Pit-bike'i stają się coraz popularniejsze, a klucz do ich sukcesu tkwi w cenie. Najtańsze i nowe egzemplarze o małej pojemności można mieć za nieco ponad 3 tys. zł. Nieco mocniejsze sprzęty kosztują 5 tys. zł. To kwoty niewielkie w porównaniu do tych, jakie trzeba ponosić uprawiając miniżużel. O dorosłym żużlu nie wspominając.
Serwis małych maszyn też jest niedrogi - najtańsze filtry i elementy potrafią kosztować po 20-30 zł. Efekt jest taki, że coraz częściej żużlowcy do treningów poza torem wykorzystują właśnie pit-bike'i. Odbywa się na nich również szkolenie najmłodszych - wielkim orędownikiem tych sprzętów jest chociażby trener kadry Rafał Dobrucki.
Zaczęło się od Darcy'ego Warda
W środowisku pit-bike'ów bardzo dobrze znany jest Łukasz Pawlikowski, który pod koniec XX wieku próbował swoich sił na żużlu jako zawodnik toruńskiego Apatora. Jak to się stało, że były żużlowiec obecnie działa w zupełnie innym środowisku?
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: "giętki Duzers" - żużlowa nauka jazdy
- To jest powiązane z Darcym Wardem, któremu pomagałem jako mechanik podczas jego pierwszych dni i startów w Polsce. Próbowałem zrozumieć fenomen jego jazdy, bo był niebywały. On miał naturalną lekkość w prowadzeniu motocykla. Było widać, że to jest zabawa dla niego. Zacząłem szukać, co miało taki wpływ na jego sylwetkę, zachowanie na motocyklu - mówi WP SportoweFakty Pawlikowski.
To właśnie jazda na małych motocyklach i flat-tracku dała takie umiejętności Darcy'emu Wardowi, który zdążył wywalczyć dwa tytuły mistrza świata juniorów i był kreowany na czempiona wśród seniorów, dopóki jego kariery nie przerwał fatalny wypadek i uraz kręgosłupa. - Prześwietliłem cały świat w poszukiwaniu takiego małego motocykla, który mógłby spodobać się dużej grupie odbiorców i dałby możliwość nauki - dodaje Pawlikowski.
W ten sposób były żużlowiec trafił do Macieja Merchela, który jest głównym importerem pit-bike'ów MRF na Polskę. To właśnie ten sprzęt jest najpowszechniejszy wśród żużlowców. Do wyboru są jednak również motocykle innych firm - YCF, Stomp czy Loncin.
- Przygoda z pit-bike'ami zaczęła się na poważnie pięć lat temu. Można powiedzieć o podwojeniu sprzedaży względem tego okresu. Zainteresowanie jest coraz większe, pojawiają się nowe osoby. Więcej sprzedaje się wersji cross niż na asfalt. Ludzie biorą je nawet niekoniecznie pod względem zawodów - opowiada Dawid Polaszczyk, który zajmuje się sprzedażą pit-bike'ów.
Pit-bike wstępem do żużla
Małe motocykle sprawiają, że dzieci można uczyć obycia z motocyklem i pracy przy sprzęcie. Pozwalają też obniżyć koszty. - To jest jak bieganie. Początkujący biegacz nie ustawia sobie za cel ukończenia maratonu. Osiąga stopniowo 5, 10, 15 kilometrów. To samo jest z motocyklami. Nie można kogoś od razu rzucać na ogromny motocykl - wyjaśnia Pawlikowski.
Tymczasem przez lata szkolenie w Polsce tak wyglądało. Młodzi adepci trafiali do szkółek żużlowych, gdzie zaczynali jeździć na motocyklach o pojemności 500 ccm, bo nie było alternatywy. - Na pit-bike'u mamy mniejszą prędkość, więc mocniej pracuje się ciałem. Niewiele też trzeba, by móc trenować i się szkolić. Wystarczy kawałek prywatnego terenu, jakaś łąka - dodaje Pawlikowski.
Pit-bike'i mają wpływ nie tylko na żużel. W klasie World Supersport 300 można oglądać Daniela Blina, który wywodzi się właśnie z małych motocykli. Polacy wywodzący się z pit-bike'ów zaczęli się pojawiać w eliminacjach do Red Bull Rookies Cup, czyli przedsionka MotoGP dla najmłodszych. Tego wcześniej nie było.
- Asfalt to już wyższa finezja. Trzeba kontrolować nawet minimalne uślizgi. Taka umiejętność później jest też przydatna w żużlu, dlatego motocykle z kołami na asfalt też są chętnie kupowane. Na dużym motocyklu dziecko tego nie zrobi, bo ono będzie ledwie siedzieć na kierownicy i będzie walczyć o przetrwanie - mówi Pawlikowski.
Co najważniejsze, w przypadku pit-bike'ów mała moc i zakaz tuningowania sprzętu prowadzi do tego, że szanse wszystkich są równe. - Dlatego dziecko uczy się jeździć z maksymalnie odkręconą manetką. Gdy widzi, że jego rywal jest szybszy, to zaczyna kombinować. Inaczej układa ciało na motocyklu, pracuje nad sylwetką. Tego wszystkiego nie byłoby na dużej maszynie - dodaje Pawlikowski.
Pit-bike alternatywą dla miniżużla
Popularność pit-bike'ów sprawia, że lada moment stanie się on poważną konkurencją dla miniżużla. W tej kategorii trzeba bowiem ponosić znacznie większe nakłady finansowe. - Problem polega na tym, że w miniżużlu często wygrywają ci, którzy mają pieniądze, bo mamy tuningowane silniki - komentuje Pawlikowski.
- Potem dochodzi do abstrakcji, bo chłopacy z talentem rezygnują, skoro przegrywają na miniżużlu z tymi bogatszymi. Z kolei ci, którzy mają wyniki w tej kategorii przechodzą do dorosłego żużla i odpadają, bo okazuje się, że wcale nie są takimi dużymi talentami - dodaje Pawlikowski.
Pierwszym klubem, który odważnie postawił na pit-bike'i w Polsce była Betard Sparta Wrocław w okresie, gdy drużynę prowadził Rafał Dobrucki. Przyszło mu wtedy tworzyć od podstaw program szkolenia młodych zawodników w stolicy Dolnego Śląska i "Młodą Spartę" oparto na pit-bike'ach, a do treningów zaczął służyć mały tor w podwrocławskim Bąkowie. Pomysł się przyjął i biorąc pod uwagę realia, najpewniej będzie kontynuowany przez inne ośrodki.
Czytaj także:
Bartosz Smektała komentuje słowa menedżera Fogo Unii
Były prezes Stali komentuje pomysł powiększenia PGE Ekstraligi