"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.
***
Jeśli jesteś z Leszna i w minioną niedzielę gwizdałeś na Emila Sajfutdinowa - zgrzeszyłeś. Nie wierzę, że mu się nie chciało, że zabrakło motywacji, serca i ambicji. Może po prostu po raz kolejny, jak w całym sezonie, zabrakło prędkości, co play-offy weryfikują z brutalniejszą precyzją niż spotkania przeciwko GKM-owi lub Falubazowi. A że jednocześnie, tkwiąc po uszy w kłopotach, Sajfutdinow pozostaje w realnej walce o brązowy medal IMŚ? Skala talentu, umiejętności, wielkości.
Wspominałem ostatnio na Twitterze, że odkąd Dominik Kubera startuje na żużlu, tylko raz nie sięgnął po tytuł DMP. Ma ich już w CV pięć (2015, 2017, 2018, 2019, 2020 - jako Byk), a teraz powalczy o szósty w wieku 22 lat - jako Koziołek. Jednocześnie można zaryzykować tezę, że gdyby nie Sajfutdinow, Dominik rozpoczynałby właśnie walkę o pierwszy tytuł, no, powiedzmy - o drugi może. Bo przez siedem lat startów ku chwale Leszna wkład Emila w sukcesy klubu był po prostu byczy.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Jaki skład Motoru na przyszły sezon? Prezes klubu zabrał głos!
Daleki jestem od stawiania sprawy w ten sposób, że w Lesznie powinni Rosjanina nosić w lektyce, całować po stopach i budować pomniki. W sporcie zawodowym układ mamy prosty - jest pracownik i jest pracodawca. Pierwszy pracuje, drugi płaci. Obie strony czerpią z tego korzyści i tkwią w układzie, dopóki czują, że to opłacalne. Niemniej szacunek należy się jak najbardziej. I jak najbardziej Sajfutdinowowi. Był przez te wszystkie lata profesjonalny do bólu - skuteczny, odważny, heroiczny. A przy okazji - to on wielokrotnie oddawał swoje miejsce w biegach nominowanych na rzecz małolatów. A czy teraz żegna się w marnym stylu? Otóż według mnie Emil żegna się z klasą. Podczas gdy media spekulowały o chęci jego odejścia, szefowie klubu mieli już czarno na białym, że do pożegnania dojdzie. Zostali o tym przez niego poinformowani.
A więc Sajfutdinow nie zwodził swojego dotychczasowego klubu, co zawsze jest działaniem perfidnym, a przy tak wąskim rynku - perfidnym wyjątkowo. Dał klubowi czas na reakcję i penetrację środowiska. Nie stawiał absurdalnych żądań, by na koniec uciec i powiedzieć - "nie mogliśmy się porozumieć, przykro mi, odchodzę." Zagrał w otwarte karty. Postąpił fair. Mimo że tego typu rozstania zawsze są bolesne i pod wpływem emocji mogą podkopać pewne osobiste relacje.
Nim nastała seria czterech tytułów dla Fogo Unii w latach 2017-2020, był też sezon 2015. I finał z bezdomną wtedy Betard Spartą, która podejmowała leszczynian pod Jasną Górą. Kilkadziesiąt godzin wcześniej Emil został w Ostrowie indywidualnym mistrzem Europy. Siedziałem wtedy na trybunie przy starcie i stamtąd dojrzałem, że gdy przyjaciele i tzw. przyjaciele przyjaciół podrzucali Emila w górę, stało się coś złego. Wtedy właśnie, podczas tej niefrasobliwej celebracji, zawodnik doznał kontuzji barku. Widać było, że strzeliło i zabolało, aż kogoś jeszcze nieświadomego musiał Emil odepchnąć. Nie przeszkodziło mu to jednak zdobyć nazajutrz 10 "oczek" w czterech wyścigach i zapewnić Bykom wygraną. To tylko przykład, jeden z zachowanych w pamięci obrazków.
A sezon 2016 pamiętacie? Gdy mistrz Polski niespodziewanie, może nawet sensacyjnie, musiał się bronić przed spadkiem jak przed natrętną muchą? Tak się składa, że przez połowę sezonu musiał sobie radzić bez Sajfutdinowa, któremu zaczęła się babrać kontuzja, nawykowe zwichnięcie barku. Nadawał się on pod nóż już jesienią, ale wtedy popełniony został błąd zaniechania. A operacja wykonana wczesną wiosną odebrała mnóstwo jazdy Emilowi i bez wątpienia kilka dużych punktów Fogo Unii. Bez niego maszyna nie chciała ruszyć.
