Pieniądze z rekordowego kontraktu telewizyjnego w PGE Ekstralidze na lata 2022-2025 mają być przeznaczone m.in. na szkolenie, rozwój infrastruktury, a także rozbudowę marketingową klubów. Władze ligi chcą to uregulować, by lwia część z tych pieniędzy nie powędrowała do kieszeni żużlowców. Problem w tym, że to środowisko nie raz i nie dwa udowadniało, że wszystkie przepisy potrafi obejść, a dane słowo niestety niewiele znaczy.
- Pracując w klubach różne rzeczy przeżyłem i widziałem, łącznie z takimi, że rozmawiali czy to oficjalnie czy nieoficjalnie prezesi, ustalając, że nie będą sobie podbierać zawodników i licytować się o nich. Wskazywali przykładowo trzech żużlowców, których nawzajem sobie mieli nie podbierać. Co się działo później? Niektórzy wychodzili z takiego spotkania i już za chwilę telefony do tych zawodników, których miało się nie ruszać rozdzwaniały się - przytacza przykład z przeszłości Jacek Gajewski.
Były menedżer klubów z Torunia i Częstochowy, a obecnie ekspert nie kryje, że środowisko żużlowe ma wiele za uszami. - Jest specyficzne. Czasami rzeczy, które ludzie robią w klubach nigdy w życiu nie zrobiliby u siebie w swoich prywatnych firmach, gdzie sami odpowiadają majątkiem i mogą najbardziej odczuć konsekwencje złych decyzji - uważa Gajewski.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Patryk Dudek ubolewa w związku z brakiem kibiców na trybunach. "My jesteśmy dla nich, oni dla nas"
- Zastanawiam się, jaką regulację trzeba wprowadzić, co zrobić, żeby nie przepłacać zawodników? Może trzeba zamrozić ligę? Powiększyć ją do dziesięciu zespołów i zamknąć na jakiś czas, żeby pewne rzeczy się uregulowały i nie było wariactwa finansowego? - zastanawia się nasz rozmówca.
Batalia o bycie w PGE Ekstralidze w sezonie 2022 zapowiada się pasjonująco. Zarówno walka o awans z eWinner 1. Ligi jak i utrzymanie w najlepszej żużlowej lidze świata, to będzie jak znalezienie się w finansowym eldorado. - Przy nowym kontrakcie telewizyjnym, przy tych większych pieniądzach, które popłyną do klubów, będzie niesamowita walka o utrzymanie w PGE Ekstralidze. Tutaj jest zagrożenie związane z tym, że kluby mogą popaść w tarapaty finansowe. Trochę mi to przypomina sytuację, kiedy ostatnio zmniejszano PGE Ekstraligę do ośmiu drużyn. Wtedy niektóre ośrodki tak się "wykrwawiły", że przez wiele kolejnych sezonów nie mogły stanąć na nogi - przypomina Gajewski.
Faktem jest, że spółka zarządzająca ligą musi znaleźć złoty środek na to, by większe pieniądze z kontraktu telewizyjnego, zobligowały kluby do działań prorozwojowych dla dyscypliny, a nie tylko nabijania kasy największym gwiazdom żużla. - Sam jestem ciekawy, jak to będzie wyglądało za rok. Mimo że na pewno jakieś regulacje będą wprowadzone, na jakie cele te większe pieniądze z telewizji powinny trafiać, wydaje mi się, że ciężko będzie znaleźć jakąś równowagę. Chodzi o to, by znów lwia część tych pieniędzy nie została przejedzona na zawodników - zaznacza Gajewski.
- Mając doświadczenie z innych dyscyplin motorowych, uważam, że żużlowcy naprawdę nie najgorzej zarabiają. Wiem, za jakie pieniądze jeżdżą zawodnicy w mistrzostwach świata w motocrossie, czy jakie pieniądze jest w stanie zarobić chyba najbardziej znany zawodnik z Polski ze sportów motocyklowych Tadeusz Błażusiak. Gwarantuję, że żużlowcy na tym tle naprawdę nie mają źle - dodaje ekspert.
- Trzeba zacząć szukać równowagi w zarobkach zawodników w skali całego budżetu, tak by nie nastąpiło takie przegrzanie koniunktury, jakie obserwujemy ostatnio w klubach piłkarskich. W dobie kryzysu zwłaszcza w Hiszpanii widać, jak kluby się sypią. W skali budżetów udział, który przeznaczany był na kontrakty piłkarzy sięgał nawet 80 procent lub więcej. Widzimy, jakie problemy przeżywają nawet takie giganty jak FC Barcelona. Tym bardziej w żużlu trzeba umiejętnie zainwestować większe pieniądze z tytułu praw telewizyjnych - kończy Jacek Gajewski.
Zobacz także: Trwa dyskusja, co ze startem eWinner 1. Ligi
Zobacz także: Witkowski ma pomysł na rewolucję w polskim żużlu