Pod koniec kwietnia Urząd Miasta Opola poinformował wszystkie kluby sportowe o cięciach w zaplanowanych dotacjach. Kwoty zmniejszono o ponad 30 procent. Rąk nie załamuje jednak prezes OK Bedmet Kolejarza Opole Zygmunt Dziemba, który cały czas próbuje pozyskać dodatkowe fundusze z różnych źródeł.
- Z powodu obniżenia miejskich dotacji straciliśmy około 150 tysięcy złotych, co jest niemałą częścią naszego budżetu. Będziemy jeszcze próbować pozyskać dodatkowe pieniądze od miasta, ale to dopiero wtedy, jak zakończymy negocjacje z zawodnikami. Na początku lipca, tuż po wznowieniu treningów na torze, będziemy osobiście spotykać się i rozmawiać z każdym, by podpisać stosowne aneksy finansowe. W obecnych czasach nie ma innej opcji niż jazda za niższe wynagrodzenie. Tak jest również i w Ekstralidze, i w 1. lidze. Wspomniane 150 tys. złotych musimy jakoś pozyskać, by nasz budżet spokojnie wystarczył na przejechanie sezonu. Na razie tych środków musimy intensywnie szukać - mówi Dziemba w rozmowie z "Nową Trybuną Opolską".
- Nasz sponsor tytularny, czyli firma OK, cały czas nas wspiera i już zapowiedziała, że nadal będzie to czynić. Z firmą Bedmet trwają aktualnie rozmowy, ponieważ ona mocno ucierpiała finansowo w czasie pandemii. Podobnie sytuacja wygląda u większości naszych mniejszych partnerów. Z nimi też negocjujemy i zobaczymy, czy uda nam się kogoś utrzymać. Szukamy też nowych sponsorów.
ZOBACZ WIDEO Piękne wyścigi i groźne upadki. Zobacz kronikę 2. kolejki PGE Ekstraligi
- Liczymy też na przychód ze strony kibiców. To oni są naszym "motorem napędowym" i nie wyobrażam sobie, żeby mogło zabraknąć ich na stadionie - dodaje.
Na tę chwilę w spotkaniach rozgrywanych w ramach PGE Ekstraligi może być zajęte jedynie 25 procent pojemności stadionu. Jeśli nic nie zmieni się do startu 2. Ligi, to ogromny problem mogą mieć działacze Kolejarza, bowiem na stadionie w Opolu zamontowanych jest jedynie 900 miejsc siedzących.
- Zgodnie z naszymi wyliczeniami z początku roku, budżet miał wynosić 1,5-1,6 mln złotych. Teraz jednak wygląda na to, że będzie o około 40 procent mniejszy. Dlatego między innymi nie wyobrażam sobie, żebyśmy nie mogli wpuścić na stadion przynajmniej 1000 kibiców. Na chwilę obecną można zapełnić tylko 25 procent stadionu, ale jeszcze nie wiemy, czy w naszym przypadku będzie chodzić o ogólną pojemność obiektu, czy też o miejsca siedzące. Tych drugich mamy bowiem na stadionie tylko 900, co oznaczałoby możliwość wejścia dla zaledwie 225 osób. To zdecydowanie nas nie urządza, tym bardziej, że od Motowizji, która będzie transmitować mecze 2. ligi, nie dostaniemy ani grosza. Dlatego tym bardziej liczymy na naszych fanów. Potrzebujemy ich, by móc ukończyć sezon. Już teraz mogę zapewnić, że nie podniesiemy cen biletów. Nie zrobilibyśmy im tego przy tak trudnej sytuacji, jaką mamy obecnie w naszym kraju.
Koronawirus uderzył finansowo we wszystkie kluby żużlowe. Z tego powodu konieczne jest dogadanie się z zawodnikami w kwestii obniżek w kontraktach.
- Musimy dojść z nimi do porozumienia, nie ma innego wyjścia. Mamy za sobą już rozmowy telefoniczne, ale żadnych wiążących dokumentów jeszcze nie podpisaliśmy. Wiemy, że zawodnikom nie jest łatwo, bo mocno zainwestowali oni w swoje motocykle, a sezon będzie bardzo krótki. Muszą jednak też zrozumieć, że nie doprowadzimy klubu do ruiny. Nadchodzący sezon musimy po prostu pojechać na specyficznych warunkach. Wszyscy w drużynie będą mieć taką samą stawkę. Generalnie żużlowcy innych klubów zdają sobie sprawę z zaistniałych okoliczności i zgadzają się na nowe warunki. Myślę więc, że i u nas będzie podobnie - zakończył.
Zobacz także: Żużel. Tomasz Walczak: Było już dobrze, ale niestety musieliśmy się poddać
Zobacz także: Żużel. RzTŻ zaprezentowało kevlar na sezon 2020. Zdecydowano się na kolory barw klubowych