Celnicy myśleli, że Gollob jest dilerem?! Jego menedżer przypomniał pewną historię

Tomasz Gaszyński to wieloletni menedżer Tomasza Golloba. Od skromnych początków do tytułu mistrzowskiego, panowie współpracowali ze sobą niemal 30 lat. O wspólnych przygodach Gaszyński opowiedział w programie "Speedway Chat Show".

Bydgoszcz, rok 1988. Choć jeszcze nikt o tym nie wie, w Polonii swoje pierwsze kroki stawia przyszły mistrz świata - Tomasz Gollob. Niedługo później w klubie pojawia się Tomasz Gaszyński i szybko nawiązuje więź z juniorem, by w przyszłości zostać jego menedżerem. Jak rozpoczęła się ta współpraca?

- To była inna era, Polska przechodziła wtedy wielkie zmiany. Znajomy moich rodziców był jednym z dyrektorów w Polonii i poprosił mnie o pomoc. Kiedy zacząłem tam pracować Tomasz był jeszcze młody. Jego tata był kluczową postacią tej drużyny, jednak z czasem zszedł na dalszy plan. Ja natomiast zacząłem się bardziej angażować, przejąłem część jego obowiązków. Pojechaliśmy razem na dwa mecze i świetnie się dogadywaliśmy. Skończyło się na tym, że byliśmy razem przez dobre 25 lat - wspomniał Gaszyński w transmitowanym na Facebooku programie "Speedway Chat Show".

Gollob na początku kariery niemal nieprzerwanie reprezentował barwy Polonii przez 15 sezonów, choć w 1989 przeniósł się na rok do Gdańska. Nie bez przyczyny. - Tomasz musiał wtedy zmienić klub z Bydgoszczy na Gdańsk. To były czasy, kiedy każdy mężczyzna musiał odbyć obowiązkową służbę wojskową. Jego ojciec miał nazwijmy to "lepsze kontakty" z władzami w Gdańsku, dzięki temu Tomasz mógł odbyć służbę, a jednocześnie pozostać aktywnym zawodnikiem. Gdyby został w Bydgoszczy, pewnie straciłby dwa lata kariery, takie były czasy - wyjaśnia Gaszyński.

ZOBACZ WIDEO Greg Hancock mówi o pracy z zawodnikami Betard Sparty Wrocław

Mimo ciężkich czasów młody zawodnik notował fenomenalne wyniki. W lidze polskiej, w latach 1992-2000 nie zszedł poniżej średniej biegowej 2,6! W roku 1995 zadebiutował w cyklu Grand Prix, gdzie  ścigał się do roku 2013. Do nieprzyjemnej sytuacji doszło podczas turnieju w londyńskim Hackney w 1995 roku, kiedy to po kontakcie z Gollobem na tor upadł Craig Boyce. Zdenerwowany Australijczyk dosłownie znokautował polskiego zawodnika. Panowało wtedy przekonanie, że Gollob nie jest zbyt lubiany przez innych uczestników cyklu. Świadczy o tym fakt, że złożyli się oni na karę, którą Boyce otrzymał za uderzenie Golloba.

- Teraz w żużlu jest wiele narodowości, ale jeśli spojrzysz jak było dawniej, to wtedy tak naprawdę liczyło się tylko pięć krajów: USA, Australia, Anglia, Dania i Szwecja. Rzadko przebijał się ktoś nowy, a Tomek właśnie był takim prostym chłopakiem z Polski, który dopiero zaznaczał swój ślad. Myślę, że to było trudne dla innych zawodników, żeby go zaakceptować. On nie chodził po meczu na piwko, po prostu nie pił. Do tego bariera językowa i różnice kulturowe zrobiły swoje. W dzisiejszych czasach wszyscy się znają, ścigają się ze sobą w różnych ligach. Wtedy każdy pod taśmą był twoim rywalem, możliwe że inni właśnie w ten sposób go postrzegali. Pewnie dlatego na początku jego kariery go nie akceptowali. Myślę, że gdyby był to ktoś inny niż Tomasz, to tej sytuacji w ogóle by nie było.

Z czasem jednak bariera językowa zaczęła zanikać, a kontakty zaczęły się polepszać. Dzisiaj starsi zawodnicy wspominają Tomasza jak dobrego kolegę, natomiast młodsi traktują go jak mentora. Stało się to dzięki dojrzalszej jeździe na torze oraz startom w zagranicznych ligach, z czym wiąże się ciekawa historia.

- Pamiętam jak zaczynaliśmy jeździć do Szwecji, to był rok 1997. Tomek jeździł wtedy dla Valsarny Hagfors. To był najbardziej wysunięty na północ klub w całej Szwecji. Po promie trzeba było jeszcze jechać samochodem jakieś 600 km. Polska jeszcze wtedy dojrzewała, granice nie były tak otwarte jak dziś. Za każdym razem kiedy zjeżdżaliśmy z promu, szwedzcy celnicy ściągali nas na bok. Przeszukiwali samochód, sprawdzali numer vin oraz czy samochód nie jest kradziony. Po prostu nie mogli oprzeć się temu, że 26-latek z Polski jeździ nowym mercedesem. Na okrągło przyjeżdża i wyjeżdża, pewnie myśleli że jest jakimś dilerem. To musiało wyglądać podejrzanie - opowiada menedżer Golloba.

Zobacz także:
Żużel. PGE Ekstraliga. Oficjalnie: Dominik Kubera zawodnikiem Motoru Lublin
Żużel. Już ponad pół wieku od tragedii. Dla Torunia Marian Rose był, jest i zawsze będzie sportowym bohaterem

Źródło artykułu: