[b]
Marcin Musiał (WP SportoweFakty): Zapytam najprościej. Czy Tomasz Dryła jako kibic oglądający zawody żużlowe na dowolnym szczeblu rozgrywek albo Grand Prix ma poczucie, że to jest dobry produkt i wszystko jest, jak należy? [/b]
Tomasz Dryła (komentator Canal+): I to ma być proste pytanie na początek?!
Potem będzie już tylko trudniej.
Generalnie jako kibic byłbym zadowolony, ale ja na pewno nie jestem obiektywny. I nawet nie chciałbym być. Podobnie pewnie, jak każdy, kto to czyta, jestem tym sportem zaczadzony i nie potrafię spojrzeć na to z boku, bez swoich emocji i przywiązania. Zgadzam się z tym, że imprezy można by trochę przyspieszyć. Wszelkie awarie maszyn startowych czy ciągników trzeba wyeliminować i tu pola do dyskusji nie ma. Pamiętam, jak rozmawialiśmy z Maćkiem Janowskim w "R1" po tym, jak temat wywołał Mark Webber. Mark powiedział, że ta dyscyplina nie jest przystosowana do dzisiejszych czasów, do dynamiki telewizyjnej, która domaga się show non stop, bum-bum. I tu się zgadzam. Maciek opowiedział z kolei, że pamięta zawody, kiedy sędzia dawał zawodnikom minutę zamiast dwóch i wszystko było ok. Tu widzę pole do poprawy widowiska jako produktu medialnego.
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło
Natomiast co do samego sportu i jego istoty, to ogromną jego wartością jest to, że widzimy wszystko jak na tacy. Niewiele jest takich dyscyplin. Rywalizacja jest łatwa i emocjonująca od początku do końca. W żużlu łatwo się zakochać i nie trzeba wielkich rozkmin. Jeśli chodzi o zasady i regulamin, to wszystko jest proste i oczywiste. Jest 4 gości, kto pierwszy ten lepszy i nikt tego nie udziwnia. Nie ma dodatkowych kar i punktów. Jest oczywiście mnóstwo szczegółowych przepisów - możemy się spierać, lepszych czy gorszych - ale do tego, by jarać się sportem, nie trzeba ich nawet znać.
Ja spotykam się z głosami osób, które nie rozumieją fenomenu Bartosza Zmarzlika, fenomenu żużla, że ten sport jest wręcz zbyt prosty. "Jak ktoś może lubić 4 gości jeżdżących tylko w lewo?!"
Albo skoczków skaczących w dal przed siebie, nigdy do tyłu? A ja mam prawo, jak każdy, nie rozumieć fenomenu Roberta Lewandowskiego i piłki nożnej. Tego, że trzeba strzelić piłką do bramki, że się symuluje i udaje ból i nikt nie ma z tym problemów natury etycznej. Albo tego, że piłka dotyka ręki i jest cała dyskusja o tym, czy ta ręka poszerzyła obrys ciała. Jak to w ogóle brzmi?! Jak się nad tym trochę zastanowimy, to wcale nie jest mniej komiczna debata, niż ta o "mikroruchach". To jasne, że wszystko zależy od tego, co lubimy.
Ja jaram się kilkoma dyscyplinami, o których nawet nie za bardzo mam z kim pogadać. A z drugiej strony sam nie porozmawiam z nikim o siatkówce, której nie lubię, a o piłce, której zupełnie nie cenię, raczej niechętnie. To naturalne, że ludzie dostrzegają wyczyn i doceniają wysiłek w różnych dyscyplinach. Gorzej byłoby, gdyby wszyscy myśleli tak samo. Dla mnie Zmarzlik jest sportowym bohaterem, a Lewandowski nie. I mam do tego prawo. Nawet jeśli mój idol jeździ tylko w lewo (śmiech).
Mówisz, że lubisz w żużlu to, że nie jest przekombinowany. A my ostatnio dodajemy nowe punkty do regulaminu, np. U24, ograniczenie jazdy tylko do jednej ligi zagranicznej dla zawodników startujących w Polsce, rozważamy, czy liga ma być na 8, czy 10 zespołów. Nie masz wrażenia, że rozdzielamy włos na czworo i zmieniamy coś co - jak sam mówiłeś - już teraz może się kibicom podobać?
Spójrzmy na inne sporty motorowe. Jak porównamy do nich żużel, to tych obostrzeń i zakazów wcale nie jest dużo. Przy wyścigach czy rajdach żużlowy regulamin wygląda naprawdę skromnie i to wynika właśnie z prostoty dyscypliny. Ja wiem, że ciągle słyszymy o tym, że pół wieku temu regulamin miał kilka stron i też się ścigano. No dobrze, ale cóż to za argument? Nie było dmuchanych band i co - powinniśmy do tego wrócić? Nie. One są, chronią zdrowie oraz życie zawodników i siłą rzeczy muszą być opisane w regulaminie. Nie było deflektorów. Teraz są i też muszą być opisane regulaminem. Nie było tak rozbudowanych transmisji telewizyjnych. Teraz są, więc specjalne strefy, zachowania zawodników i ich powinności też muszą być opisane. I tak można wymieniać naprawdę długo.
Gdybyśmy to wszystko wycofali, to pewnie i regulamin można by ściąć o 70 proc. z dnia na dzień. Poza tym w dyscyplinie pojawiły się potężne pieniądze i przepisy muszą regulować precyzyjnie wiele spraw, by produkt był jak najbardziej uczciwy i interesujący dla mediów i nowych sponsorów. Nie twierdzę, że ten regulamin jest idealny, że sam nie uśmiecham się, czytając niektóre punkty, ale jakoś szczególnie się na to nie oburzam.
Czyli zmieniamy sport na lepsze?
Generalnie jestem o tym przekonany.
Przepisem o U24 też?
A tego nie powiem. Na ocenę skutków tej regulacji chcę poczekać.
A rozszerzenie ligi do 10 drużyn?
Szczerze mówiąc, od momentu, kiedy temat został ponownie wywołany, ani razu nie zastanawiałem się nad tym, czy byłoby lepiej, czy gorzej. Z prostego powodu. To ode mnie kompletnie niezależne. Na gorąco, kiedy mnie pytasz, myślę, że chciałbym powiększenia Ekstraligi. Żeby było więcej meczów i żeby faza pucharowa była ciekawsza, żebyśmy mogli oglądać więcej zawodników.
A gdyby zależało od ciebie?
To decyzję o rozszerzeniu ligi uwarunkowałbym od kondycji klubów na niższych szczeblach. Spojrzałbym na liczbę polskich drużyn. Podkreślam, polskich drużyn, a nie drużyn ogółem startujących w Polsce.
Zapaliła ci się czerwona lampka, że zapraszamy zbyt wiele klubów spoza Polski do 2. Ligi?
Zapala się pomarańczowa, ale to nie znaczy, że to jest złe. Lampka się zapala, bo nie czuję, że chciałbym, by większość drużyn w polskiej lidze stanowiły kluby zagraniczne. Nie mówię, że tak nie może być, ale to trzeba przemyśleć i ewentualnie nadać temu jakiś sens. Na razie jeszcze go dostrzegam. Zresztą mówiłem już kiedyś, że być może żużel pójdzie w taką stronę, że kto będzie chciał się ścigać na poważnie, będzie mógł to robić wyłącznie w Polsce. To realne, ale robiąc reformę Ekstraligi, trzeba pewnie zadbać o kondycję polskich klubów w niższych dywizjach. Natomiast sama liczba meczów i możliwość roszad w play-offach podoba mi się przy 10 albo 12 klubach.
Głównym argumentem przeciwników takiej zmiany jest spadek poziomu sportowego najlepszej ligi świata.
To ja się pytam: jaka jest definicja "poziomu sportowego"?
Przyjmijmy, że to "wyrównana rywalizacja w każdym spotkaniu między wszystkimi klubami ligi".
Zgadzam się, mogłoby się zdarzyć kilka meczów do jednej bramki, czy raczej do jednego parku maszyn. Ale nie mam pewności czy więcej zespołów w lidze to od razu znaczy więcej słabych zespołów.
Może nie słabych zespołów, ale różnicy między tym, co prezentuje mistrz a co spadkowicz. W innych dyscyplinach, gdzie drużyn jest kilkanaście, najlepszą od najsłabszej zazwyczaj dzieli nie tylko tabela, ale ze 3 poziomy jakości. A wielu kibiców żużla chce, żeby nawet najsłabsza drużyna potrafiła wygrywać z najlepszą na swoim torze.
I to jest fajne. Na pewno nie chciałbym, żebyśmy przed meczem wiedzieli, że gospodarz nie ma szans. Ale zostawmy to wolnemu rynkowi. Jeśli chcemy stworzyć jakąś sieczkarnię żużlową, to może zmniejszmy ligę do 4 drużyn? Wtedy na pewno będzie na żyletki w każdym meczu. Nie do końca chyba jednak o to chodzi. Od siedmiu lat mamy ośmiozespołową Ekstraligę i nie udało się zapobiec pogromom. W każdym sezonie były mecze do 30, albo jeszcze większe łomoty. Pewnie, z jednej strony mogłoby się zdarzyć tak, że byłoby ich ciut więcej, ale z drugiej więcej ośrodków musiałoby poprawić infrastrukturę, zarządzanie itp., rozwinęłoby się organizacyjnie i sportowo.
Ograniczanie startów do tylko jednej ligi zagranicznej ma pomóc wzmocnić żużel w innych krajach, a dzięki temu pula żużlowców na świecie będzie większa.
Jak ma wzmocnić?
Na przykład tak, że gdy Nicki Pedersen odpuści starty w Anglii, to ktoś tam postawi na wychowanka.
Ale czy jak ktoś tam postawi na jakiegoś Johnny'ego Englisha, to naprawdę to rozwinie angielski żużel?
Młody Johnny English rozwinie się bardziej niż Nicki Pedersen, a dzięki temu może kiedyś trafi do Polski i cyklu Grand Prix. Ale rozumiem, że jesteś przeciwnikiem ograniczenia występów gwiazd do tylko dwóch lig.
Chyba tak, bo raczej ograniczyłbym do jednej. Wydaje mi się to bardziej naturalne i zgodne z duchem rywalizacji. Wyeliminowałoby szereg konfliktów i otworzyło kilka nowych dróg. Zawodnicy na pewno bardzo by się buntowali. I zrozumiałbym ich. A wracając do Johnny'ego Englisha. Racja, będzie ich więcej w drużynach angielskich, ale czy to przełoży się na ich poziom, liczbę widzów na trybunach, zainteresowanie sponsorów? Wątpię. Myślę, że rozwarstwienie będzie jeszcze większe, bo każdy model analizy, czy to ekonomicznej, czy społecznej, każe nam przewidywać, że bogatsi staną się jeszcze bogatsi, a biedniejsi jeszcze biedniejsi.
Sport od dawna nie jest już na tyle romantyczny, by mieć nadzieję, że wymknie się zdrowemu rozsądkowi. Tu w samym założeniu jest jakiś paradoks, jak to w ogóle brzmi? Zabierzmy z ligi gwiazdy, najlepszych zawodników, a wtedy poziom tej ligi się podniesie! Wyrzućmy LeBrona i Doncica z NBA, żeby podnieść jej poziom (śmiech). Albo bliższy przykład, bo sam nie lubię porównywania żużla do dyscyplin drużynowych. Jeśli zabronimy zawodnikom z MotoGP i World Superbike gościnnych startów w długodystansowych mistrzostwach świata, na przykład LeMans 24, to doprowadzi to do wzrostu prestiżu i poziomu tej serii, poprawi czasy, przyciągnie młodych i rozwinie ich talent? Bzdura. Bez nich ten cykl by stracił i obawiam się, że podobnie może być z ligą angielską bez zawodników ze światowej czołówki.
Może zawodnicy za bardzo się buntują, bo zawsze pytamy ich o zdanie? Chcą sami tworzyć przepisy, które mają egzekwować.
Ale to nie jest domena wyłącznie żużlowców! Nie wiem, może motosport ma w sobie coś takiego? W innych dyscyplinach zawodnicy też walczą o swoje, też się buntują i próbują stawiać na swoim. Widziałem takie sytuacje, śledziłem tego typu procesy. Czasem wygrywają, innym razem kulą ogony i to normalne. Nie sądzę, że żużlowcy są rozpieszczeni bardziej, niż współczesny świat obok nich. I tu znów należałoby się odwołać do zmian, które zaszły w naszym życiu przez ostatnie dekady, by zbić ewentualny kontrargument, że kiedyś padał deszcz i "kozacy" nie narzekali. Tak, kiedyś wiele rzeczy wyglądało inaczej, a dziś jest tak, jak jest. Zmienia się poziom życia, zmienia mentalność, zmieniają się oczekiwania, potrzeby, zmienia się też poziom akceptacji ryzyka w sporcie. Pozostawanie ślepym na te procesy jest nielogiczne.
Nie jestem pewien, czy mamy prawo wymagać od kogokolwiek heroizmu ponad miarę, tylko dlatego, że kiedyś gladiatorzy walczyli na śmierć i życie, nasi dziadkowie siedzieli w okopach, a ojcowie ścigali się w błocie i wodzie. Żużlowcy z jednej strony są sportowcami, z drugiej ludźmi, a z trzeciej pracownikami, tak, jak my wszyscy. Nigdy nie powiem, że zarabiają za dużo, do czasu kiedy ktoś im te pieniądze płaci. Podkreślam - płaci, a nie obiecuje, że zapłaci. To zwykły mechanizm rynkowy.
Przejdźmy do Grand Prix. W 2022 roku zmieni promotora. Padają te same zapowiedzi, że dyscyplina ma się rozwijać i zyskać popularność w innych krajach. Orlen zdradził, że rozważana jest żużlowa Grand Prix 2022 w Arabii Saudyjskiej. Co myślisz o takich zapowiedziach?
To może mieć sens, jeśli będzie się opłacać. Finansowo, ale też prestiżowo i wizerunkowo. Nie powinniśmy myśleć, że turniej GP musi przełożyć się liniowo na rozwój danej dyscypliny w tym konkretnym miejscu. Zysk może być gdzie indziej. F1 w Arabii, Dakar w Arabii i żużel też? O, a co to jest ten żużel, może warto się temu przyjrzeć? Choć akurat widać doskonale, jak Dakar przyczynia się do zmian w tym kraju. Zainteresowanie motosportem wzrasta, jest kilku nowych zawodników, a w planie są nawet dziewczyny, Saudyjki, które miałyby wystartować. Jeszcze pięć lat temu byłoby to nie do pomyślenia.
Grand Prix 2021 wystartuje w Terenzano we Włoszech, padają plotki o turnieju w Nowej Zelandii.
To może chwycić, tylko nie zabierajmy się za to od niewłaściwej strony. Jeśli Włosi chcą wychować kilku młodych zawodników, to muszą zacząć od podstaw, a fajny turniej raz w roku niech będzie dla nich ciekawostką, nagrodą, wyznacznikiem tego, o czym młodzi chłopcy powinni marzyć, z jaką myślą wstawać z łóżka. Do GP nie można się zapisać. Można tam dojść cholernie ciężką, wieloletnią pracą. Jeśli turniej mistrzowski będzie do niej napędzał i motywował, może być uzupełnieniem tego modelu, ale nie jedyną metodą.
Powinniśmy im w tej ciężkiej pracy za młodu bardziej pomagać, na przykład finansowo?
Ja nie chcę powtarzać tych sloganów, że kiedyś młodzież przychodziła do klubu i dostawała sprzęt, a teraz potrzebne są pieniądze od taty albo od sponsora. W żużlu akurat są potrzebne, ale przestańmy gadać, że młodzi ludzie nie garną się do motocykli, bo to brzmi dziś jak śmieszna wymówka. Według mnie garną się, jak jeszcze nigdy w historii naszego kraju. Dlaczego? Bo mają dostęp do sprzętu, o którym jeszcze poprzednie pokolenie mogło tylko pomarzyć. Proszę pojechać na zawody strefowe w motocrossie – tam nie ma miejsc dla wszystkich chętnych. Proszę zobaczyć, co dzieje się w pit bike'ach, a nawet w wyścigach. Nigdy Polska nie miała tylu dzieciaków na dobrych motocyklach. W żużlu nadal jest jednak wysoka bariera wejścia.
