Człowiek dwie twarze. Gdy założy kask, zmienia swoje oblicze

Dwie Twarze - fikcyjna postać z Batmana oddaje to, jaki jest Nicki Pedersen. Trzykrotny mistrz świata poza torem jest do rany przyłóż. Gdy jednak założy kask, zmienia się nie do poznania. Adrenalina i brak kontroli nad emocjami wpędziły go w kłopoty.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Nicki Pedersen WP SportoweFakty / Tomasz Sieracki / Na zdjęciu: Nicki Pedersen
Harvey Dent - fikcyjna postać ze świata Batmana, zwana Dwie Twarze. Przykładny prokurator w Gotham, a równocześnie złoczyńca, który poprzez rzut monety decyduje o losie swoich ofiar. Gdyby żużel miał szukać swojego człowieka Dwie Twarze, to Nicki Pedersen byłby idealnym kandydatem. Trzykrotny mistrz świata w ostatnich godzinach znalazł się na świeczniku i stworzył sobie mnóstwo problemów.

Gdy w niedzielę Pedersen publikował w social mediach nagranie, na którym chwalił się, że został zatrzymany przez polską policję przy prędkości 205 km/h (szczegóły TUTAJ), nie mógł sądzić, że krytyka ze strony fanów będzie jego najmniejszym problemem. Ledwie kilkanaście godzin spadła kolejna bomba.

Były mistrz świata został zawieszony na pół roku przez rodzimą federację za to, że w czerwcu podczas jednego ze spotkań wtargnął na wieżyczkę sędziowską i wygrażał sędziemu. To ogromny problem dla polskiego ZOOleszcz DPV Logistic GKM-u Grudziądz, który walczy o utrzymanie w PGE Ekstralidze. Bez swojego lidera jest bez szans, a to dla klubu oznacza milionowe straty - chociażby ze względu na utratę kontraktu telewizyjnego.

Sam przeciwko wszystkim

Pedersen ma 44 lata i chociaż ostatni z tytułów mistrza świata zdobywał w roku 2007, to wciąż należy do ścisłej czołówki. W obecnym sezonie ciągnie za uszy grudziądzki GKM i jako jedyny w tym zespole posiada średnią powyżej 2 punktów na bieg.

Duńczyk w młodzieńczych latach nie był uważany za duży talent. Większą karierę wróżono jego bratu, czego on sam nie ukrywał. Na światowe salony wszedł z rozmachem w roku 2003, gdy zdobył pierwszy tytuł mistrza świata. Miał wtedy ledwie 26 lat i nic tego nie zapowiadało. Dość powiedzieć, że w Polsce startował wtedy w I-ligowym Rybniku, bo Ekstraliga była dla niego zbyt wysokimi progami.

ZOBACZ WIDEO: Jak zadbać o swoje bezpieczeństwo na rowerze? Maja Włoszczowska ma kilka rad

I już wtedy dało o sobie znać drugie oblicze duńskiego mistrza. Podczas spotkania w Tarnowie uderzył w kask Janusza Kołodzieja, mając do niego pretensje o zbyt ostrą jazdę. Sędzia wykluczył do końca zawodów, co skutkowało dla niego pauzą również w kolejnym meczu.

Awantura z udziałem Nickiego Pedersena podczas turnieju SGP (fot. Jarosław Pabijan) Awantura z udziałem Nickiego Pedersena podczas turnieju SGP (fot. Jarosław Pabijan)
Na przestrzeni lat Pedersen w środowisku dorobił się większej liczby wrogów niż przyjaciół. Jego cechą charakterystyczną stało się to, że na torze nie brał jeńców. Gdy ktoś próbował go wyprzedzić, Duńczyk stosował wszelkie możliwe sposoby, aby nie przegrać. Często kończyło się to upadkami rywalami.

Dlatego też zdarzyło się, że w Szwecji z pięściami na niego ruszył zwykle spokojny Greg Hancock. W turniejach Speedway Grand Prix dochodziło do scysji pomiędzy nim a Maciejem Janowskim, Chrisem Holderem, Matejem Zagarem czy Markiem Hućko. Podczas jednego ze spotkań w Polsce kopnął menedżera drużyny z Torunia - Jacka Gajewskiego.

"Po incydencie, który miał miejsce na torze, gdzie zostałem wykluczony z biegu i otrzymałem czerwoną kartkę, mój poziom adrenaliny był bardzo wysoki" - pisał później w przeprosinach skierowanych do Gajewskiego trzykrotny mistrz świata.

"Kawał szmaty"

- Nicki na torze zawsze był zadziorny i wywoływał kontrowersje. Nie wszyscy z drużyny lubili z nim jeździć w parze, bo wiedzieli, że to indywidualista. Chociaż akurat za moich czasów w Rzeszowie zdarzało się, że czasem popatrzył na juniora i potrafił mu pomóc, jeśli wiedział, że ten prezentuje odpowiedni poziom - wspomina po latach Marta Półtorak, która jako prezes Stali Rzeszów ściągnęła Duńczyka do Rzeszowa. Zbiegło się to z najlepszym okresem w jego karierze.

