Zabili dla 3,3 tys. zł. Tyle mogli zarobić w jednym meczu

Droga z Krępy do Łężycy. Z piasku wystaje ludzka dłoń. Dostrzegł ją jeden z kierowców, który zawiadomił policję. Na miejscu odkryto ciało poszukiwanego biznesmena. Wkrótce okazuje się, że za zbrodnią stoją miejscowi żużlowcy. Był rok 1992.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
zawodnicy z klubu Morawski Speedway Team, od prawej: trener Czesław Czernicki, Andrzej Huszcza, Zbigniew Błażejczak, Jarosław Szymkowiak, Sławomir Dudek, Artur Pawlak, Andrzej Zarzecki, Ji PAP/EPA / Ryszard Janowski / Na zdjęciu: zawodnicy z klubu Morawski Speedway Team, od prawej: trener Czesław Czernicki, Andrzej Huszcza, Zbigniew Błażejczak, Jarosław Szymkowiak, Sławomir Dudek, Artur Pawlak, Andrzej Zarzecki, Ji
25-letni Jacek Ostojski zaginął 31 stycznia 1992 roku. Jako że posiadał też niemiecki paszport, do poszukiwań włączyły się Interpol i policja zza zachodniej granicy. Po kilku dniach w regionalnej prasie ukazały się komunikaty o zaginięciu biznesmena, który przepadł bez śladu.

Przełom przyszedł nieco ponad dwa miesiące później, 10 marca. Przy trasie z Krępy do Łężycy, dwóch zielonogórskich osiedli, jeden z kierowców dostrzegł wystającą z piasku ludzką dłoń. Zatrzymał się i po chwili zawiadomił policję. W ziemi, i to niezbyt głęboko, zakopane było ciało poszukiwanego biznesmena.

Jeszcze tego samego dnia doszło do zatrzymania dwóch żużlowców Morawskiego Zielona Góra - Zbigniewa Błażejczaka i Marka Molki. Gdy wiadomość o tym rozeszła się po mieście, zielonogórzanie byli w szoku. Za kratki trafili żużlowcy, za sprawą których ich drużyna w ostatnich latach święciła spore triumfy.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Czy możemy zmienić przepisy tak, żeby wyprzedzanie stało się bardziej atrakcyjne?

Szokujące kulisy zbrodni

Błażejczak i Molka w chwili zatrzymania mieli po 24 lata i szereg medali na koncie. Dwukrotnie z zielonogórską ekipą zdobywali tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Zwłaszcza ten pierwszy uważany był za ogromny talent. W roku 1985 został młodzieżowym mistrzem kraju. - Miał wtedy tylko 18 lat. Przed nim w tak młodym wieku po mistrzostwo wśród juniorów sięgał tylko Jerzy Rembas - wspomina w rozmowie z WP SportoweFakty Cezary Konarski, dziennikarz "Gazety Lubuskiej".

Obaj żużlowcy trzymali się razem również poza torem. Jednak po przejściu do kategorii seniorów stopniowo obniżali loty. - Pamiętam mecz z Wybrzeżem Gdańsk w roku 1986, gdy Błażejczak zdobył pierwszy komplet punktów w karierze. Miał 19 lat. On, Jaworek i Huszcza sięgnęli po 15 punktów. To było coś niesamowitego - dodaje Konarski.

Do momentu wydarzeń z roku 1992 Błażejczak i Molka nie mieli żadnych kłopotów z prawem. W klubie nie narzekali na ich zachowanie. - Nie było wtedy internetu, więc trudniej było znaleźć informacje o jakichś wybrykach. Jednak to były normalne chłopaki, niesprawiające problemów - mówi dziennikarz "Gazety Lubuskiej".

Gdy na jaw wychodziły kolejne szczegóły zbrodni, szok w Zielonej Górze był tym większy. Do morderstwa doszło w mieszkaniu Błażejczaka, w ścisłym centrum Zielonej Góry. Ostojski otrzymał pięć ciosów metalową rurką. Doszło u niego do pęknięcia pokrywy i podstawy czaszki oraz wylewu podpajęczynówkowego.