Potrzebują większej pomocy klubów?
Ale kluby już to robią. W Unii Leszno można przyjść z niczym i zajść całkiem daleko ze stosunkowo małym nakładem finansowym, ale wielu prezesów klubów myśli tylko o przyszłym sezonie, a nie o perspektywie dziesięcioletniej. I ja to, niestety, rozumiem. Dlatego podoba mi się to, o czym mówi trener kadry narodowej, Rafał Dobrucki. Ma chyba na to fajny pomysł. Rozwój pit bike'ów w Polsce. To jest sport o wiele tańszy i bardziej powszechny niż żużel, a jednocześnie, na początkowym etapie szkolenia, dość zbliżony.
Ostatnio mój znajomy pojechał do Tarnowa i na motocyklu flat trackowym zrobił wynik o sekundę gorszy niż żużlowcy. Może tych młodszych zawodników powinniśmy szkolić właśnie na pitach, na tej podstawie wybierać tych, w których warto inwestować. Selekcjonować ich na podstawie motocyklowego potencjału, a nie portfela rodziców.
Wspomniałeś o tym, że wielu prezesów klubów myśli tylko o przyszłym sezonie, a nie dalszej perspektywie. Czy to nie jest absurd, że transfery i kontrakty obiecujemy w listopadzie, a potem przychodzą sesje rad miasta w grudniu i okazuje się, że klub dostanie półtora miliona złotych mniej i musi sobie radzić?
Na tym polu zawsze się spieram z "Jabolem" (Mirosław Jabłoński - przyp. red.). On uważa, że miasta nie powinny w ogóle finansować profesjonalnego sportu, ewentualnie tylko szkolenie młodzieży. A ja do tego podchodzę wolnorynkowo: jak miasto widzi w tym interes, to niech daje, a jak nie, to niech nie daje. Jak nie ma pieniędzy, to dać nie może. O czym tu dyskutować?
To dam ci konkret. W Lublinie, skąd pochodzisz samorząd, miał dać na Motor 4 miliony złotych. Potem się okazało, że będą tylko 2. Robi się szum medialny i nagle radni z prezydentem wyczarowują dodatkowe 1,5 miliona i kończy się na 3,5. "Dziennik Wschodni" napisał, że aby uzbierać te dodatkowe pieniądze, prezydent skreślił z listy wydatków milion na zaprojektowanie Bronowickiego Centrum Kultury oraz 500 tysięcy na urządzenie skweru abp. Józefa Życińskiego. Wolałbyś w Lublinie nowe Centrum Kultury i skwer, czy dodatkowe 1,5 miliona na żużel?
Akurat skweru Życińskiego bym nie chciał. Był kiedyś moim szefem i nie wspominam go dobrze, więc pewnie zbyt często nie chodziłbym na ten skwer odpocząć. A jeśli chodzi o Centrum to sprawa - z tego, co wiem - jest trochę bardziej zawiła, bo pierwotnie to miał być w ogóle projekt realizowany z zewnętrznych środków. Tylko że to jest kompletnie bez znaczenia, bo dyskusja może dotyczyć wszystkich miast i wszystkich potrzeb, a nie dwóch konkretnych z Lublina.
Każdy mieszkaniec ma prawo mieć swoje oczekiwania. Ktoś będzie liczył na kościół, ktoś inny na basen, a jeszcze inny na teatr. Ja wolę milion na żużel, ale człowiek kulturalny wybrałby zapewne centrum kultury. A gdybym miał do wyboru 2 miliony na żużel albo na mały tor wyścigowy, pewnie byłbym za torem. To wszystko jest kwestią priorytetów i pasji.
Zobacz także:
Rafał Dobrucki: Nikt nie ma u mnie nabazgrane w papierach.
Marcus Birkemose nie może się w pełni skupić na żużlu. Znalazł się poza kadrą Danii na 2021 rok!