W Polsce taka kariera byłaby niemal niemożliwa, gdyż tego typu zawodnicy często są szybko zastępowani przez "młodych, zdolnych" i gdy nie ma wyników, są odstawiani na boczny tor.
Pontus Aspgren zadebiutował w Polsce w 2011 roku, gdy miał 20 lat. Od 2013 do 2019 roku odjechał jednak zaledwie 12 spotkań, w których zdobył łącznie 57 punktów. Po wielu przeciętnych latach przyszedł jednak impuls, który pomógł mu w rozwoju.
Mimo tego, że w ubiegłym sezonie został Indywidualnym Wicemistrzem Szwecji, w rodzimej lidze osiągnął średnią biegową 2,200, a w Polsce trzy z czterech spotkań odjechał na wysokim poziomie, wciąż nie ma konkretnych ofert z eWinner 1. Ligi, a nastawia się właśnie na jazdę na tym poziomie.
ZOBACZ WIDEO Gala PGE Ekstraligi, czyli gwiazdy najlepszej żużlowej ligi świata
Michał Gałęzewski, WP SportoweFakty: Pokazał się pan w tym roku z dobrej strony w eWinner 1. Lidze. Czy zostanie pan w tej klasie rozgrywkowej?
Pontus Aspgren: Liczę na to. Miałem naprawdę dobry sezon w Szwecji i miałem dziewiątą średnią w Bauhaus-Ligan. Byłem drugim najlepszym Szwedem po Fredriku Lindgrenie i dodatkowo za mną dobre spotkania w barwach ROW-u Rybnik. W trzech meczach jechałem na własnym sprzęcie i wykręciłem w nich ponad 10 punktów. Raz pożyczyłem motocykl od Siergieja Łogaczewa i nie wyszło mi najlepiej. Do tego pojechałem w Grand Prix w Malilli, zostałem Indywidualnym Wicemistrzem Szwecji i reprezentowałem mój kraj w Speedway of Nations. Biorąc pod uwagę powyższe, uważam że zasłużyłem na jazdę w eWinner 1. Lidze.
Ma pan już jakieś propozycje?
Mogę powiedzieć, że taki kontakt jest, ale nie ma tu żadnych konkretów. Żałuję tego, bo naprawdę liczyłem na większe zainteresowanie ze strony klubów. Z jednej strony temat kontraktu w nowym sezonie wciąż jest, trzy kluby pytały mnie czy jestem zainteresowany i to potwierdziłem, ale brakowało kolejnych kontaktów ze strony klubów. Mam za to bardzo dużo zapytań z 2. