Zabili dla 3,3 tys. zł. Tyle mogli zarobić w jednym meczu
Droga z Krępy do Łężycy. Z piasku wystaje ludzka dłoń. Dostrzegł ją jeden z kierowców, który zawiadomił policję. Na miejscu odkryto ciało poszukiwanego biznesmena. Wkrótce okazuje się, że za zbrodnią stoją miejscowi żużlowcy. Był rok 1992.
Przełom przyszedł nieco ponad dwa miesiące później, 10 marca. Przy trasie z Krępy do Łężycy, dwóch zielonogórskich osiedli, jeden z kierowców dostrzegł wystającą z piasku ludzką dłoń. Zatrzymał się i po chwili zawiadomił policję. W ziemi, i to niezbyt głęboko, zakopane było ciało poszukiwanego biznesmena.
Jeszcze tego samego dnia doszło do zatrzymania dwóch żużlowców Morawskiego Zielona Góra - Zbigniewa Błażejczaka i Marka Molki. Gdy wiadomość o tym rozeszła się po mieście, zielonogórzanie byli w szoku. Za kratki trafili żużlowcy, za sprawą których ich drużyna w ostatnich latach święciła spore triumfy.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Czy możemy zmienić przepisy tak, żeby wyprzedzanie stało się bardziej atrakcyjne?Szokujące kulisy zbrodni
Błażejczak i Molka w chwili zatrzymania mieli po 24 lata i szereg medali na koncie. Dwukrotnie z zielonogórską ekipą zdobywali tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Zwłaszcza ten pierwszy uważany był za ogromny talent. W roku 1985 został młodzieżowym mistrzem kraju. - Miał wtedy tylko 18 lat. Przed nim w tak młodym wieku po mistrzostwo wśród juniorów sięgał tylko Jerzy Rembas - wspomina w rozmowie z WP SportoweFakty Cezary Konarski, dziennikarz "Gazety Lubuskiej".
Obaj żużlowcy trzymali się razem również poza torem. Jednak po przejściu do kategorii seniorów stopniowo obniżali loty. - Pamiętam mecz z Wybrzeżem Gdańsk w roku 1986, gdy Błażejczak zdobył pierwszy komplet punktów w karierze. Miał 19 lat. On, Jaworek i Huszcza sięgnęli po 15 punktów. To było coś niesamowitego - dodaje Konarski.
Do momentu wydarzeń z roku 1992 Błażejczak i Molka nie mieli żadnych kłopotów z prawem. W klubie nie narzekali na ich zachowanie. - Nie było wtedy internetu, więc trudniej było znaleźć informacje o jakichś wybrykach. Jednak to były normalne chłopaki, niesprawiające problemów - mówi dziennikarz "Gazety Lubuskiej".
Gdy na jaw wychodziły kolejne szczegóły zbrodni, szok w Zielonej Górze był tym większy. Do morderstwa doszło w mieszkaniu Błażejczaka, w ścisłym centrum Zielonej Góry. Ostojski otrzymał pięć ciosów metalową rurką. Doszło u niego do pęknięcia pokrywy i podstawy czaszki oraz wylewu podpajęczynówkowego.
Pierwotnie Błażejczak i Molka chcieli zawinąć zwłoki w dywan typu "Kowary", ale ten okazał się zbyt krótki. Sięgnęli zatem po koc i pod osłoną nocy wywieźli ciało biznesmena i zakopali przy drodze. Działali według określonego schematu - poplamione krwią ubrania porozrzucali w różnych częściach miasta, narzędzie zbrodni schowali w piwnicy. Poplamiony krwią dywan pocięli na mniejsze kawałki i wyrzucili. Usunęli nawet ślady krwi ze ścian, podłogi i mebli.
Koledzy z toru, partnerzy w zbrodni
Błażejczak i Molka w momencie zabójstwa i zaraz po nim działali niczym najlepsza para na żużlowym torze. Gdy zostali zatrzymani przez policję, szybko każdy z nich obrał inną ścieżkę. Wprawdzie przyznali się do morderstwa, ale przerzucali się nawzajem winą.
Zawodnicy Morawskiego Falubazu Zielona Góra zabili dla 33 mln zł. Tyle że mowa o kwocie sprzed denominacji. Teraz byłoby to ledwie 3,3 tys. zł. Jak się okazało, Błażejczak kilka miesięcy przed morderstwem zakupił od Ostojskiego samochód - Opla Omegę. Wyceniono go na 90 mln zł (9 tys. zł).
Żużlowiec nie miał całej kwoty, więc zapłacił tylko zaliczkę w wysokości 6 mln zł (600 zł). Kilka tygodni później miał dopłacić resztę. Tyle że w grudniu 1991 roku dorzucił Ostojskiemu ledwie 1 mln zł (1 tys. zł), a przed Bożym Narodzeniem kolejne 50 mln zł (5 tys. zł). Do zamknięcia transakcji pozostawało 33 mln zł (3,3 tys. zł).
Umowa kupna-sprzedaży została tak skonstruowana, że w przypadku braku zapłaty pełnej kwoty do końca grudnia 1991 roku opel miał wrócić do Ostojskiego. Jako że termin minął, biznesmen zaczął ponaglać zawodnika Morawskiego. Aż 31 stycznia doszło do spotkania w mieszkaniu w centrum Zielonej Góry. Jak zeznał w procesie sądowym Molka, Ostojski usiadł w fotelu, gdy Błażejczak wyciągnął metalową rurkę spod telewizora i zaczął nią uderzać 25-latka.
Tyle że Błażejczak w procesie zeznał zupełnie coś innego. Przed wymiarem sprawiedliwości powiedział, że poszedł do kuchni zrobić kawę, gdy nagle usłyszał z pokoju sprzeczkę Molki z Ostojskim. Wtedy wrócił do pokoju, rozdzielił obu mężczyzn i wrócił do parzenia kawy. I znów usłyszał krzyki - to Molka miał zadawać ciosy w głowę biznesmenowi. Zawodnik Morawskiego przekonywał, że pobiegł do kuchni po ręcznik, bo "Ostojski jeszcze się ruszał". Wtedy jego kolega z zespołu miał uznać, że "trzeba mu jeszcze poprawić".
Proces ciągnął się dwa lata. Sąd nie miał łatwego zadania, bo musiał ustalić, która z wersji jest prawdziwa. Dowodem obciążającym Błażejczaka okazał się fakt, że przed morderstwem próbował on przerobić pistolet gazowy na broń z ostrymi nabojami. Sędzia uznał, że to właśnie bardziej z utytułowanych zawodników był "mózgiem operacji" i zaplanował zabójstwo. Dodatkowo to Błażejczak był winien pieniądze Ostojskiemu, a nie Molka. Ten drugi nie miał motywu, by dokonać mordu.
Błażejczak został skazany na 25 lat więzienia, Molka - 15. Po apelacji utrzymano wyrok dla pierwszego z nich, temu drugiemu skrócono karę pozbawienia wolności do lat 11.
Mógł tyle zarobić w jednym meczu
Policja z Zielonej Góry szukała Jacka Ostojskiego ponad dwa miesiące i już na tym etapie żużlowiec Morawskiego Zielona Góra był dla niej głównym podejrzanym. Rodzina zamordowanego 25-latka wiedziała bowiem, że sprzedał on samochód Błażejczakowi. Bliscy biznesmena mieli też informację o tym, że obie strony umówiły się na spotkanie 31 stycznia. Żużlowiec był zatem ostatnią osobą, która widziała go żywego.
Błażejczak wyrok odsiadywał we Wrocławiu w zakładzie karnym przy ul. Kleczkowskiej. Tam też trafił Molka, którego później przeniesiono do Krzywańca - aby był bliżej Zielonej Góry. - Nie powiedziałbym, że to osoby, które trafiły za kratki za morderstwo - mówi WP SportoweFakty jeden z byłych pracowników wrocławskiego więzienia, który miał kontakt ze skazanymi.
- Nie sprawiali żadnych problemów wychowawczych. W swojej pracy spotkałem więźniów, którzy reagowali agresją na strażnika, kwestionowali wydawane polecenia. Ich można było stawiać za przykład. Oczywiście, o ile można tak nazwać kogoś, kto zabił drugiego człowieka - dodaje.
Potwierdzeniem tych słów może być fakt, że Błażejczak i Molka ze względu na dobre sprawowanie wcześniej wyszli na wolność. Ten pierwszy w roku 2007 po 15 latach odsiadki, ten drugi - w roku 1998. Molce darowano trzy lata i cztery miesiące kary. Jeszcze w trakcie odsiadki korzystał z przepustek i pojawiał się wtedy na meczach żużlowych w Zielonej Górze. Miał nawet pomysł, by wrócić do żużla.
- Moja miłość do uprawiania żużla wciąż była gorąca, więc napisałem podanie do zarządu ZKŻ Polmos, prosząc w nim o umożliwienie mi reprezentowania barw tego klubu. Doskonale zdawałem sobie wówczas sprawę, z jakim "przyjęciem" mogę spotkać się ze strony kibiców. Byłem przygotowany na wszystko - powiedział Molka w rozmowie z "Gazetą Lubuską" w roku 2001.
Jednak klub rozpatrzył jego prośbę negatywnie. - To był szalony pomysł. Nie ma się co dziwić klubowi, że odmówił Molce powrotu do żużla w tej sytuacji - komentuje po latach Cezary Konarski.
Molka w rozmowie z "Gazetą Lubuską" stwierdził, że "nie uważa się za człowieka zepsutego". - W swoim życiu popełniłem błąd, za który poniosłem karę i po jej odbyciu staram się prowadzić normalne życie - stwierdził. Ma rodzinę, normalną pracę. Podobnie Błażejczak, który kilka lat temu dał się namówić jednemu z zielonogórskich dziennikarzy na długą rozmowę, która się odbyła, ale później nie została autoryzowana i nigdy nie została opublikowana.
Najsmutniejsze w tej historii mogą być słowa Zbigniewa Morawskiego, ówczesnego prezesa i sponsora klubu z Zielonej Góry. Ten stwierdził, że Błażejczak 3,3 tys. zł mógł spokojnie zarobić w jednym meczu. Nie musiał zabijać. - Można powiedzieć, że wydarzenia z 1992 roku "zabiły" sportowo i organizacyjnie klub z Zielonej Góry, który w kolejnych sezonach podupadł, aż w roku 1994 został zdegradowany do niższej ligi - podsumowuje Cezary Konarski z "Gazety Lubuskiej".
Czytaj także:
Kacper Woryna mówi o problemach Eltrox Włókniarza
Pociąg dla Eltrox Włókniarza już odjechał?
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>