Żużel gorszy niż piłka nożna. Działacze stawiają pytania o kibiców na trybunach

Koronawirus doprowadził do tego, że większość imprez odbywa się przy pustych trybunach. Postępujący proces szczepień przeciwko COVID-19 sprawia, że możemy być świadkami częściowego powrotu fanów na stadiony. Nie brakuje przy tym kontrowersji.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
kibice na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu podczas spotkania Betard Sparta - Cash Broker Stal Gorzów WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: kibice na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu podczas spotkania Betard Sparta - Cash Broker Stal Gorzów
Nie tylko w Polsce trwa teraz dyskusja na temat powrotu kibiców na stadiony w dobie pandemii COVID-19 (szczegóły TUTAJ). Również duński rząd postanowił poluzować obostrzenia w tym zakresie. Od niedawna zawody sportowe w tym kraju może obserwować maksymalnie 500 fanów. Jednak nie dotyczy to wszystkich dyscyplin.

Rządzący Danią zgodzili się na to, by kibice mogli wchodzić m.in. na mecze piłki nożnej. Na liście dyscyplin objętych luzowaniem restrykcji próżno jednak szukać żużla, o co wściekają się tamtejsi działacze.

Brak logiki w działaniach rządu

- To nie jest sprawiedliwe, że jedni mogą wpuszczać kibiców na trybuny, a drudzy nie. Gdzie tu jest logika? - pyta Dennis Mortensen, prezes klubu Holsted Tigers, cytowany przez jv.dk.

ZOBACZ WIDEO Greg Hancock mówi o pracy z zawodnikami Betard Sparty Wrocław

- Mamy dużo miejsca na stadionie i z łatwością moglibyśmy podzielić publiczność na różne sektory, dzięki czemu nie byłoby żadnego ryzyka infekcji. Zwłaszcza podczas takiego wieczoru jak w środę, gdy mieliśmy mocny wiatr, który zapewniał cyrkulację powietrza - dodaje.

Duńscy działacze mają nadzieję, że pierwsza kolejka Superligi była ostatnią, kiedy to żużlowcy rywalizowali przy pustych trybunach. Zachowanie rządu dziwi ich tym bardziej, że zmagania na półwyspie Jutlandzkim obserwuje niewielkie grono kibiców - maksymalnie na trybunach pojawia się ok. 2 tys. ludzi.

- Robimy wszystko, aby wywrzeć presję na politykach, ale jak dotąd nasze działania nie dały skutków - informuje Mortensen.

Trzeba być kreatywnym

Co ciekawe, rząd w Danii zgodził się na to, by swoją działalność wznowiły restauracje. Mogą one przyjmować klientów na świeżym powietrzu. Dlatego Mortensen chciał, aby podczas ostatniego meczu ligowego stadion w Holsted częściowo zamienił się w... lokal gastronomiczny. To pozwoliłoby na przyjęcie 100-200 kibiców.

Prezes klubu z Holsted wystąpił nawet ze stosownym wnioskiem do regionalnych władz. Restauracja na stadionie miała zyskać nazwę "Pit-stop". - Odpowiedź brzmiała "nie" - zdradza Mortensen. - Takie są czasy, że trzeba być kreatywnym - dodaje.

Duńczycy starają się jednak widzieć szklankę do połowy pełną. W zeszłym roku rozgrywki w tym państwie z powodu pandemii w ogóle nie ruszyły. - Lokalne starcie z ekipą z Esbjergu zapewniłoby nam pewnie kilka tysięcy osób na trybunach i spory dochód. Teraz możemy mieć tylko nadzieję, że zasady szybko zostaną zmienione, aby kibice wrócili na trybuny - mówi Preben Hansen, dyrektor "Tygrysów" z Holsted.

Trzeba mieć przy tym na uwadze, że stadiony żużlowe w Danii nie imponują infrastrukturą. W większości przypadków mamy do czynienia z obiektami, na trybunach których rośnie trawa. W normalnych czasach kibice siadają na kocach albo własnych krzesełkach. Jeśli rząd poluzuje obostrzenia, to będzie musiało się to zmienić.

- To będzie dla nas wyzwanie, jeśli pojawi się wymóg, że publiczność musi mieć miejsca siedzące. To będzie dla nas oznaczało konieczność zakupu sporej liczby krzeseł. Najlepiej byłoby jednak, gdyby pozwolono nam działać tak, jak przed koronawirusem - dodaje Hansen.

Czytaj także:
Dlaczego eWinner Apator wybrał Miedzińskiego?
Za to zdarzenie Tungate dostał czerwoną kartkę

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy zgadzasz się z argumentami Dennisa Mortensena?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×