Żużel według Jacka. Unia Leszno ofiarą własnej broni. Nie szybko wróci na mistrzowską ścieżkę [FELIETON]

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: para Fogo Unii Leszno
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: para Fogo Unii Leszno

Każda seria się kiedyś kończy, tak jak ta mistrzowska w przypadku Unii Leszno. Nic nie wskazuje, by klub ten szybko na nią powrócił, a zwiastuny tego, że pojawiają się rysy widzieliśmy już ponad rok temu - pisze w swoim felietonie Jacek Gajewski.

"Żużel według Jacka" to cykl felietonów Jacka Gajewskiego, byłego menedżera klubu z Torunia.

***

Patrząc na to, co się wydarzyło w tym roku, a w zasadzie przed sezonem 2021 oraz biorąc pod uwagę, co zapowiada się w kwestii ruchów transferowych, trudno przypuszczać, by Fogo Unia Leszno wróciła na mistrzowską ścieżkę.

Mieli znakomity okres wielkiego prosperity. Zanotowali serię czterech z rzędu tytułów Drużynowego Mistrza Polski, co rzadko się zdarza w sporcie, a w żużlu tym bardziej. To jednak jest już przeszłość i wygląda na to, że przed klubem z Leszna teraz trudny okres.

ZOBACZ WIDEO Prezes Motoru zdziwiony plotkami. Twierdzi, że to inny klub ma najwyższy budżet

Nałożyło się na to wiele spraw. Unia przez kilka lat miała jednego albo dwóch najlepszych juniorów w Polsce. Duet Bartosz Smektała - Dominik Kubera robił różnicę. W pewnym momencie stali się jednak ofiarą swojej własnej broni. To, co dla nich było najsilniejszym elementem drużyny, blokowało jednak dopływ kolejnej utalentowanej młodzieży. Nie było w tym czasie chłopaków, którzy mogliby być stopniowo wprowadzani do występów w PGE Ekstralidze. Po skończeniu wieku juniorskiego przez Smektałę i Kuberę stracili ten młodzieżowy atut, który mieli przez lata.

Jeśli do tego dodamy słabszą w tym sezonie dyspozycję Piotra Pawlickiego czy Emila Sajfutdinowa, nie mając już tak dobrych juniorów, jak wcześniej, to trudno było coś więcej z tej drużyny wycisnąć. Jason Doyle nie był chyba do końca zamierzonym transferem, ale ostatecznie trafił do Leszna i w dużej mierze spowodował, że Unia znalazła się w play-offach.

Teraz potrzeba cierpliwości i spokoju w Lesznie. Generalnie nie tylko w sporcie, ale i biznesie, tam gdzie decyduje czynnik ludzki, czasami coś się wypala. To chyba ma miejsce w Lesznie. Może potrzeba tam trochę świeżej krwi? Po takiej serii, jaką miała Unia, teraz jest czas na zmiany i odświeżenie tej formuły.

Znamienną sytuacją z zeszłego roku był moment renegocjacji warunków kontraktów z uwagi na pandemię. W przypadku większości klubów ekstraligowych to wszystko poszło w miarę łagodnie, a w Lesznie dość długo to trwało, szczególnie w przypadku Pawlickiego i Sajfutdinowa. Wcześniej, gdy Unia wygrywała DMP, to w zasadzie po ostatnim meczu, większość zawodników deklarowała pozostanie w Lesznie i walkę o drugi, trzeci i czwarty tytuł. W zeszłym roku można było zauważyć, że coś się w tym klubie zaczyna powoli kruszyć.

Nikt nie ma monopolu na wygrywanie. Inni też robią dużo, by zwyciężyć. Nie stoją w miejscu i nie czekają na ruchy rywali, a starają się je wyprzedzać. Inwestują nie tylko w skład, ale także w całe otoczenie, sztab ludzi, którzy pracują na wspólny sukces. Wystarczy spojrzeć na Betard Spartę Wrocław, która poszerzyła sztab szkoleniowy o Grega Hancocka.

Zawsze w sporcie była reguła - bij mistrza. Fogo Unię Leszno i tak trzeba podziwiać za to, co zrobiła przez te ostatnie sezony. Prawidłowość jest z reguły taka, że nawet, jak ktoś zdominuje ligę przez jakiś czas, to później przytrafiają się mu trudne momenty, łącznie z tym, że może spaść z ligi. Kiedyś historycznie to miało miejsce w przypadku Leszna, niedawno Torunia, który przecież regularnie walczył w play-offach, a teraz Zielonej Góry. Lepsze i gorsze lata w klubach to naturalna rzecz i trzeba się z tym pogodzić. Ważne, by znaleźć receptę i drogę, by jak najszybciej powrócić na ścieżkę sukcesu.

Zobacz także: 
Kilka klubów kusiło Daniela Jeleniewskiego
Były senator, biznesmem i król polowania

Źródło artykułu: