"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.
***
Tomek Skrzypek, zmarły trener leszczyńskich Byków od przygotowania kondycyjnego, który na co dzień był przedstawicielem kick-boksingu, miał duży szacunek do umiłowanych przez siebie sportów walki.
- Możesz na legalu wpier...ić drugiemu gościowi i jeszcze dadzą ci za to medal - chwalił sobie. Rzecz jasna, z przymrużeniem oka, bo był to człowiek z klasą i sportowiec pełną gębą, nie zaś żaden rzezimieszek. Można powiedzieć, że miał nosa do sportów walki. Pamiętacie przecież, jak ta jego kichawa wyglądała.
ZOBACZ WIDEO Lambert opowiada o różnicach w poziomie lig. Mówi też o Motorze Lublin
Kooperacja Skrzypka z leszczyńskimi Bykami rozpoczęła się od indywidualnej współpracy z Piotrem Pawlickim, który w minioną niedzielę toczył boje różnorakie. Z presją, z silnikami, anlasami, Vaculikami, Karczmarzami, arbitrami... No, wojownik po prostu. Przy czym na żużlu nie można, ot tak, wpier...ić rywalowi. Tu trzeba działać o niebo bardziej subtelnie.
Dostało się od Was Pawlickiemu, a przecież ten sport potrzebuje takich czarnych charakterów. Potrzebuje różnych barw i odcieni. Z jednej strony są Hancock, Janowski, Hampel i Chris Holder czy Zengota, a z drugiej Pawlicki, Pedersen, Doyle i Miedziński.
Oczywiście, znam słabe strony tego Byczka, który nie lubi być stratny na swojej żużlowej działalności. Stąd też woli niekiedy spaść z motocykla i dać sobie drugą szansę, niż się na nim utrzymać, mając na piersi napisane szprycą - "koniec wyścigu". To taki odruch bezwarunkowy, by walczyć o swoje. Dość ludzki i dość naturalny. Zresztą, wspomnę słowa jednego z sędziów, że żużel to sport samych niewinnych ludzi.
Szkoda czasu, by analizować po kolei każdą ze stykowych sytuacji niedzielnego hitu w Lesznie. Nie ma to już większego znaczenia, jakie będą dokładne wyniki sondy - winny czy niewinny. Jednak gdy chodzi o glebę z Karczmarzem, rzeczywiście obaj dorzucili swoje trzy grosze. Rafał, bo starał się bronić, więc zaczął zacieśniać, zamiast dojechać do bandy, a Piotr - bo starał się zaatakować tak, by nie zostawić złudzeń. Stąd też mam jedno generalne spostrzeżenie - otóż często ten, który sposobi się do wyprzedzania, jest wyraźnie szybszy i wydaje się, że skuteczny atak to tylko kwestia czasu. Problem natomiast w tym, że zamierza on wyprzedzić na tyle agresywnie, by - używając kultowego cytatu - ze łba nie było co zbierać. A to zupełnie niepotrzebne, bo prowadzi do wykluczeń i głupiej utraty punktów.
To podarowanie punktów słabszemu przeciwnikowi, który niekiedy tę nadmierną agresję umie obrócić na swoją korzyść. Krótko mówiąc - opłaca się trzymać nerwy na wodzy i wyprzedzać jednak w sposób bardziej pokojowy. Nie zawsze trzeba nokautować, by zwyciężać. Jak w tym dowcipie.
Wrócili trzej pięściarze z długiego zgrupowania i siedzą przy obiedzie. Ten z wagi średniej spogląda na ciężkiego. Mówi, że ma problem. Że nakrył żonę z kochankiem.
- Dostał strzała, światło zgasło. I do szpitala.
Ten z ciężkiej, okazuje się, miał to samo. Jeden cios, facet runął na ziemię, dramat. Wreszcie odzywa się ten malutki.
- Myślałem, że tylko ja taki problem mam. Też nakryłem żonę.
- I co, i co? - dopytują ciężki ze średnim.
- Nooo, no na punkty chyba wygrałem.
A gdy chodzi o Miedziaka, kibicuję mu. Doceniam jego odwagę i ofiarność. Chciałbym, żeby mu życie oddało za niepowodzenia lat minionych. A jednocześnie się martwię. To chłopak, który Boga się nie boi i, paradoksalnie, w jego przypadku nie jest to wartością dodaną, lecz raczej przywarą. Bo kolejne karambole nie robią na nim absolutnie żadnego wrażenia. Nadal się pakuje w największe kabały, a jest już - by pozostać w pięściarskiej konwencji - mocno wyboksowany.
Każdy kolejny sezon to w jego przypadku serial mocno przygodowy, że tak to delikatnie ujmę. Dlatego nie pozbywałbym się lekką ręką Tobiasza Musielaka, abstrahując od tego, czy mu taka rola odpowiada. Chciałbym, by i Musielak udowodnił środowisku, że należy mu się przynależność do PGE Ekstraligi. Jest młodszy od Miedziaka o blisko dekadę i błyskotliwy na starcie.
Tak, Miedziak to nie jest Maciek Janowski, który posiadł wyjątkową zdolność antycypowania torowych dzwonów. To specjalność jego zakładu. Najczęściej wspominam finał DMP z 2017 roku na Stadionie Olimpijskim, kiedy na wyjściu z pierwszego łuku zaczęło wyciągać Kuberę. Dominik jeszcze nie wiedział, że zaraz wyrżnie w płot, a jadący szerzej Janowski już kładł motocykl, by ocalić kolegę i siebie.
To rzeczywiście ciekawostka, że 30-letni Janowski połowę swojego życia spędził na ekstraligowych polach bitwy, do tego przez sześć sezonów przepychał się w cyku Grand Prix, a jeszcze nigdy nie połamał się na torze żużlowym, gdzie przecież jeździ się w czterech i w full-kontakcie. Za to połamał się na torze motocrossowym. W pojedynkę.
I jeszcze słówko o braciach Gomólskich, którzy tak dzielnie się spisali w Rybniku - Kacper na torze, Adrian w parku maszyn - oddając hołd tacie. Zważywszy na sytuację, nikt od Kacpra cudów nie wymagał, a on ten brak zbędnej presji wykorzystał w sposób kompletny. Nawet sędzia Bryła pomógł szczęściu, bo znam takich, co za upadek Kacpra w pierwszym łuku byliby skłonni zawodnika wykluczyć. Nie wiem, czy arbiter, w jakimś niewielkim stopniu, wziął też pod uwagę ostatnie zdarzenia losowe i dobrodusznie nie chciał dodatkowo karać zawodnika.
Tylko nie piszcie mi, że byłoby to nieprofesjonalne. Sport to paragrafy, ale też, a może przede wszystkim, ludzie, emocje i gesty. No ale mogło być też tak, że po prostu sędzia Bryła uznał, iż należy tu zarządzić powtórkę w pełnym składzie, kierując się wyłącznie beznamiętnym regulaminem. Grunt, że historia napisała się piękna, a Kacper otrzymał podwójną szczepionkę optymizmu po ciężkim dla siebie okresie.
Takich zawodników jak Miedziński czy Gomólski, czekających na odrodzenie, jeszcze kilku w kolejce jest. Kasprzak, starszy Pawlicki, Buczkowski...
Wojciech Koerber
Zobacz także:
- Dziwny przypadek Martina Vaculika. Niewiele zabrakło, żeby lider Stali nie pojechał do Leszna!
- Kontrowersje wokół jazdy Piotra Pawlickiego. Ekspert staje w obronie zawodnika