Forma wychowanka wrocławskiej Sparty jest tak imponująca, że niektórzy zaczynają nawet spekulować, że to on, a nie Bartosz Zmarzlik jest w tej chwili kandydatem numer 1 do złota. Maciej Janowski od początku bryluje na ekstraligowych torach, czego potwierdzenie mieliśmy w niedzielnym hicie 11. kolejki w Lesznie.
Na terenie mistrza Polski Fogo Unii Janowski czuł się znakomicie, czyli dokładnie tak jak podczas większości zawodów w tym sezonie. Najciekawsze wyścigi z jego udziałem są wtedy, gdy przegrywa start, bo wówczas możemy być pewni, że będzie gonił rywali i z zegarmistrzowską precyzją przeprowadzał manewry wyprzedzania. Jest tak powtarzalny i konsekwentny w swojej jeździe jak aktualny lider klasyfikacji generalnej Formuły 1, Max Verstappen. Obu panów poza faktem uprawiania sportu motorowego łączy to, że reprezentują barwy Red Bulla. "Czerwone byki" na razie więc rządzą w motorsporcie.
Holenderski kierowca kroczy po swój pierwszy, upragniony tytuł mistrza świata, zaś Maciej Janowski swoją drogę po ten laur na żużlu rozpocznie 16 lipca w stolicy Czech. Choć lista sukcesów wrocławianina jest długa, to nie ma on jeszcze na swoim koncie żadnego medalu IMŚ. To może być jego rok, bo nikt nie ma wątpliwości, że zawodnik, który w sierpniu skończy 30 lat osiągnął właśnie życiową formę.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Lidsey, Tonder i Cegielski gośćmi Musiała
Gdzie tkwi tajemnica jego sukcesu? Wielu upatruje ją tylko w sprzęcie, a złośliwi twierdzą, że Janowski ma "złoty silnik" i jego świetne rezultaty skończą się wraz z oddaniem go do serwisu. To jednak absurd, bo wrocławianin jest w formie od początku sezonu i gdyby teoria z jednym silnikiem miała być prawdziwa, Janowski już dawno zanotowałby regres.
Sam zainteresowany nie kryje, że rzeczywiście w tym sezonie dysponuje fantastycznym zapleczem. Pieczę nad jego silnikami sprawuje Ryszard Kowalski, o którym mówi się, że jest obecnie najlepszym tunerem na świecie. - Dość mocno przygotowaliśmy moje motocykle na ten rok. Ci, którzy mają bystre oko, zauważą w nich sporo zmian - mówił Janowski po meczu w Lesznie, w którym zdobył 12 punktów i dwa bonusy. Przegrał tylko raz, po pasjonującym pościgu, z Jasonem Doyle'em.
Sprzęt to jedno, ale bez odpowiednich ludzkich umiejętności nie byłoby tak imponujących efektów. Trzeba bowiem podkreślić, że Maciej Janowski wygrywa w budzący duży respekt i uznanie stylu. Często obiera linię jazdy, na którą mało kto się decyduje i tam zyskuje przewagę. Czasami wygląda to aż niewiarygodnie i można odnieść wrażenie, że wyprzedza rywali z dziecinną łatwością. Reprezentant Polski przyznał, że gdy zawodnik czuje się w formie, to wzrasta jego pewność siebie, a to z kolei przekłada się na postawę na torze.
Wiara we własne możliwości i zaufanie do sprzętu to domena tych, którzy sięgają po mistrzostwo. Pamiętamy przecież jak regularnie raz za razem zwyciężali Tony Rickardsson czy Nicki Pedersen. Ten drugi w latach 2007-2008 dorobił się nawet przydomku "Dominator", bo był moment, że na Duńczyka po prostu nie było mocnych.
Teraz wszystko wskazuje na to, że w zbliżającym się cyklu Grand Prix kwestia mistrzostwa świata rozstrzygnie się między dwójką Polaków. Broniący tytułu Bartosz Zmarzlik też jest bowiem w rewelacyjnej formie. Potwierdzenie znajdziemy w liczbach. Maciej Janowski ze średnią biegową 2,672 znajduje się na szczycie najskuteczniejszych zawodników w PGE Ekstralidze. Drugi jest Bartosz Zmarzlik ze średnią 2,644. Różnica iście iluzoryczna.
Niewykluczone, że czeka nas zatem powtórka z 2010 roku, kiedy to o tytuł Indywidualnego Mistrza Świata bój stoczyli Tomasz Gollob i Jarosław Hampel. Teraz też na horyzoncie na razie nie widać innego zawodnika, który byłby na podobnym poziomie co Janowski i Zmarzlik. Polacy w tej chwili deklasują resztę.
Zobacz także:
-> "One man show". Fogo Unia zakpiła z telewizji
-> Betard Sparta lepsza w ligowym klasyku [RELACJA]