- Nie ma takiego tematu. PGE Ekstraliga ma ruszyć zgodnie z planem - mówi nam prezes Wojciech Stępniewski. - Każdy w listopadzie wiedział, w jakim miejscu jesteśmy. Nikt nie mógł przypuszczać, że kibice wejdą na stadiony - dodaje.
Dokładnie to samo mówi przewodniczący GKSŻ, która odpowiada za rozgrywki eWinner 1. Ligi i 2. Ligi Żużlowej. Piotr Szymański idzie nawet o krok dalej i tłumaczy, że przesunięcie startu rozgrywek ze względu na brak kibiców byłoby krzywdzące wobec niektórych prezesów. - Moje stanowisko jest jasne. Jedziemy zgodnie z planem. Już dawno przypominaliśmy klubom, że kibiców może nie być. Zrobiliśmy to przed początkiem okresu transferowego, żeby każdy zbudował odpowiednio zespół - przyznaje.
- Rozumiem, że obecność fanów na trybunach jest bardzo ważna. Ja też chcę powrotu do normalności i bardzo na ten moment czekam. Dlaczego mamy jednak krzywdzić teraz kluby, które nas posłuchały, były rozsądne i zakontraktowały takich żużlowców, żeby poradzić sobie z odjechaniem sezonu nawet bez udziału widowni? A zapewniam, że tacy działacze w środowisku są - podkreśla Szymański.
Jednym z działaczy gotowych na jazdę bez udziału publiczności jest Witold Skrzydlewski. Jego Orzeł nie planuje zmian w kontraktach ze swoimi zawodnikami. Liczba kibiców na trybunach nie będzie mieć zatem żadnego wpływu na to, ile zarobią łódzcy żużlowcy za podpis pod umową i każdy zdobyty punkt. Takich klubów w środowisku jest jednak z pewnością więcej.
Zobacz także:
29 lat od śmierci Edwarda Jancarza
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: "giętki Duzers" - żużlowa nauka jazdy