Traciłem wiarę w PGG ROW Rybnik. Wiceprezesa klubu Macieja Kołodziejczyka zacząłem już nawet przekonywać, że ten sezon drużyna skończy bez punktów. Przeanalizowałem dwa pierwsze mecze rybnickiej drużyny i nie znajdowałem powodu do optymizmu. Z RM Solar Falubazem Zielona Góra pojechało dwa i pół zawodnika. Po wypadzie do Grudziądza wniosek mógł być tylko jeden - ta drużyna ma kilku żużlowców drugiej linii i żadnego lidera. Do tego można by dodać perturbacje z juniorami i zapytać, co z tego może wyjść dobrego?
Raz jeszcze okazało się jednak, że żużel zaczyna się tam, gdzie kończy się logika. Już nie raz boleśnie się przekonałem, że ten wyświechtany slogan naprawdę wiele znaczy. Wiem, Moje Bermudy Stal Gorzów w kryzysie, ale przecież na papierze i tak wygląda o wiele lepiej niż PGG ROW. No i ma mistrza świata Bartosza Zmarzlika. A jednak ta Stal dostała w Rybniku lanie. Gdyby tak jeszcze gospodarze dowozili do mety pozycje zdobywane na starcie, to wygrana Ślązaków byłaby bardziej okazała.
Czytałem już komentarze w stylu, że to będzie pierwsza i ostatnia wygrana PGG ROW-u w tym sezonie. Być może, choć nie sposób nie zauważyć, że czas działa na korzyść beniaminka. Mecz ze Stalą pokazał jednak, że w tej drużynie jest potencjał. ROW, inaczej niż rok temu eWinner Apator Toruń, nie jest klubem skazanym na gonienie wyniku po biegach juniorskich. Wystarczy, że Mateusz Tudzież wyciągnie wnioski, z tego co stało się w niedzielę, gdzie na własne życzenie stracił pierwszą pozycję, jadąc sztywno, defensywnie. A przecież ostatniego słowa nie powiedział Kamil Nowacki, którego "trójka" w 12. biegu była kluczowa. Swoją drogą zastanawiam się, jak to jest, że Stal nie dała Nowackiemu szansy i oddała go lekką rączką do Rybnika.
ZOBACZ WIDEO Jamrogowi wypadł z ręki widelec, gdy dowiedział się o transferze Hampela
Warto zwrócić uwagę, że ROW wygrał ze Stalą, choć miał mniej trójek. Tu bilans wynosi 10:5 dla gości. Żadnej trójki nie zdobyli Kacper Woryna, Vaclav Milik i Siergiej Łogaczow. Nie piszę tego, żeby dołować wymienionych panów. Raczej po to, żeby pokazać, ile tam jest jeszcze niewykorzystanego potencjału. W spotkaniu z gorzowianami zespół ciągnął Robert Lambert, reszta dołożyła, ile trzeba, ale każdego z nich stać na więcej.
Kilka dni temu kibice chcieli wywozić prezesa Krzysztofa Mrozka na taczkach, bo po awansie nie zmontował składu marzeń. Nie skorzystał nawet z okazji last minute na Jarosława Hampela. Prezes tłumaczył sympatykom na spotkaniu z nimi, że ma "naturę węża", że nie będzie wydawał więcej niż ma w kieszeni. Z takim podejściem trudno o sukcesy w sporcie, ale może warto trzymać kciuki za to, żeby się Rybnikowi udało. Trochę tak jak przed rokiem Motorowi Lublin. Gdyby wszyscy mieli podejście Mrozka, to nie mielibyśmy księżycowych kontraktów i wyścigu zbrojeń, który finalnie przekłada się na dobro żużla tu i teraz, ale kompletnie nie dba o to, co będzie ze speedway'em w przyszłości.
W nie tak dawnej rozmowie z prezesem Mrozkiem powiedziałem, że powinien był wziąć Hampela i Jasona Crumpa. Nadal tak myślę. Szanuję jednak prezesa za to, że obrał pewien kurs i konsekwentnie się go trzyma, powtarzając, że wierzy w zespół, który ma. Właściwie to pozostaje mu już tylko uporządkować pewne sprawy w szatni, bo Mateusz Szczepaniak już powiedział co najmniej dwie rzeczy, które mogą zwiastować burzę. Chodzi o "pałowanie na treningach" (walkę o skład) i "pojechałbym, gdyby to trener ustalał skład". Bynajmniej nie chodzi mi o karanie Szczepaniaka, lecz o ustalenie jasnych reguł.
A Stal ma ciepło. Play-off zaczyna się poważnie oddalać. Jeszcze jeden taki mecz i w Gorzowie będą mogli zacząć myśleć o tym, co tu zrobić, żeby uratować się przed spadkiem. I to też jest dowód na to, że żużel jest przewrotny.
Czytaj także:
Urodziny człowieka z żelazną nogą. Marek Cieślak skończył 70 lat
Szczepaniak się żali: gdyby rządził trener, to jeszcze by pojechał