Pierwotnie Błażejczak i Molka chcieli zawinąć zwłoki w dywan typu "Kowary", ale ten okazał się zbyt krótki. Sięgnęli zatem po koc i pod osłoną nocy wywieźli ciało biznesmena i zakopali przy drodze. Działali według określonego schematu - poplamione krwią ubrania porozrzucali w różnych częściach miasta, narzędzie zbrodni schowali w piwnicy. Poplamiony krwią dywan pocięli na mniejsze kawałki i wyrzucili. Usunęli nawet ślady krwi ze ścian, podłogi i mebli.

Koledzy z toru, partnerzy w zbrodni

Błażejczak i Molka w momencie zabójstwa i zaraz po nim działali niczym najlepsza para na żużlowym torze. Gdy zostali zatrzymani przez policję, szybko każdy z nich obrał inną ścieżkę. Wprawdzie przyznali się do morderstwa, ale przerzucali się nawzajem winą.

Zawodnicy Morawskiego Falubazu Zielona Góra zabili dla 33 mln zł. Tyle że mowa o kwocie sprzed denominacji. Teraz byłoby to ledwie 3,3 tys. zł. Jak się okazało, Błażejczak kilka miesięcy przed morderstwem zakupił od Ostojskiego samochód - Opla Omegę. Wyceniono go na 90 mln zł (9 tys. zł).

Żużlowiec nie miał całej kwoty, więc zapłacił tylko zaliczkę w wysokości 6 mln zł (600 zł). Kilka tygodni później miał dopłacić resztę. Tyle że w grudniu 1991 roku dorzucił Ostojskiemu ledwie 1 mln zł (1 tys. zł), a przed Bożym Narodzeniem kolejne 50 mln zł (5 tys. zł). Do zamknięcia transakcji pozostawało 33 mln zł (3,3 tys. zł).

Umowa kupna-sprzedaży została tak skonstruowana, że w przypadku braku zapłaty pełnej kwoty do końca grudnia 1991 roku opel miał wrócić do Ostojskiego. Jako że termin minął, biznesmen zaczął ponaglać zawodnika Morawskiego. Aż 31 stycznia doszło do spotkania w mieszkaniu w centrum Zielonej Góry. Jak zeznał w procesie sądowym Molka, Ostojski usiadł w fotelu, gdy Błażejczak wyciągnął metalową rurkę spod telewizora i zaczął nią uderzać 25-latka.

Tyle że Błażejczak w procesie zeznał zupełnie coś innego. Przed wymiarem sprawiedliwości powiedział, że poszedł do kuchni zrobić kawę, gdy nagle usłyszał z pokoju sprzeczkę Molki z Ostojskim. Wtedy wrócił do pokoju, rozdzielił obu mężczyzn i wrócił do parzenia kawy. I znów usłyszał krzyki - to Molka miał zadawać ciosy w głowę biznesmenowi. Zawodnik Morawskiego przekonywał, że pobiegł do kuchni po ręcznik, bo "Ostojski jeszcze się ruszał". Wtedy jego kolega z zespołu miał uznać, że "trzeba mu jeszcze poprawić".

Proces ciągnął się dwa lata. Sąd nie miał łatwego zadania, bo musiał ustalić, która z wersji jest prawdziwa. Dowodem obciążającym Błażejczaka okazał się fakt, że przed morderstwem próbował on przerobić pistolet gazowy na broń z ostrymi nabojami. Sędzia uznał, że to właśnie bardziej z utytułowanych zawodników był "mózgiem operacji" i zaplanował zabójstwo. Dodatkowo to Błażejczak był winien pieniądze Ostojskiemu, a nie Molka. Ten drugi nie miał motywu, by dokonać mordu.

