Żużel według Jacka. Wódka to wódka, a nie łódka. Trzeba wreszcie skończyć z fikcją! [FELIETON]

WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Artiom Łaguta [cz], Anders Thomsen [ż], Niels Kristian Iversen [b]
WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Artiom Łaguta [cz], Anders Thomsen [ż], Niels Kristian Iversen [b]

- Kiedyś były reklamy piwa bezalkoholowego z przymrużeniem oka albo spoty z łódką Bols. Skończmy zatem z nazywaniem wódki łódką, a w żużlu z regulaminem finansowym, który i tak wszyscy traktują jako fikcję - pisze w swoim felietonie Jacek Gajewski.

W tym artykule dowiesz się o:

"Żużel według Jacka" to cykl felietonów Jacka Gajewskiego, byłego menedżera Get Well Toruń.

***
Mówimy o tym od dłuższego czasu, ale może wreszcie pora skończyć z fikcją regulaminu finansowego. Pracując w przeszłości w klubie, widziałem, jak pewne rzeczy się rozgrywały. Ze wszystkich trzech stron, które są w to zaangażowane, czyli PGE Ekstraliga, kluby i zawodnicy, ten regulamin jest najbardziej wygodny dla podmiotu zarządzającego rozgrywkami oraz klubów, a najmniej dla żużlowców.

Od początku wprowadzenia regulaminu finansowego wiadomo było, że jest grupa zawodników, którym trzeba płacić więcej niż limity określone w tym dokumencie. Reguluje to po prostu rynek żużlowców, a on nie jest niestety zbyt bogaty. Wybór zawodników, szczególnie z tego ścisłego topu najlepszych 15-20 żużlowców jest bardzo ograniczony. Konkurencja nie jest duża w tym gronie. Siłą rzeczy nie da się na sztywno wprowadzać regulacji odnośnie ich zarobków.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Bogate zakupy u Patryka Dudka. Żużlowiec Falubazu nie odczuł, żeby zrobiło się taniej

Każdy, chcąc zbudować w miarę sensowny skład, musi płacić ponad limity określone w regulaminie. Nie wiązałbym jednak nowego kontraktu telewizyjnego z wyrzucaniem regulaminu finansowego do kosza. Mogłoby to spowodować błędne skojarzenie, że kluby dostają więcej kasy, to przepłacają zawodników, a na boczny tor idą kwestie związane ze szkoleniem, infrastrukturą czy rozbudową działów marketingów. Chodzi o to, by głównymi beneficjentami kontraktu telewizyjnego nie byli zawodnicy.

Kluby będą nadal płaciły żużlowcom ponad te limity, więc dobrze byłoby z tą fikcją skończyć. Zyskiwała na tym PGE Ekstraliga, bo łatwiej przebiegał proces licencyjny jeśli chodzi o zobowiązania klubów. One też miały łatwiej uzyskać licencję, bo z tych pieniędzy, które są określone w regulaminie finansowym, były w miarę w stanie się wywiązać. Później dochodziło do sytuacji, że słychać były głosy o niewypłaceniu tzw. pieniędzy sponsorskich.

Czasami były one regulowane umowami, a czasami dogadywano się na tzw. "gębę". Wiem, że była spora grupa zawodników, która przez takie dodatkowe umowy, a w zasadzie ich brak, musiała być z niektórymi klubami na dłużej związana. Gdyby bowiem zdecydowali się na odejście, mogliby zapomnieć o tych dodatkowych pieniądzach. Nie było dokumentów, było tylko słowo, a ono niestety czasami niewiele znaczy.

Każdy, włącznie z prezesem PGE Ekstraligi, zdaje sobie sprawę, że regulamin finansowy jest fikcją. Po co zatem udawać, że nic się nie dzieje? Kiedyś były reklamy piwa bezalkoholowego, w których aktorzy mrugali okiem do widza albo spoty z łódką Bols. Skończmy zatem z nazywaniem wódki łódką, a w żużlu z regulaminem finansowym, który i tak wszyscy traktują z przymrużeniem oka.

Zobacz także: Nuda na Motoarenie. Kibice chcą zmian
Zobacz także: Świderski mówi o torze i treningach liderów

Źródło artykułu: