- Najlepsi żużlowcy, którzy mają wysokie stawki, będą zdobywać mnóstwo punktów w spotkaniach z tymi najsłabszymi. Trzeba będzie to właściwie przeanalizować pod względem ekonomicznym - powiedział o propozycji Andrzeja Witkowskiego prezes Marek Grzyb.
Dodajmy, że szef Moje Bermudy Stali jest zwolennikiem większej ligi, ale uważa, że najpierw należy zacząć od rachunku finansowego. To zresztą zrozumiałe. Jeśli scenariusz Grzyba się sprawdzi i mecze z dwoma dodatkowymi zespołami będą jednostronne, to czołowe zespoły w lidze wydadzą zdecydowanie więcej na punktówkę. Można przyjąć, że średnie wynagrodzenie za punkt w najlepszych zespołach PGE Ekstraligi wynosi 5000 zł. Przy założeniu, że drużyna zdobędzie ich za każdym razem minimum 55 (razem z bonusami) mamy 275 tysięcy złotych za jedno spotkanie, a więc łącznie 1,1 mln złotych za rywalizację z ekipami, które dołączą do grona ekstraligowców. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że przy większej liczbie meczów kluby wynegocjują z zawodnikami niższe stawki za punkt. Równie dobrze żużlowcy mogą jednak oczekiwać więcej za podpisy pod kontraktami.
Trzeba również pamiętać, że kluby i tak wydadzą więcej pieniędzy w sezonie 2022, bo wtedy w PGE Ekstralidze ma obowiązywać nowy system play-off. Do decydującej rozgrywki awansuje sześć drużyn, to oznacza dla najlepszych dwa mecze więcej.
To tylko pokazuje, że do powiększenia PGE Ekstraligi potrzeba zdecydowanie wyższego kontraktu telewizyjnego. Na mocy obecnej umowy każdy klub zarabia rocznie ponad dwa miliony złotych rocznie. Jeśli założymy, że nowa będzie opiewać na 100 mln złotych na trzy lata, to kluby nie będą mieć pieniędzy nawet na dodatkowe mecze.
Zobacz także:
Ważny głos w sprawie większej PGE Ekstraligi
Ulubieńca fanów spotkał okrutny los
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło