- Każdy wyjazd planuję znacznie wcześniej. Czekam na ogłoszenie terminarza ligi, a później dokładnego rozkładu każdej kolejki. Bilety kupuję od razu, ze sporym wyprzedzeniem - opowiada nam Polakowski.
Fan Motoru Lublin stara się przylecieć do kraju na dwa, czasami na trzy tygodnie, żeby zaliczyć jak najwięcej meczów w trakcie jednego pobytu. Gdyby chciał pojawiać się na każdym spotkaniu z osobna, musiałby wydać około 10 tysięcy dolarów na bilety lotnicze.
Niektórym wypadom do Polski na mecze żużlowe towarzyszą komplikacje. - Zdarzało mi się kilka razy przylatywać tylko na weekend i wracać zaraz po meczu. Wtedy zostałem poproszony na granicy w USA o wyjaśnienia, dlaczego tak często latam. Za pierwszym razem powiedziałem, że do mamy, bo jest sama. Udało się, przeszło. Po jednym z kolejnych razów ten sam patent już nie wypalił i musiałem się tłumaczyć. Zostałem poproszony na dłuższą rozmowę i wtedy powiedziałem o swojej pasji. Słowo żużel niewiele im mówiło, więc pokazałem programy żużlowe. Na szczęście mi uwierzyli, że mam na punkcie żużla fioła - wspomina.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Patryk Dudek ubolewa w związku z brakiem kibiców na trybunach. "My jesteśmy dla nich, oni dla nas"
Zbigniew Polakowski do USA przyleciał w 1996 roku. Od początku mieszka w Chicago, gdzie w 2004 roku zaczął prowadzić małą firmę budowlaną. - Pierwsze lata to była orka. Z czasem zaczęło mi brakować żużla i Motoru - opowiada. - Pięć lat temu postanowiłem trochę odpuścić i zwolnić tempo. Wyszedłem z założenia, że nie samą pracą żyje człowiek, że musi być jeszcze miejsce na pasję. Brałem sobie mniej na głowę po to, żeby mieć czas na żużel. Gdy jestem w Polsce, firmę prowadzę na telefon - wyjaśnia.
Najważniejsze jest szczęście
Polakowski od dłuższego czasu lata na wszystkie mecze Motoru. Jeśli go nie ma, to znaczy, że wydarzyło się naprawdę coś ważnego. - Byłem na finałowym meczu ze Startem Gniezno w sezonie 2017, kiedy Motor walczył o awans do pierwszej ligi. Później pojechałem na baraż do Rzeszowa. Od tego czasu zaliczyłem minimum 95 proc. wszystkich domowych spotkań, a także całkiem sporo wyjazdów. Nie ma mnie tylko, kiedy wydarzy się coś naprawdę ważnego - tłumaczy kibic Motoru.
Opowiada nam, że jak Motor ma mecz w piątek, to on stara się przylecieć do Polski już w środę. - Chcę mieć zawsze zapas. Wylatuję z Chicago do Warszawy, a później jadę do Zamościa, czyli mojego rodzinnego miasta. Następnie na mecz. Bardzo pomaga mi prezes klubu Kuba Kępa - wyjaśnia Polakowski.
Zapytany przez nas o koszty mówi, że zabawa w wycieczki na domowe mecze Motoru do tanich nie należy. Koszt samego przelotu z USA to 1200 - 1600 dolarów w obie strony. To jednak nie powinno nikogo dziwić, bo w jedną stronę trzeba pokonać ponad 7500 kilometrów. – To nie ma dla mnie jednak znaczenia. Nie można żyć samą pracą. I tak nie zabierzemy ze sobą z tego świata wszystkich pieniędzy. Mam pasję, dzięki której jestem szczęśliwy, więc ją realizuję - podkreśla kibic Motoru.
Żona czasami kręci nosem
Fan Motoru przyznaje, że jeśli chodzi o reakcje otoczenia na jego pasję, to bywa różnie. Żona nie jest do końca zachwycona. - Swoje zawsze powie, ale nie miałaby serca mi to zabrać, bo widzi jak to kocham. Jeśli chodzi o znajomych, to wiele razy słyszałem, że zwariowałem, ale najczęściej wszyscy nazywają mnie takim pozytywnym wariatem. Poza tym nie można przejmować się opinią innych. Gdybyśmy to bez przerwy robili, to tak naprawdę byśmy nie żyli - wyjaśnia Polakowski.
Teraz najbardziej martwi go pandemia. Na ten moment wszystko wskazuje, że sezon 2021 w PGE Ekstralidze ruszy bez kibiców na trybunach. – A żużel w telewizji to przecież nie to samo. Ciągle wierzę, że będzie dobrze i będę mógł przyjeżdżać, bo atmosfera na stadionie Motoru jest nie do podrobienia. Moim drugim sportem jest hokej. Jeżdżę na mecze Chicago Blackhawks. Byłem w Detroit na derbach. Usiadłem w koszulce swojej drużyny i wszyscy byli wobec mnie bardzo życzliwi. W Lublinie jest tak samo i to podoba mi się najbardziej. Poza tym byłem na wielu pięknych i nowoczesnych obiektach sportowych, ale to na stadionie Motoru zawsze czuję się najlepiej. Marzę o naszym awansie do fazy play-off. Chciałbym także obejrzeć kiedyś ważny mecz naszej drużyny z parku maszyn, żeby poczuć te emocje od środka - podsumowuje.
Niezwykłego fana klubu zna prezes Motoru Jakub Kępa: - Kiedyś Zbyszek chciał zdobyć bilety na nasze mecze, a był z tym spory problem. Od razu stwierdziłem, że pomogę. Lubię ludzi z taką zajawką - dodaje szef ekipy z Lublina.
Zobacz także:
Prezes zrobił tor na pierwszy trening i pobił rekord
Jest decyzja w sprawie dotacji dla Stali Gorzów