Marek Lutowicz karierę żużlową zakończył na początku sezonu 2020. Jego macierzystym klubem była Unia Leszno, następnie reprezentował Kolejarza Rawicz oraz PSŻ Poznań.
Do jazdy ze skorpionem na plastronie namówił go Marcel Kajzer, który także nie jest już czynnym żużlowcem. W minionych dniach w żużlowym środowisku zawrzało, po tym, jak Kajzer wrzucił do Internetu nagrania, w których pokazuje kłopoty finansowe klubu oraz manipulacje Arkadiusza Ładzińskiego. Nikt wcześniej głośno o tym nie mówił. Wielu zawodników nie otrzymywało na czas płatności za punkty, a wśród nich był nasz rozmówca, Marek Lutowicz.
Dawid Franek, WP SportoweFakty: Czym się zajmujesz po zakończeniu kariery żużlowej?
Marek Lutowicz, były żużlowiec, wychowanek Unii Leszno: Obecnie studiuję logistykę w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Lesznie. Jednocześnie mam sporo godzin praktyk, które realizuję w salonie Mercedesa, również w Lesznie. Oczywiście cały czas śledzę wyniki we wszystkich żużlowych ligach w Polsce.
Karierę zakończyłeś na początku sezonu 2020. Patrząc z perspektywy czasu, sądzisz, że to była trafna decyzja?
Tak, myślę, że była trafna. Wiadomo, że każda decyzja ma swoje plusy i minusy. Jednak uważam, że postąpiłem słusznie, zważywszy na to, że sytuacja finansowa w wielu klubach jest daleka od ideału.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Łaguta, Leśniak i Łopaciński gośćmi Musiała
Tuż po odejściu ze sportu żużlowego mówiłeś, że kończysz karierę, bo masz obawy o miejsce w składzie seniorskim PSŻ-u Poznań. To był główny powód zrezygnowania z uprawiania żużla, czy też już mocno dało się odczuć problemy finansowe klubu?
Wpływ na zakończenie kariery miały obie wymienione przyczyny. Kiedy się nie jedzie w spotkaniach, to się nie zarabia, a wiadomo, że treningi niosą za sobą spore koszty. Z drugiej strony, gdy występuje się w meczu, to chwilami trzeba na swoje zarobione pieniądze czekać i nawet nie wiadomo, czy się je dostanie.
Nawiązując do pieniędzy, to niedawno sieć obiegło nagranie Marcela Kajzera, byłego zawodnika PSŻ-u, który mówił o sporych problemach finansowych klubu. Czy tobie również klub nie płacił pieniędzy na czas?
W 2018 roku, czyli moim pierwszym sezonie startów w Poznaniu, płatności początkowo były regulowane na bieżąco. Sytuacja źle rozwinęła się pod koniec sezonu, kiedy zarząd zaczął zwlekać z regulowaniem należności. Miałem deklarację, że te pieniądze zostaną wypłacone, ale niestety było ich trochę mniej, niż oczekiwałem. Tak szczerze nawet nie wiedziałem, że był zapis w kontrakcie, który mówił o tym, że można odjąć stawkę za przegrany bieg 1:5, gdy przyjeżdżałem do mety na trzecim miejscu. Wówczas otrzymywało się 25 proc. pierwotnej stawki za punkt.
Drugi sezon również zaczął się od płacenia pieniędzy na bieżąco, ale od połowy rozgrywek sytuacja mocno się pogorszyła. Należności zaczęły się nawarstwiać. Z tygodnia na tydzień zwlekano z płatnościami, a kolejne mecze odbywały się cały czas. Robiła się z tego całkiem spora suma, bynajmniej jak dla mnie. Rozmawialiśmy z zawodnikami o problemach, spotykaliśmy się także z prezesem. On cały czas obiecywał, że jak wpłynie dofinansowanie z miasta, to wszystko ureguluje. Ostatecznie wypłaty były zdecydowanie za małe. Dopiero pod koniec sezonu po przegranym finale 2. Ligi jeden ze sponsorów, pan Jakub Kozaczyk wyłożył sporą część pieniędzy i spłacił zawodników, ale na liście żużlowców nie było Marcela, o czym zresztą wspominał w filmie na YouTube. Na koniec sezonu były baraże o wejście do 1. Ligi i w tym przypadku nadal nie otrzymałem pieniędzy.
Czyli rozumiem, że mimo tego, że już jakiś czas nie jeździsz na żużlu, nadal nie zostałeś do końca rozliczony. Sprawa należności nie zakończyła się dla ciebie w stu procentach.
Tak, choć trzeba uczciwie powiedzieć, że należności klubu wobec mnie były sporo niższe od tych dla innych zawodników. Z drugiej strony prawie pół sezonu 2019 musiałem pauzować za zawieszenie. Martwi mnie fakt, że mój opiekun Zygmunt Mikołajczyk, który użyczał mi sprzętu, również powinien za to otrzymać pieniądze, a tak się nie stało. On musiał zainwestować sporo pieniędzy we mnie, a klub niestety mu ich nie oddał.
Gdy patrzy się na olbrzymie problemy finansowe klubu, problemy z wypłacalnością, to jak zawodnicy mobilizowali się na kolejne mecze, mając z tyłu głowy, że klub nie płaci od dłuższego czasu?
Każdy zawodnik wiedział, że nie jest kolorowo, ale jednocześnie każdy chciał osiągnąć jak najlepszy indywidualny wynik. Żużlowcy chcieli pokazać się szerszej publiczności, dobrze punktować, mimo że wiedzieli, że mogą być problemy z otrzymaniem funduszy. Po jednym z meczów mieliśmy naradę z prezesem i trenerem, gdzie prezes zapewniał nas, że wszystko będzie dobrze. Uwierzyliśmy i na torze dawaliśmy z siebie wszystko. Widać to było zresztą po wynikach, bo sezon 2019 był bardzo dobry w naszym wykonaniu.
Problemy PSŻ-u Poznań dość długo nie wychodziły na jaw. Dlaczego podczas rozmów z mediami nie próbowaliście nagłaśniać sprawy? Zważywszy na to, że brak zapłaty nie pomaga w uprawianiu sportu.
Tak to prawda, nic medialnie nie nagłaśnialiśmy. Wiadomo, że pewne opóźnienia w płatnościach mogły się pojawić, ale w pewnym momencie przybrały za wysokie progi, zaszło to za daleko. Sytuacja klubu nam na pewno nie pomagała, ale z drugiej strony nikt nie chciał się wychylać i przedstawiać PSŻ w złym świetle.
Obecny prezes Arkadiusz Ładziński będzie kierował klubem do końca października, po czym stery przejmą nowe władze. Jak widzisz przyszłość żużla w Poznaniu? Bo gdyby się nie udało postawić klubu na nogi, to z pewnością najbardziej byłoby szkoda kibiców.
Kibiców PSŻ-u wspominam naprawdę bardzo miło. Często mogliśmy na stadionie usłyszeć głośny doping. Co do przyszłości, to ktoś musi po prostu się za to zabrać w konkretny sposób. Trzeba zbudować drużynę zgodnie z możliwościami finansowymi. Żużel w Poznaniu ma prawo istnieć, bo jest tam sporo firm, dużo potencjalnych sponsorów i to powinno działać na korzyść klubu.
Czytaj także:
Bardzo ważne zmiany w Poznaniu! Nowi ludzie będą zarządzać PSŻ-em!
Komentarz Arkadiusza Ładzińskiego odnośnie zmian w poznańskim klubie