Żużel. Dziadek Kacpra Woryny i tata Mariusza Węgrzyka byli jego nauczycielami. Eugeniusz Tudzież o początku kariery

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Mateusz i Eugeniusz Tudzieżowie
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Mateusz i Eugeniusz Tudzieżowie

Jak sam przyznaje, kiedy zobaczył w gazecie ogłoszenie o zapisach do szkółki żużlowej, natychmiast poszedł z nią do domu, aby poprosić rodziców o pozwolenie. Ci, zgodzili się od razu, ponieważ wiedzieli, że "czarny sport" to jego wielka pasja.

- Żużel był u nas w rodzinie praktycznie od dziecka, ponieważ rodzice interesowali się żużlem, jeździli na mecze, a mnie to fascynowało. Od małego wiedziałem, że muszę jeździć na żużlu. Grałem w piłkę nożną, ale i tak już w głowie miałem, że jak będę miał 15 lat, to przechodzę na pewno na żużel - przyznał w rozmowie z Rybnickim Magazynem Żużlowym Eugeniusz Tudzież.

- Niedaleko nas mieszkał Andrzej Węgrzyk, ojciec Mariusza Węgrzyka, wtedy jeździł właśnie tutaj w lidze. Kiedy były mecze, to czekałem na niego na dworze przed domem i jak on szedł z autobusu po meczu, to do samego domu go odprowadzałem i z nim rozmawiałem o żużlu, byłem zafascynowany tym - dodał.

W 1990 roku Rybnik sięgnął po srebro DMP. Tudzież był wtedy w drużynie świeżo po zdaniu licencji, mimo to udało mu się zadebiutować w lidze. - To był tylko jeden mecz wyjazdowy w Bydgoszczy. Dzięki trenerowi mogłem zadebiutować w tej drużynie i zdobyłem pierwszy punkt po defekcie Tomka Golloba - powiedział zwycięzca MPPK z 1996 roku.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Włodarczyk zaczepiła Kloppa. Co za umiejętności mistrzyni olimpijskiej

Rybniczanin debiutował w drużynie, której trenerem była bardzo ważna postać dla rybnickiego klubu, Jerzy Gryt. Pierwsze kroki stawiał jednak pod okiem innej wielkiej legendy, Antoniego Woryny. Ten był dla niego nie tylko mentorem, ale też najważniejszym nauczycielem.

- Nauczył mnie wszystkiego, co potrafiłem zrobić, szczególnie startów i koncentracji. To był fantastyczny człowiek, przykładał się do każdego detalu na torze, na starcie. Nie był za spokojnym trenerem, ale potrafił wszystko dokładnie przekazać ze zrozumieniem. Zawodnicy po prostu rozumieli, co do nich mówi - zaznaczył były zawodnik klubów m.in. z Bydgoszczy i Wrocławia.

W latach 60. Rybnik był najlepszą drużyną w kraju, sięgając wielokrotnie po tytuł mistrza Polski. Pomimo tego, że w późniejszym czasie, drużyna ze Śląska nie dominowała już na polskich torach, to nadal zaliczana była do czołówki krajowej. W tym czasie w klubie jeździło wielu legendarnych zawodników, od których pokolenie Eugeniusza Tudzieża mogło brać przykład.

- Zawsze tak było, że od najmłodszych lat się patrzyło na tych najlepszych i próbowało się wzorować na nich. Mnie zawsze fascynowały starty samego Hansa Nielsena. To była później moja taka ikona i podpatrywałem każdy szczegół od niego. Jak on startuje, jak trzyma ręce na starcie i do niego chciałem się porównać - wyznał były żużlowiec.

Srebrny medalista Drużynowych Mistrzostw Polski z 1990 roku swoją zawodniczą karierę skończył dość wcześnie, bo jeszcze przed trzydziestymi urodzinami. Głównie przyczyniły się do tego liczne kontuzje, z których najczęściej były to złamane obojczyki. Co ciekawe, po przejściu na żużlową emeryturę, tata Mateusza Tudzieża  trafił nawet na chwilę do wojska.

- Dostałem powołanie do zastępczej służby wojskowej i pracowałem jako kierowca-konserwator w domu dziecka w Rybniku. Mnie się tam tak spodobało, że po zakończeniu tej służby zostałem jeszcze parę lat i pracowałem jako kierowca-konserwator już normalnie przyjęty - zakończył 47-latek.

Czytaj także:
Żużel. Krzysztof Mrozek wywalczył środki dla Rybek Rybnik. To efekt ugody z kibicem
Żużel. Czy Josh Grajczonek znowu zrezygnuje z Abramczyk Polonii? Jerzy Kanclerz komentuje

Źródło artykułu: