Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Najpierw Motor Lublin sprawił niespodziankę i wygrał w Częstochowie, a teraz był bezbarwny w Zielonej Górze. Trener Piotr Żyto zaskoczył was torem?
Jacek Ziółkowski, menedżer Motoru Lublin: Nie, przecież tor był normalny. Nie było na nim dziur ani żadnych innych dziwnych historii. Gospodarze byli do niego bardzo dobrze spasowani. Widać, że długo na takiej nawierzchni trenowali. Od początku wiedzieli, co założyć. Kiedy my jedziemy w Lublinie, to mamy podobnie.
Wam to spasowanie się zabrało bardzo wiele czasu. Kiedy się udało, to było już po meczu.
To prawda. W Gnieźnie Grigorij Łaguta był bardzo szybki, a w Zielonej Górze zaczął taki być dopiero w 14 biegu. Trochę późno, ale pojechał i ważne punkty zdobył. Łącznie uzbieraliśmy ich 38.
ZOBACZ WIDEO Leigh Adams mu pomógł. Dzięki niemu junior Fogo Unii Leszno wie więcej
Moim zdaniem wynik był lepszy od jazdy.
Zgadzam się, bo 14 punktów przewagi Falubaz miał już po rozegraniu siedmiu wyścigów. Można zatem powiedzieć, że później było już remisowo, co tylko pokazuje, jak ułożyło się to spotkanie. Wycisnęliśmy z tego meczu maksimum, choć oczywiście jechaliśmy na to spotkanie z innymi nadziejami.
Pierwsza rezerwa taktyczna dopiero w 9. wyścigu. Późno zabraliście się za ratowanie wyniku.
Wyjaśnienie jest bardzo proste. Najłatwiej krzyczeć "rezerwa taktyczna", ale ja zapytam: kto miał pojechać? Kuciapa czy Ziółkowski? Nie mieliśmy argumentów. Ktoś musiał się objawić jako lider i tak było w przypadku Mateja Zagara. Wtedy od razu desygnowaliśmy go do boju. Uważam zresztą, że nasze ruchy taktyczne w tym spotkaniu były dość udane.
Kiedy dawał pan trzecią szansą Pawłowi Miesiącowi, to przyznam, że łapałem się za głowę.
Widzi pan? Taki właśnie bywa żużel. Okazuje się, że wyszło bardzo dobrze. Dlaczego tak zrobiłem? Jarek Hampel dostał ode mnie trzy biegi. Paweł miał za sobą dwa starty i w tym pierwszym jechał w kontakcie. Wprawdzie przegrał i był trzeci, ale gryzł tor. Nie wyszedł mu tylko drugi bieg, bo źle rozegrał pierwszy łuk. Uznałem, że powinien dostać jeszcze jedną szansę. Teraz wiem, że zrobiłem dobrze, bo wyścigi z udziałem Miesiąca wygrywaliśmy. Zdawałem sobie jednak sprawę, że gdyby przyjechał czwarty, to wszyscy odsądzaliby mnie od czci i wiary. Takie życie menedżera. Człowiek ryzykuje i czasami się udaje. Poza tym wpływ na moją decyzję miała jeszcze jedna kwestia, ale tego już panu nie powiem. Tajemnica sztabu.
Do tej pory dwa mecze jechał Jakub Jamróg, a później dwa Paweł Miesiąc. Co pan zrobi teraz? Tymi dwoma biegami Miesiąca załatwił pan sobie chyba niezły ból głowy.
Może i tak, ale zdobyłem pięć punktów więcej, więc było warto. Wiem, że ta kwestia wszystkich interesuję, ale dziś nie powiem, co zrobię. Po drodze mamy jeszcze inne imprezy. Niech one pojadą i wtedy będę się zastanawiać.
W Zielonej Górze najsłabszy był Jarosław Hampel, a mówiliście, że w Motorze nie ma świętych krów.
Tak mówiliśmy i potwierdzam, że nic się w tej kwestii nie zmieniło. Teraz jednak ode mnie deklaracji pan nie uzyska, bo mecz dopiero się skończył. Muszę to przemyśleć, bo będą zawody i treningi. Zapewniam jednak, że nikt z podstawowej siódemki nie ma nic obiecane i może usiąść na ławce. Na razie nie chcę mówić, że na 100 proc. będzie tak lub inaczej.
Chciałbym jeszcze zapytać o juniorów. Co dzieje się Wiktorem Lampartem?
Zacznę od tego, że zaczęło się pechowo, bo w dwóch pierwszych biegach spaliły nam się dwa sprzęgła. Coś takiego zdarza się bardzo rzadko. Najpierw ten problem miał Zagar, a później Lampart, o którego pan pyta. Później Wiktor pojechał dwa razy i zdołał pokonać Jepsena Jensena. To był cenny punkt, ale to prawda, że nie idzie mu tak, jak sam by chciał. Będę go jednak wspierać, bo widzę, że chłopak ciężko pracuje. Uważam, że z czasem i on nam mocniej pomoże. Na ten moment nie może odnaleźć prędkości w motocyklach, ale cały czas widzę u niego determinację. To musi dać owoce.
W PGE Ekstralidze mamy jeszcze zaległe mecze, ale kalendarzowo jesteśmy na półmetku rundy zasadniczej. Jaką ocenę wystawiłby pan za ten czas swojej drużynie?
Czwórkę z minusem? Może nawet czwórkę. Taka ocena byłaby chyba adekwatna, bo źle nie było. Mamy w końcu osiem punktów.
A czego pan żałuje?
Zbyt wysokich porażek na wyjeździe. Przede wszystkim tej we Wrocławiu i teraz w Zielonej Górze. Gdyby nie te mecze, to wystawiłbym sobie i chłopakom wyższą ocenę.
Zobacz także:
Magia Falubazu znów działa
Rzeź niewiniątek we Wrocławiu