Wyjaśniła się przyszłość Jarosława Hampela. Po odpaleniu z Fogo Unii Leszno utytułowanego zawodnika najczęściej łączono z ROW-em Rybnik. W czwartek późnym popołudniem wybuchła jednak bomba transferowa. Żużlowiec trafił do Motoru Lublin. Po zawodnika osobiście do Wielkopolski udał się prezes Jakub Kępa.
Można się tylko domyślać, że podwieczorki w domach Jakuba Jamroga i Pawła Miesiąca nie smakowały, jak zazwyczaj. Miała być sielanka, komfort i spokój, tymczasem dokładnie tydzień przed startem PGE Ekstraligi zawodnicy dostali niechciany prezent w postaci konkurenta do miejsca w składzie. Sam Kuba poskreślał, że przy wyborze Lublina kierował się chęcią złapania oddechu, luzu psychicznego. I figa z makiem. Miesiąc jest w o tyle lepszym położeniu, że dzierży status lokalnego matadora i showmana. Z nim na torze nie ma nudy.
Rywalizacja jest potrzebna wszędzie, o ile odbywa się na zdrowych i przejrzystych zasadach. Gdy ktoś jest dobry, poradzi sobie. Jamróg np. całą karierę ma pod górkę. Musi walczyć o swoje, jest przyzwyczajony, że jeździ z pistoletem przy głowie, a każdy bieg jest dla niego z gatunku tych o życie.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams
Żeby było jasne. Hampel jest bogu ducha winien. Sam ze sobą kontraktu nie podpisał. Co nie zmienia faktu, że zawodnicy, którzy zaufali Motorowi w listopadzie mogą się czuć rozczarowani i zawiedzeni. Nie takie były ustalenia.
Myślisz Hampel pierwsze co przychodzi do głowy - klasa. Mimo niestabilnej w ostatnich latach formy, z trzydziestym ósmym krzyżykiem na karku wychowanek Polonii Piła jedzie na renomie i nadal nie jest tanią opcją. Słychać, że sponsoringiem indywidualnym zawodnika miałaby objąć kopalnia Bogdanka. Ta sama, która w zimie wykładała kasę na umowę Krzysztofa Kasprzaka.
Dla kibica słabo zorientowanego w realiach, przekaz jest czytelny. W marcu prezesi bili na alarm, że z powodu koronawirusa trzeba ratować kluby, a najlepszym sposobem będą cięcia w punktówce i kwocie na przygotowanie do sezonu, a teraz w świat idzie fama, że jednak Motor po redukcjach ma się dalej świetnie. Oprócz dobicia targu z samym zawodnikiem należało jeszcze sypnąć groszem prezesowi Byków - Piotrowi Rusieckiemu, aby te puścił żużlowca do Lublina.
Trudno uwierzyć, aby Motor postawił na Hampela i ten siedział na ławie. Dziwnie to zabrzmi, ale Jarek w Lublinie wygląda na inwestycję w przyszłość, a nie jednoroczny epizod. Poza formą papierową bardzo popularne są ustalenia ustne. To co Kępa uradził z Jarkiem będzie ich słodką tajemnicą. Mam jednak duże wątpliwości, czy dwukrotny wicemistrz świata pchałby się w układ, gdzie trzeba brnąć w to samo, co w Lesznie. Prędzej zobaczymy w cywilu w trakcie zawodów Mateja Zagara.
Pół żartem pół serio, szkoda, że obowiązuje reżim sanitarny i jesteśmy na różnego rodzaju zakazach, bo bilety na domowe treningi Motoru schodziłyby, jak świeże bułeczki. Lublinianie nie będę jeździli jednego meczu w tygodniu, każde próbne kółko zapowiada się nam na osobne zawody, spotkanie o punkty. Z jednej strony, to prosta droga do animozji, kwasów i zepsucia atmosfery tuż przed inauguracją, z drugiej po to jest prezes, żeby rozprawić się z problemem i umiejętnie ugasić pożar.
- W najbliższych dniach będziemy rozmawiać o wszystkich możliwych wariantach. Mogę jednak zapewnić, że kolejnych ruchów kadrowych już nie planujemy - powiedział Jarkowi Galewskiemu prezes Kępa. Pożyjemy, zobaczymy.
CZYTAJ TAKŻE: Cugowski: Rośnie nam potęga na ścianie wschodniej
CZYTAJ TAKŻE: Miedziński gościem w ROW-ie Rybnik