Żużlowa liga jest w Polsce ewenementem ze względu na występy klubów z zagranicy w naszych strukturach. Szlaki w 2004 roku przetarł SKA Speedway Lwów, a najbardziej znanym klubem zagranicznym w Polsce jest Optibet Lokomotiv Daugavpils, startujący nieprzerwanie od 2005 roku. Łącznie wystąpiły w naszym kraju kluby z siedmiu miast - dwóch ukraińskich - Lwowa i Równego, dwóch niemieckich - Wittstocka i Landshut, a także po jednym z Węgier (Miszkolc) i Czech (Praga).
Losy klubów potoczyły się różnie. W wielu przypadkach kluby przetrwały tylko sezon, dłużej niż dwa lata z rzędu przetrwały jedynie Lokomotiv Daugavpils, który ściga się w Polsce nieprzerwanie już siedemnasty sezon i dwukrotnie wygrywał drugi szczebel rozgrywek w Polsce, a także Speedway Miszkolc, który odjechał jeden sezon w I lidze.
Niektóre kluby jednak nie dawały sobie rady. Przykładem jest Marketa Praga, która w 2007 roku wygrała tylko jeden mecz, jeden zremisowała i dziesięć przegrała. Również ubiegłoroczny debiut Wolfe Wittstock był średnio udany. Dwa wygrane mecze i ostatnie miejsce w tabeli mówią same za siebie, a teraz jest jeszcze gorzej. Patrząc na wcześniejsze przykłady, pojedyncze sezony w Polsce wcale nic nie dawały nie radzącym sobie w naszym kraju klubom.
ZOBACZ WIDEO Nicki Pedersen wie już co zrobi, jeśli GKM spadnie z PGE Ekstraligi
Teraz z dwóch niemieckich zespołów dużo lepiej spisuje się Trans MF Landshut Devils. Wolfe Wittstock ma bilans 4 porażek i -102 małe punkty. W Opolu Wolfe przegrało 21:69, a zarząd OK Bedmet Kolejarza musi zapłacić włącznie z bonusami za 80 punktów. Czy występy takich drużyn w Polsce mają sens i komukolwiek pomagają? - Powinny być jakieś gwarancje lub zapewnienie budowy kadry nie tylko z samych zawodników krajowych. To mogłaby być fajna szansa dla zawodników polskich, którzy muszą kończyć swoje kariery, a mogliby jeździć na drugoligowym froncie. Musiałby być też jakiś budżet gwarantowany. To, co jest teraz często nie ma sensu, bo polskie kluby muszą płacić duże punktówki po meczach z Wolfe Wittstock - zauważył Krystian Plech, właściciel Plech Sport Agency.
Problemem nie jest samo uczestnictwo zagranicznych klubów, gdyż te, które prezentują odpowiedni poziom sportowy są wartością dodaną. - Pozytywnymi przykładami są Landshut czy Daugavpils. Łotysze szkolą na bardzo dobrym poziomie i nie ma tu żadnego problemu, ale gdy ktoś łata dziury, to nie ma to sensu. Jak GKSŻ chce sprzedawać prawa telewizyjne, to drugoligowe kluby muszą mieć swoją jakość, a polskich ośrodków nie można narażać na koszty. Uprawianie tej dyscypliny powinno być tańsze w drugiej lidze, a do tego produkt powinien być atrakcyjny - ocenił Plech.
W przyszłym sezonie kluby PGE Ekstraligi mają mieć drużyny rezerw. Na ten moment trudno jednak znaleźć tylu żużlowców, którzy mogliby prezentować odpowiedni poziom. - Dobrym pomysłem jest początkowo pójście drogą Szwecji, gdzie w Allsvenskan są łączone zespoły rezerw klubów z Bauhaus-Ligan. Kluby nie mogą zapewnić tylu zawodników do drużyn rezerw, bo będą wystawiani zawodnicy, którzy nie prezentują odpowiedniego poziomu - podsumował Krystian Plech.
Czytaj także:
Walczył o życie, teraz wrócił na tor
Głos w obronie Michelsena