Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Naprawdę zakochał się pan w żużlu?
Marcin Gortat, były zawodnik NBA: Zdecydowanie tak. Nie ukrywam, że na początku zostałem delikatnie zachęcony do pojawienia się na stadionie. Już za pierwszym razem, kiedy poczułem ten zapach, była wielka moc. Wkręciłem się na maksa.
Co to znaczy, że został pan zachęcony?
Już jakiś czas temu obecna wiceprezydent Łodzi Joanna Skrzydlewska, a wcześniej działaczka Orła Łódź, zaprosiła mnie na nowy stadion. Wtedy był jeszcze wykańczany. Zawsze go mijałem, kiedy jechałem na ŁKS i mówiłem sobie, że w końcu zajrzę. Przekładałem to bardzo długo, ale nie mogłem dłużej, kiedy sponsorem ligi został eWinner. Podczas każdego naszego spotkania czy podczas przeglądania portali sportowych widziałem, jak mocno angażują się w czarny sport. Tak się zaczęło. Przyszedłem i wpadłem. Żużel totalnie mnie pochłonął.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Domagała, Sikora, Pawlicki, Frątczak i Kryjom gośćmi Galewskiego!
Do tego stopnia, że postanowił pan zostać menedżerem?
Przyznaję, że obecnie działam w żużlu. To odbyło się naturalnie, bo poznałem jednego z zawodników. Chodzi oczywiście o Rohana Tungate'a. Spędziliśmy razem sporo czasu i teraz mu koleżeńsko pomagam. Przekaz poszedł jednak trochę za daleko. Media to rozdmuchały i nazwały mnie menedżerem. Efekt był taki, że dostałem smsy od pięciu innych żużlowców, czy nawiążę z nimi współpracę. A na taką aktywność to nie jestem gotowy.
To na czym polegają teraz pana działania?
Głównie pomagam w kwestiach marketingowych i zajmuję się opieką sportową. Załatwiam dla Rohana różne rzeczy na miejscu w Łodzi. Do tego dochodzi trochę PR-u. Ta współpraca działa jednak w dwie strony, bo on był u mnie gościem na campie. Mówimy zatem o koleżeńskiej relacji, ale menedżerem bym się jednak nie nazwał.
Ale kontrakt Rohana Tungate'a na sezon 2021 pan negocjuje?
Przyznaję, że tak. Byłem przy nim i nawiązałem kontakty z kilkoma prezesami. Miałem szansę poznać Wojciecha Domagałę z Zielonej Góry i Jakuba Kępę z Lublina. Na miejscu jest pan Witold Skrzydlewski. Każdy z nich ma inne doświadczenia i wizje, ale wszystkie te relacje są miłe i przyjacielskie. Wszedłem w kompletnie obce mi środowisko, ale próbuję pomóc. Mówię Rohanowi, na co powinien zwrócić uwagę przy podpisywaniu umowy.
I na co powinien zwrócić uwagę?
Przede wszystkim musi pamiętać, że ważne są nie tylko mecze. Do sezonu trzeba odpowiednio się przygotować zarówno pod względem sprzętowym, jak i fizycznym. Z kolei sam sezon nie składa się tylko ze ścigania. Trzeba budować swój image poza żużlem oraz dbać o sponsorów. Dzięki temu Rohan będzie miał środki, by się rozwijać. Widzę, że to rozumie i czuję, ale odnoszę także wrażenie, że do tej pory nie miał wokół siebie osób, które mogłyby mu w tym pomóc. Ja chcę to zrobić.
Czy Rohan Tungate pojedzie w przyszłym sezonie w PGE Ekstralidze? A może jednak zostanie w Orle Łódź?
Zacznę od tego, że w Łodzi jest bardzo lubiany przez kibiców, sponsorów i ludzi w klubie. Przyzwyczaił się, że tu jest, to dla niego wygodne. Wiem, o co chodzi, bo sam miałem kiedyś obawy, żeby odejść z Waszyngtonu do innej ekipy. Nie było to dla mnie łatwe, a on ma teraz podobne rozterki. Decyzję podejmie na pewno sam. Oferty z PGE Ekstraligi oczywiście ma. Do tego dochodzi zainteresowanie w pierwszej lidze. Ja ze swojej strony upewnię się tylko, że zapisy w kontrakcie zabezpieczają jego interesy.
A co by mu pan doradził?
PGE Ekstraligę. To jest właściwy moment, żeby spróbować. Uważam, że jest na to gotowy. Czy odegra tam główną rolę? Być może nie, ale uważam, że stać go na solidne występy, czyli siedem, osiem punktów w meczu.
Czy Witold Skrzydlewski nie ma do pana żalu, że namawia pan Rohana Tungate'a na PGE Ekstraligę i zabiera go w pewnym sensie z Łodzi?
Być może jest takie odczucie, że podbieram Rohana i chcę go wyciągnąć, ale to nie tak. Z panem Witoldem jesteśmy w naprawdę dobrych relacjach. Powiedziałem mu zresztą, że na pewno się spotkamy, zanim zapadną jakiekolwiek decyzje. Negocjacje zresztą trwają i nic nie jest pewne. Z godziny na godzinę te tematy się jednak zmieniają. Rohan powoli skłania się ku jednej z opcji. Czekamy jeszcze na ostatnie rozmowy, ale nie chcę zdradzać konkretów. Myślę, że dojdzie do dużego skoku nie tylko pod względem finansowym, ale także sportowym. To dla niego wielka szansa.
A chciałby pan wejść mocniej w żużel i pomagać w przyszłości większej liczbie zawodników?
Nie, to nie wchodzi w grę. Jak już powiedziałem, dużo osób do mnie się odezwało. Nie wypada mi jednak zdradzać, o kogo chodzi. Nie chcę tych chłopaków wrzucać pod tramwaj. Powiem tylko, że w tym gronie było dwóch Polaków i obcokrajowców. Mogę natomiast zdradzić, że przed Rohanem poznałem Kacpra Worynę, który jest fajnym chłopakiem i miło sobie pogadaliśmy, ale szerszej działalności nie planuję. To by głupio wyglądało, że koszykarz przychodzi do żużla i nagle staje się menedżerem. Działam na zasadzie koleżeństwa. Żużel pozostanie moją pasją, choć przyznam, że trochę poprzestawiało mi się w głowie.
To znaczy?
Oglądam więcej żużla i esportu niż piłki nożnej czy koszykówki. Tak mi się podziało na emeryturze. Niech pan sobie wyobrazi, że gra ŁKS, którego jestem fanem, a ja przyglądam się, jak chłopaki kręcą kółka. Trochę zwariowałem. Oczywiście, wiele osób powie, że robię to ze względu na sponsorów lub PR, ale ja tego nie słucham. To opowiadają ludzie, którzy mnie nie znają. Zakończyłem karierę sportową i wychodzę z założenia, że mogę robić, co chcę. Nie muszę się nikomu tłumaczyć. Teraz mam nawet plan, żeby pojawić się na treningu, który zakończy sezon i wsiąść na motocykl żużlowy. Chciałbym zrobić kółko lub dwa. To byłby mój pierwszy raz na dwóch kółkach z silnikiem od czasów motorynki, na której jeździłem w wieku 15 lat.
Skoro nie żużel, to na czym będzie się pan koncentrować w najbliższej przyszłości?
Myślę, że nadal na działaniach fundacyjnych. To bardzo mnie interesuje. Do tego dochodzą tematy biznesowe związane z naszą fabryką kosmetyków, którą właśnie tworzymy. Jednym z naszych kolejnych projektów jest film o Andrzeju Zausze. Piszemy scenariusz i za chwilę wejdziemy w castingi. Dzieje się sporo. Chcę cały czas iść do przodu. Działam dużo w esporcie. Stałem się nawet właścicielem ligi i przyznam, że ten temat też mocno mnie kręci. Zresztą w tym zakresie znaleźliśmy z eWinner wspólną przestrzeń do współpracy i bukmacher został Sponsorem Strategicznym Polskiej Ligi Esportowej. A poza tym moim ostatecznym marzeniem jest szpital dla dzieci mojego imienia.
Dlaczego to pana marzenie?
Kiedyś byłem w szpitalu w Memphis i zobaczyłem, jak pomaga się tam dzieciom. Wtedy zapaliła się we mnie iskra. Poza tym w Polsce, a nawet na świecie nie ma zbyt wielu osób, które otworzyły swój szpital, a ja lubię robić pewne rzeczy jako pierwszy. Chciałbym przekuć to, czego dokonałem na parkiecie i w biznesie na coś jeszcze. Łatwo nie będzie, bo mówimy o ogromnych pieniądzach, ale chcę spróbować.
Zobacz także:
Jest nowy kandydat na trenera Abramczyk Polonii
Jest decyzja w sprawie Maksyma Drabika