Gdy w roku 2010 w jednym z wyścigów ligowych mistrz świata ostro potraktował Grzegorza Walaska, ten nie pozostał mu dłużny w telewizyjnym wywiadzie. - Kawał szmaty, nic więcej - powiedział Walasek w TVP Sport o postawie Pedersena, a słowa te najlepiej oddają to, jaką opinię o Duńczyku ma spora część rywali. Nawet jeśli tego publicznie nie przyzna.
Nicki Pedersen niejednokrotnie podniósł ciśnienie rywalom (fot. Jarosław Pabijan) Nicki Pedersen niejednokrotnie podniósł ciśnienie rywalom (fot. Jarosław Pabijan)
- Sądzę, że Grzegorz powiedział wtedy te słowa pod wpływem nerwów. Poza torem Nicki jest profesjonalistą. Ciepły człowiek. Nigdy nie stworzył mi problemu. Nie spóźnił się na żaden mecz, miał wszystko rozpisane. Wypełniał wzorowo obowiązki względem mediów. Był impulsywny, ale gdy ochłonął, to potrafił przeprosić. Jako człowiek jest kapitalną osobą - zdradza Półtorak.

Gdy ktoś śledzi Pedersena w social mediach, to widzi osobę niezwykle rodzinną. Duńczyk niemal każdego dnia prezentuje zdjęcia i filmy ze swoimi dziećmi, od niedawna uczy jazdy na motocyklu małego syna. Gdy przed rokiem zaatakowała pandemia koronawirusa, to właśnie Pedersen walczył o to, by klub z Grudziądza na obowiązkowej kwarantannie opłacił koszty mieszkania jego bliskim. Były mistrz nie wyobrażał sobie bowiem rozłąki z partnerką i dziećmi.

- Dlatego nie rozumiem chociażby "pochwalenia się" policyjną kontrolą i jazdą 205 km/h. Nie pasuje mi to do obrazu Nickiego, który zawsze był człowiekiem odpowiedzialnym. Nie powinien się był tym chwalić - dodaje Półtorak.

Gdy założy kask, zmienia się nie do poznania 

O ile wybryki Pedersena na polskich drogach i chwalenie się nimi w internecie mogą być zaskoczeniem, o tyle wydarzenia z meczu ligi duńskiej już nie, bo wpasowują się w charakter i doświadczenia 44-latka. W omawianym spotkaniu Duńczyk był trzykrotnie wykluczany. Po pierwszej decyzji wybrał się na wieżyczkę sędziowską i wszedł do środka, po czym zaczął wygrażać arbitrowi. Później pojawił się w tym miejscu ponownie, ale tym razem drogę zablokował mu ochroniarz.

Duńska federacja zawiesiła Pedersena na sześć miesięcy - do 5 stycznia 2022 roku. - W tym momencie oznacza to spadek GKM-u z PGE Ekstraligi. Nie mam, co do tego wątpliwości - ocenia była prezes rzeszowskiej Stali.

Grudziądzanie zamykają tabelę PGE Ekstraligi z 4 punktami. Ledwie jedno "oczko" więcej ma eWinner Apator Toruń. Obie ekipy spotkają się w najbliższy piątek na torze w Grudziądzu. Jeśli nie wydarzy się cud, to GKM będzie musiał sobie radzić bez swojego lidera. - Żużlowiec zawsze czuje się pokrzywdzony. Nie wiem, czy Nicki został sprowokowany. Jednak nawet gdy nie ma racji, to do arbitra należy ostatnie słowo. To jest coś, o czym wielu zawodników zapomina i niepotrzebnie dyskutuje pod wpływem emocji - dodaje Półtorak.
Nicki Pedersen poza torem zienia swoje oblicze. Nicki Pedersen poza torem zienia swoje oblicze.
Pedersen zawieszenia i ataku na sędziego komentować nie chce. Głos zabrał jego adwokat, który zapowiedział, że we wtorek złoży odwołanie od kary w imieniu swojego klienta. Adam Ringsby-Brandt uważa, że szanse na skrócenie sankcji są spore (szczegóły TUTAJ).

Zdaniem Półtorak, jeśli zawieszenie zostanie utrzymane w mocy, może zaważyć na dalszej karierze Pedersena. - Nie chciałabym teraz być na miejscu GKM-u i Nickiego. On utrzymuje rodzinę z żużla i po ludzku współczuję mu, ale też stworzył sobie ten problem na własne życzenie. Nie wiem, czy to kwestia gorszego okresu w życiu, czy stracił panowanie nad sobą. Nicki to jest walczak. Jak założy kask, to adrenalina w nim buzuje i czasem nie daje za wygraną - kończy była prezes Stali Rzeszów.

Czytaj także:
Prawnik mistrza świata kontratakuje! Takiej afery jeszcze nie było!
Mistrz świata pochwalił się zatrzymaniem przez policję

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy Nicki Pedersen dodaje kolorytu rozgrywkom żużlowym?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×