Wydarzenia ze spotkania MrGarden GKM Grudziądz - Moje Bermudy Stal Gorzów będą się odbijały szerokim echem jeszcze bardzo długo. Mecz zakończono po dziewięciu biegach przy stanie 29:25 dla gospodarzy. Powód? Warunki torowe, które delikatnie mówiąc, odbiegały od standardów. Zawodnicy mieli problemy z pokonywaniem łuków, kilku zanotowało niebezpieczne upadki, a Anders Thomsen wylądował na badaniach w szpitalu.
Najbardziej oberwało się arbitrowi spotkania. Media społecznościowe wręcz płonęły od krytycznych wpisów, na Remigiusza Substyka szybko wylano wiadro pomyj. Prawdopodobnie jeszcze zanim sędzia wyjechał ze stadionu, wyrok na niego podpisali prezes Speedway Ekstraligi - Wojciech Stępniewski i szef GKSŻ - Piotr Szymański, którzy w trybie pilnym odsunęli go od prowadzenia zawodów do końca sezonu 2020.
W zgodnej opinii ekspertów, przekroczona została granica dobrego smaku. Arbiter nie zapanował nad rozrywającą się nawierzchnią po opadach deszczu. Znów o żużlu mówi się w negatywnym kontekście. Wizerunek najlepszej ligi świata ucierpiał. Zamiast widowiska, dostaliśmy kabaret niskich lotów.
ZOBACZ WIDEO Niebezpieczne upadki w meczu GKM - Stal! Kronika 7. kolejki PGE Ekstraligi
Trwają przepychanki na pełne emocji wypowiedzi i oświadczenia. A z toru niestety wiało nudą. Każdy klub przedstawia swoje racje i stanowiska. Trener Robert Kempiński mówi o jajach i dwóch dziurkach na torze, a prezes Marek Grzyb grzmi i pisze o drukarni, domagając się walkowera.
Komentatorzy relacjonującej potyczkę stacji Nsport+ też nie gryźli się w język. Użyli słów, dawno niesłyszanych na żużlowych obiektach: popelina, czy kartoflisko. Aż przypomniały się stare czasy, gdy nie było jeszcze komisarzy, pachniało samowolką i często zdarzało się, że nawierzchnie były preparowane na potęgę.
Największy zarzut, jaki pada pod adresem Substyka, to taki, że nie potrafił zapanować nad sytuacją. Wydarzenia wymknęły mu się ewidentnie spod kontroli. Już abstrahując nawet od kontrowersyjnych decyzji o wykluczeniu dwóch Duńczyków ekipy Stali.
Substyk był tego dnia szefem i miał wydawać polecenia, dyrygować. A zamiast wysłać jasny komunikat i pokazać kto tutaj rządzi, odgonić coraz liczniejsze zgromadzenie na feralnym drugim łuku, dał sobie wejść na głowę. Przestawiano nim jak marionetką, został obskoczony niczym sęp, a sam snuł się bez celu, wykonując telefon. Ale właśnie, do kogo? To największa zagadka minionej niedzieli.
Nic dziwnego, że teraz jest w ogniu krytyki, bo po prostu swoim biernym zachowaniem sam sobie na to zapracował. Zabrakło żołnierskich słów i szybkiej interwencji, przez co dostaliśmy szopkę o jakiej jeszcze długo będziemy dyskutować i podawać za przykład oraz wpisywać do podręczników, jak nie prowadzić meczu żużlowego.
Pan Substyk siedzi za pulpitem sędziowskim w najwyższej klasie rozgrywkowej od 2012 roku. Od tej pory poprowadził 57 meczów i niestety lista jego wybryków jest dłuższa. Średnio raz na trzy-cztery lata rozjemca z Solca Kujawskiego traci kontakt z bazą i sadzi babola lub zalicza wtopę.
