibyśmy temu przedsięwzięciu bez problemu.
Zejdźmy ponownie na ziemię. Jakie miejsca zrzeszające większe skupiska ludzi są już w Czechach uwolnione dla użytku publicznego?
Restauracje i puby już działają, ale można siedzieć wyłącznie na zewnątrz, a stoły stoją od siebie na minimum półtora metra. W centrach handlowych należy zachować przepisową odległość dwóch metrów. Na razie nie słychać natomiast nic o organizacji koncertów.
Od najbliższego poniedziałku (tj. 25.05) zakrywanie ust i nosa nie będzie już konieczne?
Na otwartej przestrzeni. Maseczek nie schowamy jednak głęboko do szafy. One nadal będą potrzebne w zamkniętych pomieszczeniach, typu budynki handlowe, komunikacja miejska itp.
Zaczynacie normalnie żyć?
Nasze pokolenie doświadcza wydawałoby się abstrakcyjnego czasu. Jeszcze pół roku do tyłu, nikomu nie przyszłoby do głowy, że nasze życie w tak ogromnym stopniu sparaliżuje zaraza, na którą nie ma antidotum. Musimy się temu przeciwstawić i chociaż spróbować funkcjonować, jak wcześniej. Nie będzie to łatwe, ale siedzenie i wieczne zamartwianie się nad losem nic nie da. Może właśnie dostaliśmy sygnał ostrzegawczy, aby z większą troską zadbać teraz nie tylko o swoje zdrowie, lecz spojrzeć z refleksją również na ludzi wokół.
Pięć lat temu uległ pan groźnemu wypadkowi na torze, który brutalnie przerwał panu karierę. Doznał pan szeregu ciężkich obrażeń. M.in. złamał pan staw biodrowy, miednicę, roztrzaskał pan w strzępy krąg L2, nie wytrzymały też trzy kręgi na odcinku dolnym. Łatwiej przypominać o roztaczaniu opieki i podkreślaniu wartości, jakim jest zdrowie, ale jak się pan obecnie czuje, są postępy?
Niezbyt, powiedziałbym, że bez zmian. Jestem przyzwyczajony do bólu. On towarzyszy mi każdego dnia. Pewnie nigdy nie odzyskam sprawności w kontuzjowanej nodze, ale nie narzekam. Najważniejsze, że moja rodzina jest zdrowa, reszta schodzi na dalszy plan. Nie będę kłamał i opowiadał historii, że dokładnie sprawdzałem, czy znajduję w tzw. grupie ryzyka. Nie wiem, na pewno każdy człowiek, nawet ten pełen wigoru powinien mieć oczy szeroko otwarte i uważać na siebie.
Napomknął pan, że nie ma władzy w nodze. Gdzieś przeczytałem, iż jeszcze dwa lata temu miał pan trudności z przejściem paru kroków. Kule są bez przerwy w użyciu?
Nie mam czucia w tej kończynie i nigdy już nie będę miał, więc aby przemieścić się na dłuższym dystansie muszę wspomagać się jedną kulą. W miarę jednak nauczyłem. Pragnąłem być samodzielny, bo nigdy lubiłem być zdany na czyjąś łaskę. Czasem tylko, gdy się zapomnę, potykam się.
Uczęszcza pan na rehabilitację?
Gabinety były zamknięte, dlatego było to niemożliwe. Wiem, co mam robić, wzmacniam organizm, nogę ćwiczę w domu, czy jeżdżąc na rowerze. Generalnie nie ma tragedii, cierpię tylko gdy kończyna się odezwie.
Często krąży pan jeszcze myślami przy wydarzeniach z 2015 roku?
Nie da się od tego kategorycznie odciąć. Codziennie wstaję z przeświadczeniem, że życie wywaliło mi się do góry kołami o sto osiemdziesiąt stopni. Namacalnym tego dowodem jest ciągłe zmaganie się z ograniczeniami. Zrozumiałem, że mnóstwo rzeczy będzie już poza moim zasięgiem, nie będę w stanie przekroczyć pewnego progu, pułapu aktywności. Na szczęście mam wspaniałą rodzinę, która uczyniła mnie szczęśliwym człowiekiem i pozwala zapominać o niedoskonałościach.
Pan jest tym szczęściarzem, że jest bez ustanku przy ukochanej dyscyplinie. Jak to się stało, że mianowano pan menedżerem reprezentacji Czech na żużlu i ice speedwayu, co należy do pana zadań?
Dostałem ofertę od federacji z gatunku tych nie do odrzucenia. Z radością, bez wahania ją przyjąłem. U mnie w rodzinie miłość do żużla przechodzi z pokolenia na pokolenie. Gdyby dobrze przeanalizować drzewo genealogiczne, w czarny sport byliśmy "umoczeni" od korzenia po koronę (śmiech). Dziadek po zakończeniu czynnej przygody ze speedway’em też pełnił rolę szefa kadry narodowej. Później przez trzy dekady był działaczem FIM. Na motocyklu żużlowym jeździli ponadto stryjowie. Od dziecka towarzyszyłem im w trakcie zawodów. Zanim pojawiła się propozycja objęcia reprezentacji, aby nie wylecieć z obiegu, poważnie zastanawiałem się nad wzięciem pod swoje skrzydła paru młodych chłopaków. Moje najbliższe marzenia, to piąć czeski żużel systematycznie do góry. Non-stop go promować, aby było o nim głośniej słychać. Życzyłbym sobie także dorobić się w Czechach następnych Vaclavów Milików i przywozić do kraju medale z dużych imprez.
CZYTAJ TAKŻE: Wirus zrobił czystkę w parkingu
CZYTAJ TAKŻE: Mistrz świata bez taty i brata w parku maszyn