Nicki Pedersen miał wolną niedzielę, bo spotkanie PGE Ekstraligi pomiędzy ZOOleszcz DPV Logistic GKM-em Grudziądz a eWinner Apatorem Toruń zostało odwołane ze względu na niekorzystne warunki pogodowe. Duńczyk zdążył jednak przyjechać do Polski i może żałować tej decyzji. W niedzielę został bowiem zatrzymany przez drogówkę.
"Zostaliśmy zatrzymani przez policję przy prędkości 205 km/h" - ogłosił trzykrotny mistrz świata na Instagramie, a do swojej relacji dołączył śmieszne emotikonki i grafiki banknotów. Zgodnie bowiem z polskim prawem, obcokrajowcy muszą opłacić mandat bezpośrednio funkcjonariuszowi.
Nie wiadomo, czy to Pedersen siedział za kierownicą samochodu w momencie zatrzymania. Duńczyk podróżował bowiem z trzema rodakami - kolegą z zespołu Kennethem Bjerre, a także dwoma przyjaciółmi. Zostali oni oznaczeni przez niego w relacji na Instagramie.
ZOBACZ WIDEO Żużlowiec Falubazu opowiada, jak zespół zareagował na porażkę z Włókniarzem
O ile lider klubu z Grudziądza chciał błysnąć w internecie, o tyle jego zachowanie nie spodobało się kibicom. W social mediach spora część skrytykowała Duńczyka za chwalenie się jazdą z prędkością 205 km/h. Jest to rażące naruszenie przepisów obowiązujących w Polsce i taki "rajd" z udziałem Duńczyka mógł zakończyć się tragicznie.
Inną kwestią jest to, że nawet w przypadku otrzymania maksymalnego mandatu (1000 zł), Duńczycy nie odczuli tego finansowo. Stawka za jeden punkt w PGE Ekstralidze jest bowiem kilkukrotnie wyższa.
Pedersen najprawdopodobniej zrozumiał swój błąd, bo po lawinie krytyki usunął z Instagrama nagranie przedstawiające moment kontroli drogowej.
Czytaj także:
Fogo Unia Leszno znów zakpiła z telewizji
Głębszy problem Fredrika Lindgrena