"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.
***
Skala radości wrocławian po zdobyciu mistrzowskiego tytułu pokazała, jak wielki był w mieście głód złota. Jak bardzo wszyscy tego zwycięstwa pragnęli. Zresztą, jadąc w poniedziałek rano do pracy minąłem śpiącego na ulicy kibica - upojonego sukcesem i opatulonego spartańskim szalem. Mimo zamkniętych oczu, można było wyczytać z jego twarzy, że wciąż się znajduje w baśniowej rzeczywistości.
Miejscy radni zdecydowali jakiś czas temu, że 2021 będzie we Wrocławiu rokiem Tadeusza Różewicza, z czego pewnie niewielu kibiców zdaje sobie sprawę. Wiedzą oni natomiast, że to rok Betard Sparty. Andrzej Rusko wspomniał na antenie nSportu, że pogoda dla żużla jest we Wrocławiu znakomita i nie miał na myśli niedzielnego ciepełka, lecz całą otoczkę. Czym potwierdził moją diagnozę, że klub znajduje się w najlepszym momencie swojej historii. Dlaczego?
ZOBACZ WIDEO Prezes Motoru zdziwiony plotkami. Twierdzi, że to inny klub ma najwyższy budżet
1. Wrocławską motoareną nie jest już Skansen Olimpijski, lecz efektowny Stadion Olimpijski, zmodernizowany z myślą o The World Games 2017. Tu się oddycha, rzekłby Gustaw Kramer z Vabanku. Tu już można zabrać całą rodzinę i czuć się jak w multipleksie. To obiekt miejski, zarządzany przez spółkę Młodzieżowe Centrum Sportu, niemniej WTS czuje się na nim faktycznym gospodarzem. A waleczna pani Krysia Rusko jest w stanie jednoosobowo zaanektować kolejne pomieszczenie na klubowe potrzeby, nie napotykając większego oporu z niczyjej strony. Ludzie po prostu wiedzą, że pozostaną zdrowsi, jeśli odpuszczą jakiekolwiek negocjacje z groźną działaczką. I robią krok w tył. A co najważniejsze - korzystanie z obiektu kosztuje spartan symboliczne pieniądze, co wcale nie jest w PGE Ekstralidze standardem. Patrz choćby Leszno czy Częstochowa.
Dawno minęły czasy, gdy Andrzej Rusko raz na jakiś czas musiał zwołać konferencję prasową, by pożalić się na władze AWF-u, wtedy właściciela obiektu, że zabijają żużel. I liczyć, iż zaprzyjaźnione media podchwycą temat, wznosząc na swoich łamach właściwe okrzyki. To już zamierzchła przeszłość.
2. Niewiele klubów ma tak potężne wsparcie we władzach miasta, które w bieżącym roku przeznaczyło na wrocławską drużynę 3,2 mln zł. A to nie wszystko, bo dotowana jest również rokrocznie organizacja rund Grand Prix. Tym większe brawa za minione panowanie należą się Fogo Unii, bo jednak w latach 2017-2020 zdominowała rozgrywki przy niewspółmiernie mniejszych miejskich subwencjach. Wiadomo - duży może więcej, mały mniej.
3. Sponsor tytularny klubu. Państwo Betardowie, jak nazywam Beatę i Artura Dziechcińskich. To dobrzy, piękni ludzie i mecenas idealny. Bo niezwykle hojny, a przy tym kompletnie niezainteresowany ingerencją w codzienne zarządzanie klubem. Niemający żadnych tego typu aspiracji. Państwo Dziechcińscy chcą tylko w niedzielę zabrać rodzinę na trybuny - również trąbki, dzwonki oraz piszczałki - i miło spędzić czas.
4. Liczne grono pozostałych sponsorów, pokłosie mody na żużel. Pamiętacie zeszłoroczną, pandemiczną wiosnę? Gdy w innych ośrodkach rozmawiano o cięciach i zaciskano pasa, Andrzej Rusko urządzał pokaz siły, mniej więcej co drugi dzień wypuszczając w świat informację, że ten czy tamten zostaje, a ten dołącza do rodziny.
5. Gwiazdorski skład na lata. Dołączenie do drużyny Artioma Łaguty zapewniło nie tylko solidne zdobycze punktowe, ale też oddech i spokój. W łańcuchu pojawiło się brakujące ogniwo, malując go w końcu złotym sprayem. Niektórzy złorzeczyli, że w Lublinie wypadł marnie, ale pięć oczek z jego strony było niezwykle cennym dorobkiem. Bo Łaguta w każdym wyścigu przywoził za plecami rywala. A w niedzielę na Olimpijskim dowiódł swojej wartości. To znamienne, że w pierwszej szóstce klasyfikacji generalnej Grand Prix połowę stanowią spartanie: Łaguta oraz Woffinden i Janowski. Wspomniane trio plasuje się też w pierwszej ósemce najskuteczniejszych jeźdźców PGE Ekstraligi. I nikt z nich nie myśli o zmianie barw.
Dodatkowo, wielkim wsparciem okazuje się druga linia. Do tego stopnia, że w pierwszym meczu finałowym stała się ona... pierwszą linią. Tak należy czytać 10+1 punktów Czugunowa i 10+1 Bewleya, który na torze Motoru był nie tylko efektywny, ale i efektowny, wyczyniając cuda przy płocie. Pod koniec 14. biegu najwyraźniej musiał jednak uznać, że ma tylko trzy życia i wszystkie trzy wykorzystał na pierwszych trzech okrążeniach. Więc wystarczy igrania z losem. A na Olimpijskim podtrzymał skuteczność (10). Głowić trzeba się tylko przy obsadzie stanowisk juniorskich, bo praca u podstaw nie jest tym, z czego szefowie WTS-u czerpią satysfakcję. Wolą przejmować materiał nie tyle gotowy, co rokujący. I obrabiać po swojemu.
Bez wątpienia jest to zespół, który spróbuje nawiązać do złotej serii z lat 90. Po to też został zatrudniony Greg Hancock. Jak przekonywał Andrzej Rusko - by przyspieszyć rozwój młodych, a jednocześnie był autorytetem dla gwiazd. No i wartość dodaną stanowi najbliższe otoczenie zawodników z Rafałem Lewickim, Rafałem Hajem i Jackiem Trojanowskim. Przechowalnia wiedzy o zębatkach, zapłonach, dyszach etc.
Aha, byłbym zapomniał, a to klucz do sukcesu. Otóż za pełnoprawnego członka teamu należy uznać maestro Ryszarda Kowalskiego spod toruńskich Cierpic. W końcu każdy spartanin ma u niego drzwi otwarte.
6. Prezes Rusko? Można lubić lub nie, kwestionować podejście do drugiego człowieka, jednak to on, przy dużym wsparciu miasta, zbudował obecną potęgę klubu. W piłce był przez chwilę - dla pieniędzy, sławy i nakarmienia ego, w żużlu pozostanie do końca świata i o jeden dzień dłużej - z potrzeby serca. A teraz, gdy obok sukcesu sportowego wszystko się jeszcze spina w sukces finansowy, sytuacja jest wybitnie komfortowa. Trybuna zachodnia i okolice parku maszyn to jego królestwo. Choć i pod bramę maratońską trzeba czasem zajrzeć, by zachować toromistrza Grzegorza Węglarza, któremu z czysto ludzkiego punktu widzenia nie będzie łatwo odejść do Torunia. Bo wstawiły się za nim klubowe gwiazdy. A dwa, usłyszał już, że pieniądze problemem nie są.
To Rusko jest gwarancją ciągłości, jakości i stabilności.
Gratulacje dla WTS-u.
*********************
Pojedynek wrocławsko-lubelski był też ciekawym starciem promotorskim - rutyny z młodością. Obchodzącego w tym roku 70. urodziny prezesa Sparty i o trzy dekady młodszego Jakuba Kępy, który podobne imperium tworzy na ścianie wschodniej. Nawiasem mówiąc, mam taki wniosek, by do Gali PGE Ekstraligi dołączyć kategorię - prezes roku. Zapewne budziłaby emocje.
Gdy o lublinian chodzi, bohaterem finałów obwołać należy charakternego Dominika Kuberę. Choć pewnie w Lesznie nie przysporzyło mu zwolenników stwierdzenie, że odejście z Leszna to najlepsza decyzja w jego życiu. I w pełni autonomiczna. No ale dziś to Kubera triumfuje. I jeździ w kadrze Rafała Dobruckiego, którego już dwa lata temu potrafił przed kamerą przywołać do porządku, czy nawet zrugać, gdy selekcjoner młodzieżowej kadry puścił narodową drużynę do Daugavpils samopas, by dopilnować we Wrocławiu przygotowań Betard Sparty do starcia z Fogo Unią o tytuł DMP. Największy plus jest taki, że polski żużel zyskał - oby na stałe - nową postać z aspiracjami do rzeczy największych. Może on być też motywacją dla niedawnego kolegi z Leszna, Bartka Smektały, który również ruszył w Polskę po lepsze jutro.
Pojedynek o brąz? Targani emocjami kibice zarzucali Sajfutdinowowi, że mu się nie chce, więc w Gorzowie, od niechcenia, ograł Zmarzlika i był bliski kompletu. A na odchodne raz jeszcze podarował wyścig juniorowi. Nie taki zły ten Emil. Gorzej natomiast wygląda sprawa z Pawlickim - w fazie play-off wygrał jeden wyścig. Za to młody Ratajczak wygląda na torze tak, jakby mu trochę błędną datę urodzenia w papiery wpisali. Pięknie się ślizga, gdy pod kółkiem trochę luźnej nawierzchni.
A dla Stali brawa za kolejny krążek DMP do kolekcji. Widać, warto było się katować zimą na Teneryfie.
Wojciech Koerber
Zobacz także:
- Zmarzlik z rekordowym sezonem! Najlepsza średnia biegowa w lidze od czasów Golloba
- Z powodu bólu miał problemy ze snem. Teraz do końca musi drżeć o swoją przyszłość w Grand Prix