Grudziądz jest dla niego wybitnie nieszczęśliwy. Pierwsze złe wspomnienia sięgają 2017 roku i o ironio przerwanego przed biegami nominowanymi meczu GKM - Get Well Toruń. Arbiter zszedł z wieżyczki i od razu sięgnął do kieszeni po papierosa.
Miał pecha, ponieważ kamery telewizyjne uchwyciły wyluzowanego i żwawo stawiającego kroki po torze Substyka, trzymającego w jednej ręce fajkę, a w drugiej teczkę. - Regulamin zabrania arbitrom palenia podczas zawodów - przyznawał wówczas Leszek Demski, szef sędziów. Substyk puszczał dymka prawdopodobnie zanim doszło do podpisania protokołu, co jest równoznaczne z zakończeniem spotkania. Afera gotowa.
To jednak nic z tym, co działo się w sezonie 2013. W Derbach Wielkopolski Kolejarz Rawicz rywalizował z klubem z Ostrowa. Kuriozum goniło kuriozum. Napisać, że sympatyczny pan Remigiusz nie miał dobrego dnia, to nie napisać nic.
Raz. Bieg drugi został zakończony po trzech okrążeniach. Dwa. W piątej odsłonie kierownik startu, dwukrotnie - zarówno po trzecim jak i po czwartym kółku - machał "szachownicą", jak opętany, co wprowadziło w niezłą konsternację uczestników gonitwy.
Na szczęście żużlowcy potrafili doliczyć się czterech okrążeń i kontynuowali jazdę, a kierownik startu po raz drugi oznajmił im - tym razem już właściwy - koniec wyścigu.
Wina Substyka nie podlega dyskusji. Sędzia powinien zareagować na wyczyny pana pod taśmą, a tymczasem zachowywał się, jakby na chwilę gdzieś wyszedł, albo spał.
Później i sam arbiter nie popisał się sokolim wzrokiem. Wystartował bieg ósmy, kiedy Adrian Gała wyraźnie dotknął taśmy. Sam żużlowiec spodziewał się przerwania biegu i wykluczenia. Świadczy o tym jego zachowanie, zaraz po starcie zamknął gaz.
Tuż po zawodach nie zgłoszono żadnych protestów, dopiero po obejrzeniu powtórek i upewnieniu się w kilku kwestiach, goście wysłali pismo do GKSŻ, w którym domagali się ukarania arbitra.
Jeden z byłych proszących o anonimowość sędziów bierze w obronę Substyka. - Arbitrzy mierzą się z ogromną presją i ciśnieniem z dwóch stron. Nie raz siada na niego po kilka osób jednocześnie. Komuś może się wydawać, że to jest fajna i przyjemna robota, kończąca się na wciskaniu odpowiednich guzików. Sędziowie muszą być ubrani w grubą skórę i z silną psychikę. Dodatkowo bez przerwy są poddawani ocenie - tłumaczy.
Sęk w tym, że w Ekstralidze walka toczy się o milionowe kwoty z tytułu praw TV, czy transzy z podziału wpływów od sponsora znajdującego się w nazwie ligi, firmy PGE. Stąd ta napinka i nerwy.
Jedna zła decyzja na korzyść, bądź niekorzyść drużyny może spowodować potworne straty. Stal ma już na koncie pięć porażek, zero punktów i zamyka tabelę. Nikt na sto procent nie chciałby być w skórze arbitra Substyka, gdyby od być albo nie być gorzowian uzależniony był wynik z Grudziądza.
Degradacja byłaby dla Stali podwójnie bolesna. Między PGE Ekstraligą a eWinner 1. Ligą jest olbrzymia przepaść finansowa. Do tego trzeba by godzić się z odejściem mistrza świata - Bartosza Zmarzlika, czyli słupa reklamowego i magnesu przyciągającego nowych partnerów w jednym.
CZYTAJ TAKŻE: Kempiński bestią w parku maszyn
CZYTAJ TAKŻE: Nie ma szans na powtórkę meczu w Grudziądzu