Błażejczak został skazany na 25 lat więzienia, Molka - 15. Po apelacji utrzymano wyrok dla pierwszego z nich, temu drugiemu skrócono karę pozbawienia wolności do lat 11.

Mógł tyle zarobić w jednym meczu

Policja z Zielonej Góry szukała Jacka Ostojskiego ponad dwa miesiące i już na tym etapie żużlowiec Morawskiego Zielona Góra był dla niej głównym podejrzanym. Rodzina zamordowanego 25-latka wiedziała bowiem, że sprzedał on samochód Błażejczakowi. Bliscy biznesmena mieli też informację o tym, że obie strony umówiły się na spotkanie 31 stycznia. Żużlowiec był zatem ostatnią osobą, która widziała go żywego.

Błażejczak wyrok odsiadywał we Wrocławiu w zakładzie karnym przy ul. Kleczkowskiej. Tam też trafił Molka, którego później przeniesiono do Krzywańca - aby był bliżej Zielonej Góry. - Nie powiedziałbym, że to osoby, które trafiły za kratki za morderstwo - mówi WP SportoweFakty jeden z byłych pracowników wrocławskiego więzienia, który miał kontakt ze skazanymi.

- Nie sprawiali żadnych problemów wychowawczych. W swojej pracy spotkałem więźniów, którzy reagowali agresją na strażnika, kwestionowali wydawane polecenia. Ich można było stawiać za przykład. Oczywiście, o ile można tak nazwać kogoś, kto zabił drugiego człowieka - dodaje.

Potwierdzeniem tych słów może być fakt, że Błażejczak i Molka ze względu na dobre sprawowanie wcześniej wyszli na wolność. Ten pierwszy w roku 2007 po 15 latach odsiadki, ten drugi - w roku 1998. Molce darowano trzy lata i cztery miesiące kary. Jeszcze w trakcie odsiadki korzystał z przepustek i pojawiał się wtedy na meczach żużlowych w Zielonej Górze. Miał nawet pomysł, by wrócić do żużla.

- Moja miłość do uprawiania żużla wciąż była gorąca, więc napisałem podanie do zarządu ZKŻ Polmos, prosząc w nim o umożliwienie mi reprezentowania barw tego klubu. Doskonale zdawałem sobie wówczas sprawę, z jakim "przyjęciem" mogę spotkać się ze strony kibiców. Byłem przygotowany na wszystko - powiedział Molka w rozmowie z "Gazetą Lubuską" w roku 2001.

Jednak klub rozpatrzył jego prośbę negatywnie. - To był szalony pomysł. Nie ma się co dziwić klubowi, że odmówił Molce powrotu do żużla w tej sytuacji - komentuje po latach Cezary Konarski.

Molka w rozmowie z "Gazetą Lubuską" stwierdził, że "nie uważa się za człowieka zepsutego". - W swoim życiu popełniłem błąd, za który poniosłem karę i po jej odbyciu staram się prowadzić normalne życie - stwierdził. Ma rodzinę, normalną pracę. Podobnie Błażejczak, który kilka lat temu dał się namówić jednemu z zielonogórskich dziennikarzy na długą rozmowę, która się odbyła, ale później nie została autoryzowana i nigdy nie została opublikowana.

Najsmutniejsze w tej historii mogą być słowa Zbigniewa Morawskiego, ówczesnego prezesa i sponsora klubu z Zielonej Góry. Ten stwierdził, że Błażejczak 3,3 tys. zł mógł spokojnie zarobić w jednym meczu. Nie musiał zabijać. - Można powiedzieć, że wydarzenia z 1992 roku "zabiły" sportowo i organizacyjnie klub z Zielonej Góry, który w kolejnych sezonach podupadł, aż w roku 1994 został zdegradowany do niższej ligi - podsumowuje Cezary Konarski z "Gazety Lubuskiej".

Czytaj także:
Kacper Woryna mówi o problemach Eltrox Włókniarza
Pociąg dla Eltrox Włókniarza już odjechał?

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×