Żużel. Tomasz Janiszewski. Nicki, dobrze, że wciąż jesteś. Z dalekiej podróży znów wracasz mocny [KOMENTARZ]
Jeszcze w 2017 roku było głośno, że jego kariera z powodu kontuzji dobiegnie końca. Ubiegły sezon był czwartym w ostatnim pięcioleciu, który kończył upadkiem i z poważnym urazem. Ale Nicki Pedersen znów wrócił i znów ma się świetnie.
Tym bardziej dołujący, że oznaczało to kolejny tego typu koniec sezonu w ostatnich latach. Przecież rok 2016 to wypadek w finale Zlatej Prilby w Pardubicach, w którym doznał wstrząśnienia mózgu, złamał żebra, nadgarstek, łopatkę i uszkodził kręgi szyjne. Rok 2017 to najpoważniejsza kontuzja, ponieważ znów ucierpiały kręgi szyjne i niewiele brakowało, by zakończył karierę. Rok 2018 też kończył upadkiem, znów notując pechowy start w Czechach.
Jak na kogoś, kto jest już przecież po czterdziestce, częste wizyty w szpitalnych salach i u rehabilitantów samoistnie stawiały pytania: co dalej? Pedersen miał prawo zastanawiać się, czy aby speedway wciąż ma wypełniać jego codzienność. W końcu zdobył w nim wszystko, co mógł. Należy do największych w historii dyscypliny, ma na koncie multum sukcesów, medali i z pewnością z tego tytułu dość pokaźne konto bankowe.
ZOBACZ WIDEO Twarde zderzenie Bewleya z PGE Ekstraligą. Śledź: Każdego dnia zastanawiamy się, co poprawićOn jednak kocha ten sport, kocha prędkość, kocha brawurę i zawsze wraca. Wraca po każdej kolejnej kontuzji, robiąc to i w tym roku. Dodatkowo mając za sobą pokonanie koronawirusa, którym zaraził się w marcu i który zabrał mu 20 dni normalności.
Oglądając sobotnie zawody TAURON SEC na toruńskiej Motoarenie, widzieliśmy tego Nickiego, z którym nadto dobrze zapoznaliśmy się przez ostatnie 20 lat. Tym razem niekontrowersyjnego, ale dalej szybkiego, pewnego siebie i gdy trzeba to nieustępliwego. Wygrał rundę zasadniczą, wjechał do finału i choć tam poderwało go w początkowej fazie, co przypłacił spadkiem na trzecie miejsce, to z Grodu Kopernika wyjechał jako lider klasyfikacji punktowej.
W PGE Ekstralidze Pedersen nie zaczął piorunująco, ale dwa następne występy trzykrotnego indywidualnego mistrz świata były już udane. W Toruniu przy silnej stawce rywali i niezbyt komfortowych warunkach torowych wyglądał znakomicie. I nie ma co się czarować, że interesuje go wysoka lokata na koniec cyklu. Mistrzem był już przed czterema laty, ale ktoś taki jak on - co potwierdza powrót po powrocie po wspomnianych urazach - nigdy nie ma dość.
Mówi się, że takich jak on kocha się lub nienawidzi, ale naprawdę cieszmy się, że 43-letni Duńczyk z miasta Odense wciąż jest i sportowo ma się tak dobrze. Po zjeździe z żużlowej sceny Grega Hancocka i Andreasa Jonssona coraz bardziej uwypukla się nam zmiana generacji w "czarnym sporcie", a wszak Pedersen to przedstawiciel tej, z której na torze pozostało już naprawdę niewielu. A to on jest z tej grupy tym największym.
Nicki, dobrze, że wciąż jesteś. Nie dlatego, że od czasu do czasu bywasz kontrowersyjny i nas wkurzysz, przerazisz czy rozbawisz. Dlatego, że jesteś sportowcem z krwi i kości.
Tomasz Janiszewski
CZYTAJ WIĘCEJ:
SEC. Michelsen miał zastrzeżenia do toru. "Trudno poprawić pozycję na dystansie"
SEC. Robert Lambert znów został "LamboJetem". Brytyjczyk ma o co walczyć
Oglądaj TAURON SEC tylko w TVP Sport