Dla kibola oceniającego rzeczywistość sercem odejście kluczowego zawodnika zawsze jest formą zdrady. Dla beznamiętnego oglądacza, patrzącego już nie sercem, lecz oczami - jest życiem i decyzją, którą należy uszanować. Wreszcie jest poszukiwaniem lepszej wersji siebie. Choć w przypadku Emila powrót do Torunia nie musi wcale oznaczać zbliżenia z urzędującym w pobliżu Ryszardem Kowalskim. Zadra jest konkretna, a warsztat przed jego teamem zamknięty.
Owszem, w tym roku Sajfutdinow był jednym z problemów Fogo Unii. Generalnie jednak był przez minionych siedem lat remedium na wszelkie problemy. Kimś, kto w największym stopniu uczynił te siedem lat tłustymi. Bo problemem Fogo Unii nie byli w tym roku juniorzy, a brak mistrzowskiej formy i prędkości: u Sajfutdinowa, Pawlickiego, również u Lidseya, a w końcówce sezonu i u słabnącego Kołodzieja. Bo na papierze, z Doyle'em, formacja seniorska była jeszcze mocniejsza, i jeszcze bardziej gwiazdorska, niż w poprzednich latach.
Ktoś powie - ale w poprzednich sezonach Smektała z Kuberą byli jednak w stanie naprawiać błędy słabiej dysponowanych seniorów. To fakt. Bez dwóch zdań. Przy czym w sezonach 2017-2020, jeśli trzeba było po kimś sprzątać, to po jednym zawodniku. A w mijającym sezonie? Spójrzmy tylko na niedzielną porażkę z Moje Bermudy Stalą, bo to papierek lakmusowy: Sajfutdinow 2 (1,1,0,-,0), Lidsey 2 (0,0,2), Pawlicki 4 (0,2,2,0,-). Zbyt dużo tu do sprzątania. Na tle Pawlickiego taki Karczmarz prezentował się wybitnie. Choć na tle Doyle'a czy Kołodzieja już tylko solidnie.
Dodam jeszcze tylko, na potwierdzenie tezy, że w minioną niedzielę juniorzy z Leszna pokonali juniorów z Gorzowa 10:3. A jednak wygrali goście.
A Sajfutdinow? Gdy miał jakieś 17 lat, przywędrował do Bydgoszczy. Najpierw się zatrzymał u Bogdana Sawarskiego, później w hotelu przy stadionie, aż trafił do domu Tomasza Suskiewicza i jego narzeczonej. Oddali mu pokój z nieograniczonym dostępem do internetu, bo Emilowi zawsze zależało na kontakcie z rodziną. I, tak to nazwijmy, spisali też ambitny biznesplan. Gdy Emil sięgał w wieku niespełna 20 lat po brąz IMŚ, był jeszcze jeźdźcem bez głowy wjeżdżającym na błotnik każdemu rywalowi, który ośmielił się puścić przodem. Herosem pozostał, jednak od wielu już lat swoją jazdą nie wyrządza nikomu krzywdy, za to wciąż dostarcza mnóstwa emocji.
I pracownikiem jest niezwykle solidnym. Nie daję wiary, że - dla przykładu - w pierwszym wyścigu niedzielnego meczu na złość babci odmroził sobie uszy i z premedytacją poderwał przód motocykla, by w jednej chwili narazić się na uderzenie w dechy i poważną kontuzję tuż przed rozdaniem medali IMŚ. Nie wierzę, że na złość wszystkim dookoła pozbawił się w jednej chwili kilku tysięcy złotych. Ale może część z Was tak lubi.
Teraz biznesplan każe przeprowadzić się ekipie do Torunia. Jednak na szacunek zasługuje Sajfutdinow w każdym żużlowym ośrodku. A w Lesznie przede wszystkim.
Wojciech Koerber
Zobacz także:
- Czterech Polaków w prestiżowym turnieju. Znana obsada Zlatej Prilby
- Co dalej z Patrykiem Wojdyło? Cellfast Wilki muszą uważać na ROW