Żużel to ciekawe zjawisko społeczne. Dyscyplina sportowa numer dwa w naszym kraju, popularna zwłaszcza w mniejszych miastach - Wrocław jest w tym przypadku wyjątkiem potwierdzającym regułę, odnosząca kolejne sukcesy. To polska PGE Ekstraliga jest najlepszą ligą na świecie, to tutaj zagraniczni zawodnicy biją się o kontrakty niczym piłkarze o transfery do angielskiej Premier League.
Dlatego nie dziwi, że postanowiono przenieść "czarny sport" na duży ekran. Po głębszym przemyśleniu, zrobiono to nawet dość późno. Czy jednak film "Żużel" w reżyserii Doroty Kędzierzawskiej może jeszcze mocniej wypromować dyscyplinę? Czy przekona do niej tych, którzy dotąd nie obcowali z tym sportem? Nie. Co gorsza, z kin rozczarowani wyjdą również zagorzali fani speedwaya.
[RECENZJA ZAWIERA SPOILERY]
Co udało się w filmie "Żużel"?
Łatwiej zacząć od plusów filmu "Żużel", bo tych jest zdecydowanie mniej. Krytycy czy specjaliści filmowi nieznający realiów środowiska mogą nie wyłapać niektórych niuansów, które producentom udało się dość dobrze odwzorować.
ZOBACZ WIDEO Dużo chce, łaknie wiedzy i stać go na wielki wynik. Potrzeba regularności
Nie ma co ukrywać, że w wielu przypadkach żużlowiec, jako najlepiej zarabiająca osoba w rodzinie, utrzymuje ją. Czy to poprzez zatrudnianie brata w roli mechanika, czy też odwdzięczając się rodzicom za wysiłek włożony w pierwsze treningi i wspomagając ich później finansowo. To widzimy też "Żużlu", gdzie Lowa wspiera matkę i siostrę.
Sama postawa matki Lowy też nie jest zaskakująca. Wielu zawodników może opowiedzieć o tym, jak miało problemy z uzyskaniem zgody na rozpoczęcie kariery właśnie ze względu na postawę matki. - Do garnka tego nie włożysz - mówi w pewnym momencie do syna, widząc puchar zdobyty za zwycięstwo w zawodach, jakby nie doceniając jego sukcesów na torze. To bez wątpienia wpływa na relacje matka-syn, które nie są najlepsze i być może są też źródłem późniejszych problemów Lowy na torze.
Żużlowcy, podobnie jak wielu innych sportowców, narażeni są też na ataki klakierów, którzy wychwalają, gdy dobrze idzie. Dlatego w otoczeniu Lowy widzimy podprowadzające, które chcą się zakręcić wokół słynnego i przystojnego mężczyzny. Mamy też postać alkoholika Jędrasa, który pragnie zostać mechanikiem głównego bohatera, bo widzi w tym nadzieję na wyprostowanie swojego życia. Na odwzorowaniu takich detali plusy filmu "Żużel" jednak się kończą.
"Żużel" w stylu Patryka Vegi
Tak jak Patryk Vega przyzwyczaił Polaków, że robiąc film na dany temat "wyciąga" kilka różnych mniej lub bardziej prawdziwych historii i skleja je w całość, tak podobny manewr zastosowała Dorota Kędzierzawska w "Żużlu". Trudno mówić o tym, że scenariusz jest oryginalny - mamy sklejkę różnych wydarzeń z dyscypliny z ostatnich lat złożoną w jeden, niemal dwugodzinny film.
Kibic żużlowy dobrze skojarzy śmiertelny wypadek zawodnika z tym, co spotkało Lee Richardsona, a także późniejszą aferę z kontynuowaniem Derbów Lubuskich, mimo ogromnej tragedii. Będzie też wiedział, do jakich sytuacji odnosi się samobójstwo jednego z zawodników z drużyny Lowy.
Gorzej, że widz przed ekranem nie wie, w jakiej przestrzeni czasowej odbywają się przedstawiane wydarzenia. Można by pomyśleć, że w ciągu jednego sezonu, może nawet kilku tygodni w żużlu mamy i samobójstwo zawodnika, i wypadek śmiertelny i kilka innych afer, które zaprezentowano w filmie. Dobrze wiemy, że tak nie jest i to ogromny minus tego dzieła. Lepszym rozwiązaniem byłoby wybranie jednej z żużlowych tragedii z ostatnich lat i skupienie na niej fabuły, niż wrzucenie wszystkiego do jednego kotła i wymieszanie.
Owszem, Lowa ma rozterki związane z dalszą karierą, słabsze występy i tragedie wpływają na jego psychikę i pewność siebie na torze, ale jednak zawodnicy nie opłakują kolegów z drużyny co dwa dni. W tym aspekcie producenci "Żużla" poszli zbyt mocno na skróty i za to minus.
"Żużel" nie miał ogromnego budżetu, co też widać przy realizacji scen wyścigów na torze. Przy filmie zatrudniono szereg byłych i obecnych zawodników. Mamy m.in. Tadeusza Kostro, Łukasza Kaczmarka, Marcel Szymko i paru innych żużlowców w roli dublerów. Jednak sceny wyścigów w wielu przypadkach odwzorowano z wykorzystaniem grafik komputerowych, co wygląda słabo i razi w oczy tandetą. Trudno zrozumieć ten zabieg, skoro i tak kręcono część filmu na stadionach i wyposażono aktorów, dublerów w odpowiednie stroje.
Trudno też zrozumieć, o co chodziło twórcom "Żużla", gdy postanowili, że Lowa będzie jeździć... na rowerze. I nie chodzi tu o formę treningu, a dojeżdżania na stadion na treningi i zawody. Zwłaszcza gdy w innej ze scen widzimy, że przynosi do domu całkiem pokaźny plik gotówki, a zorientowany w dyscyplinie kibic wie, że posiadanie samochodu to dla żużlowca podstawa. Bo trudno dostarczyć sprzęt na zawody na rowerze, nie mając busa.
"Żużel" nie porywa tłumów
Żużel jako dyscyplina na pewno potrzebuje nowych form promocji. PGE Ekstraliga od kilku lat rozwija swój produkt i posiada wsparcie Canal+, który potrafi dobrze opakować najlepszą ligę świata. Jednak w pewnym momencie każdy sport napotyka swój szklany sufit. Dlatego speedwayowi przyda się nieszablonowa promocja, wyjście do kibica dotąd niezainteresowanego jeżdżeniem w lewo. Podobnie robią inni, chociażby Formuła 1, która poprzez serial dokumentalny "Drive to survive" na Netfliksie zyskała spore grono młodych fanów.
Jeśli "Żużel" miał spełnić podobną rolę, to misja zakończy się niepowodzeniem. Skoro piszący tę recenzję był jedyną osobą w kinie na seansie filmu w dużym centrum handlowym we Wrocławiu, i to w godzinach wieczornych, gdy do kin chodzi najwięcej osób, to nie jest to najlepszy znak.
"Żużel", rok produkcji 2020
reżyseria i scenariusz: Dorota Kędzierzawska
w rolach głównych: Tomasz Ziętek, Jagoda Porębska, Mateusz Kościukiewicz, Paweł Wilczak
Ocena: 2/10
Czytaj także:
Zawodnik ujawnił, że proponowano mu odpuszczenie meczu!
To w tym klubie za rok ma jeździć Maksym Drabik