2013 rok był idealny do tego, aby Włókniarz Częstochowa uczcił go mistrzostwem Polski. Ostatni tytuł biało-zieloni wywalczyli dziesięć lat wcześniej, więc okazja do tego, aby w wyjątkowy sposób święcić kolejne mistrzostwo była idealna. Co prawda w tamtym sezonie piekielnie silny był zielonogórski Falubaz, zresztą późniejszy mistrz, ale częstochowianie wierzyli, że z ekipą z Grodu Bachusa dadzą sobie radę. Tyle że drogę do decydującego o złocie dwumeczu zagrodził im Unibax Toruń.
8 września 2013 roku przeszedł do historii zarówno częstochowskiego, jak i toruńskiego żużla. Półfinał Ekstraligi, rewanż, Włókniarz miał do odrobienia 8 "oczek" z pierwszego starcia. W sumie wystarczyło, aby wygrał taką samą różnicą punktów, bo wówczas premiowałaby ich wyższa pozycja z rundy zasadniczej. Dla wielu wydawało się to błahostką, tymczasem już od pierwszej serii startów biało-zieloni wpadli w poważne kłopoty.
Włókniarz do starcia z Unibaksem przystępował bez kontuzjowanego Emila Sajfutdinowa, a więc jednego z liderów, który urazu doznał właśnie w pierwszym półfinałowym meczu w Toruniu. Grzegorz Dzikowski, ówczesny trener Lwów, zdecydował się na skorzystanie z przepisu o zastępstwie zawodnika. Jasne stało się, że wszyscy seniorzy będą musieli stanąć na wysokości zadania. Tematu nie udźwignął Rafał Szombierski.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Matej Zagar zdradził, na którym torze w PGE Ekstralidze czuje się najlepiej
W trzecim wyścigu, podczas gdy Unibax prowadził podwójnie, jadący na końcu stawki Szombierski przewrócił się. Bieg został przerwany, zawodnik jakiś czas nie podnosił się z toru. I może nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że zawodnik Włókniarza mijając sektor, na którym znajdowali się kibice z Torunia, zaczął ich "pozdrawiać". Nie umknęło to uwadze sędziemu Markowi Wojaczkowi, który najwyraźniej doszedł do wniosku, że Szombierski upadł specjalnie.
Arbiter nie miał skrupułów i wykluczył żużlowca gospodarzy do końca zawodów dając mu czerwoną kartkę. Trybuny Areny Częstochowa eksplodowały i dobrze, że na wysokości zadania stanęła ochrona, która uniemożliwiła tłumowi wtargnięcie na wieżyczkę sędziowską. Z perspektywy czasu trzeba przyznać, że w tamtej sytuacji sędzia Wojaczek postąpił słusznie.
Sytuacja Włókniarza stała się jeszcze bardziej skomplikowana. Nie dość, że mecz się im nie układał, że musieli odrabiać straty z pierwszego spotkania, to jeszcze stracili zawodnika. Znakomicie dysponowany tamtego dnia był jednak ówczesny junior Lwów, Artur Czaja i to on trzymał biało-zielonych w grze. Po czterech startach miał 8 punktów i aż prosiło się wystawić go w biegu nominowanym. Tylko za kogo? Szombierski wykluczony do końca zawodów, Sajfutdinow - Z/Z. Wedle przepisów było to niemożliwe, a zważywszy na wynik (39:39) było jasne, że do finału wchodzi Unibax. Prowadzący to spotkanie sędzia Marek Wojaczek przyjął jednak zgłoszenie Czai do 14. biegu, choć kilka dni później okazało się, że żużlowa centrala miała inne zdanie na ten temat.
Tym niemniej wielotysięczna publiczność zgromadzona na częstochowskim obiekcie do samego końca wierzyła w powodzenie planu. By wejść do finału, Włókniarz musiał wygrać ostatnie dwa wyścigi podwójnie. W 14. biegu ze strony Lwów na starcie ustawili się wspomniany Czaja oraz Grigorij Łaguta. Junior Włókniarza znakomicie wystartował i objął prowadzenie, zaś Rosjanin został wypchnięty przez Adriana Miedzińskiego i znalazł się na czwartej pozycji. Tłum szalał, wiwatował, bo wszyscy wierzyli, że Łaguta znajdzie sposób na toruńską parę.
Ten moment nadszedł na początku ostatniego okrążenia. Wtedy to Łaguta wypatrzył lukę między Miedzińskim a Pawłem Przedpełskim i zdecydował się tam wjechać niczym Joe Screen w 1995 roku w meczu Włókniarza ze Stalą Gorzów. Manewr ówczesnego kapitana Lwów się powiódł. Grigorij Łaguta znalazł się za plecami prowadzącego Artura Czai. Częstochowska publiczność eksplodowała. "Częstochowa ożyła, trybuny ożyły, trybuny wierzą, że w sporcie takie rzeczy są możliwe. Że tu nie ma spraw niewyobrażalnych. Dziękują, jest 5:1, ta dwójka swoje zrobiła, ale jak to zrobiła. Taki impuls może dać power tym, którzy wystartują w 15. Oj będzie się tu działo" - emocjonalnie komentował dla nSport+ Tomasz Dryła.
Nie mylił się, bowiem 15. wyścig przyniósł jeszcze więcej emocji. W jego pierwszej wersji para Darcy Ward - Tomasz Gollob prowadziła podwójnie i tylko niewyobrażalne zaangażowanie Rune Holty sprawiło, że przedarł się on przed nos Golloba. Ten miał prawo być zaskoczony wjazdem rywala. Gollob nie zdążył zmienić toru jazdy i wpadł w Holtę, obaj przekoziołkowali po torze i wylądowali na dmuchanej bandzie. Trybuny zamarły w oczekiwaniu na decyzję arbitra. Marek Wojaczek postanowił wykluczyć Golloba. Częstochowianie uwierzyli, że cel uda się zrealizować.
Kibice z Częstochowy dobrze pamiętają obrazek z telewizji, na którym Michael Jepsen Jensen z Rune Holtą ustalają plan na powtórkę 15. wyścigu. Duńczyk miał z drugiego pola znakomicie wystartować, założyć Warda i zrobić miejsce dla Holty. Plan był jednak karkołomny, gdyż Darcy Ward tamtego dnia na częstochowskim torze czuł się jak ryba w wodzie. Do ostatniej odsłony ani razu nie zaznał goryczy porażki.
Jepsen Jensen w tamtym momencie chyba nigdy w życiu nie był tak skupiony na starcie, nawet jak wygrywał w GP w Kopenhadze, bo tam musiał przebijać się na prowadzenie po dystansie. Gdy taśma poszła w górę Jensen wystrzelił jak z procy. Od razu na wejściu w łuk założył zdezorientowanego Warda, a z prawej po szerokiej pomknął Holta. Wszystko szło po myśli miejscowych, na dodatek Ward na drugim łuku miał problemy z opanowaniem maszyny.
Stadion wiwatował, jednak bieg żużlowy ma cztery okrążenia. Na początku tego ostatniego zdefektowała maszyna Holty. Bieg skończył się wynikiem 3:2, co premiowało do finału Unibax. Rune Holta jak rażony piorunem padł na murawę i rozpaczał, że przez złośliwość rzeczy martwych częstochowianom nie udało się wjechać do dwumeczu o złoto. Niepotrzebnie, bowiem kilka dni później Ekstraliga zweryfikowała wynik i odjęła punkty Czai z 14. odsłony, w której wystąpił bezprawnie. Pozostaje sobie tylko wyobrazić, z jakim skandalem mielibyśmy do czynienia, gdyby motocykl Holty wytrzymał i dojechałby on do mety...
Punktacja:
Unibax Toruń - 42. 1. Adrian Miedziński - 9+2 (2,1,2*,1*,2,1), 2. Kamil Brzozowski - 2 (0,-,2,0,-), 3. Darcy Ward - 17 (3,3,3,3,3,2), 4. Chris Holder - zastępstwo zawodnika, 5. Tomasz Gollob - 9+1 (2*,2,1,3,1,w), 6. Paweł Przedpełski - 4 (2,2,0,0,0,0), 7. Kamil Pulczyński - 1 (0,0,1).
Dospel Włókniarz Częstochowa - 44. 9. Michael Jepsen Jensen - 13+2 (3,2*,1*,2,2,3), 10. Emil Sajfutdinow - zastępstwo zawodnika, 11. Rune Holta - 10 (1,3,3,2,1,d), 12. Rafał Szombierski - 0 (w,w,w,w), 13. Grigorij Łaguta - 9+2 (1,1,1,3,1*,2*), 14. Adam Strzelec - 4 (1,0,3), 15. Artur Czaja - 11 (3,3,0,2,w).
Czytaj także:
- Maciej Janowski o sezonie 2021, Sparcie z Łagutą, powrocie do kadry i relacjach z trenerem Cieślakiem [WYWIAD]
- Motor Lublin ze szczegółowym planem przygotowań do sezonu. Drużyna wyjedzie do Hiszpanii i Włoch