Nie trzeba nikogo przekonywać, że Frederik Jakobsen ma papiery na bycie świetnym żużlowcem. Udowadniał to podczas jazdy w PSŻ Poznań. Kiedy przeniósł się do Gniezna, drogi usłanej różami nie miał. W zeszłym sezonie spisał się poniżej oczekiwań. Z niepowodzeń wyciągnął jednak wnioski.
Duńczyk przewrócił swoje żużlowe życie do góry nogami. Zainwestował w mechaników z Gniezna, a dodatkowo wynajął mieszkanie w Grodzie Lecha. To oczywiście po to, by móc bardziej skupić się na "czarnym sporcie" i punktować tak, by zadowalać kibiców Startu.
- Można powiedzieć, że jest szatanem, jeśli chodzi o postawę na torze. Potrafi wejść w takie miejsca, że widząc to w parkingu można tylko zamknąć toczy. On ma nad tym kontrolę i czuje się swobodnie - w ten sposób o Jakobsenie przed sezonem mówił jego mechanik Sebastian Skrzypczak.
ZOBACZ WIDEO Łaguta: W Polsce brak mi torów crossowych, koparki i domu
Dwa pierwsze mecze w wykonaniu Jakobsena nie były perfekcyjne. Błysku brakowało. W sobotę w Gdańsku już pokazał, że rzeczywiście jest szatanem (ale tylko na torze). Ten młody Skandynaw zaprezentował niesamowite kły. Zdobył siedem punktów w czterech startach. W jednym biegu miał upadek. Trochę przesadził. Poniosła go młodzieńcza fantazja i zahaczył o bandę. Na szczęście nic groźnego się nie stało.
Jeździć może dzięki Juricy Pavlicowi. To właśnie Chorwat drugi mecz z rzędu oddał mu wszystkie swoje biegi. - Dzięki Jurze dostał szanse. Pokazał, że potrafi jeździć. Gdyby nie upadek, to może ten wynik byłby jeszcze lepszy. Nic, tylko się cieszyć. Wszyscy zawodnicy jadą bardzo równo, co jest kluczem do sukcesu i dobrej atmosfery w zespole - mówi nam Piotr Mikołajczak, dyrektor GTM Startu Gniezno.
Jakobsena już teraz śmiało można nazywać diamentem. - Trzeba go dalej szlifować. Frederik pokazuje, że ma moc. Z zawodów a zawody jedzie coraz lepiej. Tylko się cieszyć z takiego stanu rzeczy - dodaje Mikołajczak.
Ten diament nie pojechał w biegach nominowanych w meczu Zdunek Wybrzeże Gdańsk - Car Gwarant Kapi Meble Budex Start Gniezno (44:46). Dlaczego?
- Rozmawialiśmy z Rafałem (Rafaelem Wojciechowskim - dop. red.). Podeszliśmy też do Jury. Zastanawialiśmy się razem, co zrobić - czy puścić Frederika, czy Oskara. Wspólnie postanowiliśmy postawić na doświadczenie. Ten manewr okazał się bardzo skuteczny - tłumaczy działacz.
Łyżka dziegciu w beczce miodu
Frederik Jakobsen się cieszy, bo zaczyna jechać coraz lepiej. Przedstawiciele Startu też, ponieważ nie mają w składzie dziur, a do tego wywieźli z Gdańska dwa punkty. Jest jednak jeden problem, pt. "co zrobić teraz z Juricą Pavlicem?". Trudno znaleźć dla niego miejsce w zestawieniu czerwono-czarnych. Nikt przecież teraz nie odstawi Jakobsena. Podobnie jest z pozostałymi zawodnikami.
- Przyjedziemy do Gniezna i porozmawiamy o tym w środku tygodnia. To trudna decyzja. Wszyscy zawodnicy jadą, ale Jura też po to przyjechał do Polski. Decyzja jeszcze nie zapadła. Najpierw musimy obgadać to w klubie, a później z zawodnikami. Chcemy podtrzymać dobrą atmosferę. Na pewno znajdziemy złoty środek - zapewnia Mikołajczak.
Pewnie jakiś ból głowy ze względu na Pavlica już u działaczy Startu się pojawia. Mimo to w zespole panuje wyśmienita atmosfera. Nic w tym jednak dziwnego. W końcu czerwono-czarni z zawodów na zawody prezentują się coraz lepiej.
- Ogólnie atmosfera jest rewelacyjna. Tak jak można było to już zaobserwować po meczu z Ostrowem Wielkopolskim. Cała drużyna jedzie bardzo równo. Mimo braku punktów, zawody bardzo pozytywnie przejechał też Mikołaj Czapla. Jest dobry prognostyk na przyszłość. Poprawi starty i będziemy mieli z niego bardzo dużo pociechy - podsumowuje Piotr Mikołajczak.
Czytaj także:
- Żużel. Unia - Polonia. Koszmarny wypadek w biegu juniorów. Mateusz Błażykowski w szpitalu
- Żużel. eWinner 1. Liga. Wybrzeże - Start. Kolejna dramatyczna porażka gdańszczan. Gnieźnianie byli kompletni [RELACJA]