Żużel. Za i przeciw. Pieszczek i Lachbaum "yes", Pawlicki i Buczkowski "no". Pan gość jedną nogą w PGE Ekstralidze?

WP SportoweFakty / Krzysztof Konieczny / Na zdjęciu: Przemysław Pawlicki
WP SportoweFakty / Krzysztof Konieczny / Na zdjęciu: Przemysław Pawlicki

Pieszczek pojechał genialnie, GKM zwyciężył w Rybniku i być może załatwił sobie zawodnika na przyszły rok. Działacze i sztab szkoleniowy musieli rwać włosy z głowy, zadając w duchu pytanie, dlaczego uderzyliśmy pięścią w stół tak późno.

[tag=2630]

[/tag]Krzysztof Buczkowski wylądował poza składem MrGarden GKM-u Grudziądz na mecz o cztery punkty w Rybniku. Po zakontraktowaniu gościa - Krystiana Pieszczka pewne stało się, że ktoś z dwójki notorycznie zawodzących krajowych seniorów zapłaci za swoją beznadziejną formę głową. Straceńców było jednak dwóch.

Pieszczek pojechał genialnie, grabił z punktów lokalnych matadorów toru przy Gliwickiej - Roberta Lamberta, czy Kacpra Worynę. Udowodnił, że na tle ekstraligowców wcale nie odstaje, a GKM m.in. dzięki niemu wyjechał z Dolnego Śląska z tarczą. Działacze i sztab szkoleniowy pewnie rwali sobie włosy z głowy, zadając w duchu pytanie, dlaczego uderzyliśmy pięścią w stół tak późno.

Od tygodnia trwały dywagacje komu trener Robert Kempiński powie sakramentalne "yes", a kogo odeśle na trybuny. Padło o dziwo na wychowanka, Przemysław Pawlicki ocalał. Pytanie na jak długo i na jakich zasadach, choć zapowiada się, że w najbliższych spotkaniach mechanicy nie będą mu potrzebni. Przecież coraz mocniej łokciami rozpycha się rezerwowy Roman Lachbaum. W piątkowy wieczór nie dał podstaw, żeby zmienić coś w krystalizującym się układzie.

ZOBACZ WIDEO Pojedynek Pawlickiego ze Zmarzlikiem, pogoń Woffindena i nie tylko. Kronika 8. kolejki PGE Ekstraligi

Wysłanie przed telewizor Buczkowskiego trochę jednak dziwi, lecz brutalnie mówiąc Robert Kempiński wybierał między dżumą, a cholerą. Ale to Buczkowski jest wychowankiem i choćby nawet biorąc pod uwagę lokalne sentymenty mógłby mieć większe szanse na to, że akurat wobec niego limiter cierpliwości będzie minimalnie wyższy, a słowo bezpieczeństwo nie znajdzie tu uzasadnienia.

W sumie nie wiadomo co gorsze, obejrzeć mecz w telewizji, dostać czas na przemyślenia, spokojną pracę nad sprzętem, czy jeździć z drużyną tydzień w tydzień, pogłębiać się w kryzysie i robić za turystę.

Powielając najgorszy scenariusz dla Pawlickiego, za chwilę może na stałe zostać zdegradowany do roli kewlara. Smutne, upokarzające, ale prawdziwe. Zwłaszcza dla tej klasy, z przeszłością w Grand Prix żużlowca.

Z takim Pieszczkiem można konie kraść. Nasi kochani prezesi lubią oceniać przydatność żużlowca po jednych zawodach więc kto wie, czy nominalnie liderujący pierwszoligowemu Zdunek Wybrzeżu Gdańsk Krycha właśnie nie postawił przy swoim nazwisku mocnej pieczęci w kontekście startów w PGE Ekstralidze w sezonie 2021.

Wiadomo, że GKM tonął, złapał się brzytwy, ale jest jeszcze druga strona medalu. Trudno wyzbyć się porównań do Motoru, który sprowadzając Jarosława Hampela, na własne życzenie doprowadził do rywalizacji Pawła Miesiąca i Jakuba Jamroga.

Obaj nie mają czystej głowy, pod taśmę podjeżdżają z nabitym pistoletem przy skroni i mają milion myśli, że jak się nie uda, zawalą, wypadną z gry. Duet trenerski daje im po dwa spotkania, a potem odstawka. Tym sposobem nie zbudowano ani Miesiąca ani Jamroga.

Na pocieszenie żużlowców z Grudziądza, ich męki będą skrócone, parafrazują pewną reklamę, o połowę. Pieszczek wskoczył stosunkowo późno, kiedy GKM walczy już tylko o zachowanie twarzy. Sęk w tym, że problemy Buczkowskiego i Pawlickiego mogą wkrótce już nie być broszką grudziądzan. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że dojdzie do wietrzenia szatni, dla wielu osób nadchodzą sądne dni, a na pierwszy ogień pójdą krajowi seniorzy.

CZYTAJ TAKŻE: Stal Gorzów jedzie o życie
CZYTAJ TAKŻE: Koronawirus na Łotwie. Czy Lokomotiv dokończy sezon?

Źródło artykułu: