Życie Grzegorza Zengoty nieodwracalnie zmieniło się na początku 2019 roku. Wtedy, w ramach przygotowań do nowego sezonu, żużlowiec wybrał się do słonecznej Hiszpanii. Pech chciał, że podczas treningu na crossie zanotował upadek i złamał nogę.
Zengota nie był pierwszym i najpewniej nie jest ostatnim żużlowcem, który doznaje na crossie kontuzji, bo to popularna forma treningu wśród zawodników. Nawet jeśli wiadomość o jego urazie była ciosem dla Motoru Lublin, który wtedy szykował się do pierwszego sezonu w PGE Ekstralidze, a Zengota miał być liderem ekipy, to nikt nie zakładał tego, co wydarzyło się później.
Grzegorz Zengota ze specjalnym obuwiem
Okazało się, że lekarze z jednej z barcelońskich klinik, gdzie za zawrotne pieniądze leczeni są m.in. zawodnicy MotoGP, popełnili błąd w sztuce. Doszło do martwicy w okolicach prawej kostki, przez co rozważana była nawet amputacja. Dopiero specjaliści w Lublinie, przeprowadzając kolejne operacje, uratowali kończynę Zengoty.
Zengota od początku zakładał, że wróci na motocykl i dopiął swego. Pod koniec sezonu 2020 został wypożyczony do Abramczyk Polonii Bydgoszcz i z miejsca stał się jej bohaterem. Uratował "Gryfy" przed spadkiem z eWinner 1. Ligi i właśnie szykuje się do kolejnej kampanii w barwach zespołu znad Brdy.
"Odwiedziny w Daytona w celu przygotowania specjalnej wkładki pod moją girkę" - napisał we wtorek Zengota w social mediach. Kontuzja pozostawiła bowiem ślad i chociaż wywodzący się z Zielonej Góry zawodnik mógł wrócić na tor, to noga nie jest w pełni sprawna.
Żużlowiec korzysta podczas zawodów z obuwia firmy Daytona. To jedne z najbezpieczniejszych, o ile nie najbezpieczniejsze, buty w motorsporcie. Chociaż są tacy, którzy uważają je za... mało wygodne. To spowodowane jest nietypową konstrukcją. Mamy bowiem do czynienia z butem zewnętrznym, który w środku mieści kolejny but - wewnętrzny.
Takie rozwiązanie zapewnia większe bezpieczeństwo - but wewnętrzny lepiej zabezpiecza kostkę, chociażby przed jej skręceniem. To ważne, biorąc pod uwagę niedawne doświadczenia Zengoty z urazem.
Dopasowanie ubioru pod kontuzję? Nie ma sprawy
O ile w speedwayu przypadek Zengoty i indywidualnego dopasowywania części żużlowego ekwipunku jest ciągle rzadkością, o tyle w całym motorsporcie już niekoniecznie. Wynika to z kilku faktów.
Kombinezon żużlowy jest stosunkowo luźny, więc nawet jeśli zawodnik decyduje się na start świeżo po operacji obojczyka czy innej złamanej kości, to nie ma potrzeby jego indywidualizowania. To samo tyczy się rękawiczek, które w przypadku żużlowców wykonywane są ze zwykłego materiału.
Inaczej to wygląda chociażby w MotoGP, gdzie motocykliści korzystają z kombinezonów wykonanych ze skóry kangura, bo takowa najmniej ściera się podczas kontaktu z asfaltem. Skórzane i bardzo obcisłe są też rękawiczki.
W sytuacji, gdy motocyklista przystępuje do zawodów ze złamanym palcem i musi on znajdować się w pozycji wyprostowanej, zdarza się, że firmy celowo zszywają w rękawicy dwa miejsca na palce, aby zwiększyć komfort jazdy. Gdy Cal Crutchlow przystępował do jednej z rund MotoGP świeżo po operacji złamanego nadgarstka, korzystał z kolei z krótszych rękawic, które nie nachodziły na wrażliwy fragment ręki.
Firmy dostarczające sprzęt żużlowcom, motocyklistom czy crossowcom idą im na rękę, bo mają świadomość tego, że w obecnych realiach każdy występ w zawodach mistrzowskich czy ligowych jest na miarę złota. Do przodu poszła też technika, która pozwala na szybkie personalizowanie ekwipunku. Dość powiedzieć, że podczas rund MotoGP na torach znajdują się ciężarówki każdej z firm, które w środku posiadają małe warsztaty. Są one gotowe, by w każdej chwili przeszyć kombinezon albo wprowadzić w nim zmiany w związku np. z urazem zawodnika.
Czytaj także:
Kariera Kasprzaka w Stali Gorzów w pigułce
Paweł Przedpełski brał pod uwagę tylko dwie oferty
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło