Żużel. Marek Grzyb o wydarzeniach na Teneryfie. "Pociągniemy do odpowiedzialności wszystkich, którzy nas oczernili"

Archiwum prywatne / Marek Grzyb / Marek Grzyb z synem podczas zgrupowania Stali Gorzów na Teneryfie
Archiwum prywatne / Marek Grzyb / Marek Grzyb z synem podczas zgrupowania Stali Gorzów na Teneryfie

Prezes Moje Bermudy Stali przerywa milczenie i odpowiada na zarzuty dotyczące zgrupowania na Teneryfie. Marek Grzyb mówi o manipulacji i zapowiada pozwy sądowe.

[tag=860]

Moje Bermudy Stal[/tag] wróciła ze zgrupowania na Teneryfie w ubiegłą niedzielę. Kilka dni później portal Interia opublikował artykuł, w którym informował o niewłaściwym zachowaniu działaczy gorzowskiego klubu. Z kolei prezes Marek Grzyb miał nie zostać wpuszczony na pokład samolotu, którym ekipa wracała z obozu.

Radny miejski z Gorzowa Jerzy Synowiec pisał w mediach społecznościowych, że u szefa akcji stwierdzono "brak kontaktu z otoczeniem". Na zachowanie gorzowian skarżył się także szef recepcji hotelu Antonio R. Plasenci, który w rozmowie z Interią przekazał:

"Była część grupy, która nie przestrzegała zasad. Niektórzy w nocy wyrzucali rzeczy z balkonu. Faktycznie zadzwoniliśmy do kogoś z grupy, aby z nimi porozmawiać. Ten ktoś odpowiedział nam: nie dzwoń do mnie już, zadzwoń na policję. Mieliśmy wiele skarg od innych klientów, którzy mieli pokoje obok tych, w których była wspomniana przeze mnie grupa".

Dodatkowo pojawiły się zastrzeżenia do zachowania dyrektora klubu Tomasza Michalskiego, który miał z tego powodu zostać odesłany do Polski przed czasem.

Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Od kilku dni mówi się, że na zgrupowaniu drużyny na Teneryfie doszło do skandalu z udziałem działaczy. Pan milczał. Dlaczego?

Marek Grzyb, prezes Moje Bermudy Stali Gorzów: Tak mi radzili prawnicy. Dałem sobie czas na zebranie faktów i zrozumienie, do jakiej tu doszło manipulacji.

Ale przecież zachowanie części działaczy Stali na Teneryfie, o czym mówił dyrektor recepcji hotelu, nie było chyba ukartowane?

W tym przypadku doszło do największego przekłamania, na którym została zbudowana cała narracja. Cytowany w mediach dyrektor nie mówił o zachowaniu żadnej osoby związanej ze Stalą Gorzów. Otrzymaliśmy właśnie pismo z hotelu, w którym dyrektor całej sieci wyraził ubolewanie, że w mediach pojawiły się takie informacje. Upublicznię je w swoich mediach społecznościowych, żeby wszyscy mogli się z nim zapoznać.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Patryk Dudek gościem "Żużlowej Rozmowy". Obejrzyj cały odcinek!

Czyli kto zachowywał się niewłaściwie?

Dyrektor recepcji rzeczywiście przekazał mediom informację o niewłaściwym zachowaniu, ale to dotyczyło innej grupy Polaków. W przesłanej nam korespondencji wyraźnie podkreślił, że mówił ogólnie o Polakach, którzy byli wtedy ich gośćmi i w żaden sposób nie wskazywał na przedstawicieli Stali. To ktoś inny dopuścił się złego zachowania. Dodajmy, że w naszym hotelu przebywało łącznie około 800 osób, było pełne obłożenie. Ktoś dokonał jednak manipulacji, żeby uderzyć w Stal i we mnie. Dyrekcja hotelu wyraziła ubolewanie, że tak się stało, i wystosowała do nas już oficjalne przeprosiny. Odsyłam na mojego Facebooka. Tam można to sprawdzić i przekonać się, co sądzi hotel na Teneryfie o naszym pobycie.

Ma pan pewność, że nikt z waszej ekipy nie dopuścił się niewłaściwych zachowań?

Ale co to dla pana znaczy? Czy miałem być we wszystkich miejscach jednocześnie i każdego sprawdzać? Nie jestem Harrym Potterem, a poza tym nie popadajmy w paranoję. Żadnego skandalu nie było, natomiast działacze i sponsorzy klubu, którzy tam byli, mieli prawo tak samo, jak każda inna osoba, która wyjeżdża, do skorzystania z opcji all inclusive. Wypicie drinka, wspólne spędzanie czasu to przecież żadna zbrodnia. Sponsorzy i działacze to nie zawodnicy. Żużlowcy ciężko trenowali, co było doskonale widać w przygotowanych przez nas relacjach.

To prawda, że nie został pan wpuszczony na pokład samolotu z powodu "braku kontaktu z otoczeniem"?

To wierutne kłamstwo, że byłem pijany. Będzie je zresztą bardzo łatwo udowodnić przed sądem.

Jak?

Przed hotelem, w którym mieszkaliśmy, były kamery, które zarejestrowały, jak wsiadam do busa i go prowadzę. Była w nim między innymi moja żona i 7-letnia córka. Łącznie dziewięcioro pasażerów. Przejechałem nim jako kierowca ponad 50 kilometrów. Przed lotniskiem na Teneryfie są wypożyczalnie samochodów. Zatrzymałem się tam i zdałem busa. Trzy osoby z obsługi go ode mnie odebrały. Wywiązała się nawet dyskusja ze względu na niedomykające się drzwi. O swoich siłach wszedłem na lotnisko, co również na pewno zarejestrowały kamery i co widziało mnóstwo osób. Stałem w kolejce do check - in. Odprawiłem całą rodzinę.

Czyli wrócił pan razem z drużyną?

Nie, bo były problemy z odprawieniem mnie. Czekam na wyjaśnienie od linii lotniczych, dlaczego tak się stało. Mam pewne domniemanie, dlaczego mój bilet został anulowany, ale na pewno nie chodziło o to, że byłem nietrzeźwy. Są na to różnego rodzaju dowody. Nigdy bym sobie nie pozwolił na to, żeby wsiąść pijany za kółko, a już tym bardziej zrobić to z narażeniem ludzi, których kocham. Oni też by mi na to nie pozwolili.

Pociągniemy do odpowiedzialności wszystkich ludzi, którzy nas oczernili. Zapewniam, że wyciągnę konsekwencje prawne. Moi prawnicy szykują pozwy. Okazało się, że w łatwy sposób można naruszyć dobra osobiste. Dziwię się, że były prezes klubu Stal Gorzów, a obecnie radny, dopuścił się takiego zagrania. Mamy w ręku potężne argumenty i nie zawahamy się ich użyć. Sprawiedliwości stanie się zadość.

Dlaczego dyrektor Tomasz Michalski wrócił wcześniej do Polski? Czy miało na to wpływ jego niewłaściwe zachowanie?

Zacznijmy od tego, że dyrektor Michalski nie chciał w ogóle lecieć z nami na Teneryfę.

Dlaczego?

Miał wprawdzie wynik negatywny testu na COVID-19, ale dowiedział się, że jego córka jest zakażona. Chciał zostać z rodziną. Namówiliśmy go, żeby poleciał. Mówiliśmy, że dyrektor musi pojawić się na takim wyjeździe i dopilnować na początku pewnych rzeczy. Żona Tomka nie była pocieszona, ale jego powrót po trzech dniach do Polski był zaplanowany znacznie wcześniej. Od razu dodam, że Tomek przeszedł wcześniej koronawirusa i dlatego ma przeciwciała.

Co teraz? Czy temat zgrupowania na Teneryfie jest dla pana zamknięty?

Prowadzę poważny biznes, a takie doniesienia mocno uderzają w to, co robię zawodowo. A pracowałem na to całe życie. Co teraz? Zacznie się z mojej strony zażarta walka. Nie odpuszczę. Wszystkie osoby, które nas pomówiły, mogą już spodziewać się konsekwencji prawnych.. Jest mi przykro, że ktoś zaserwował mi taki "pasztet", ale na skruchę już za późno.

Przed rozmową z Markiem Grzybem redakcja WP SportoweFakty skontaktowała się z obsługą lotniska na Teneryfie, liniami obsługującymi lot gorzowian, hotelem i miejscową policją. Do tej pory otrzymaliśmy informację z lotniska, z której wynika, że w dniu, kiedy Stal wracała z Teneryfy nie odnotowano niewpuszczenia na pokład samolotu nietrzeźwego pasażera. Wyjaśnienia pozostałych instytucji opublikujemy, kiedy tylko je otrzymamy.

Zobacz także:
Pierwsi szczęściarze już trenowali
Douglas myśli o powrocie do Polski

Źródło artykułu: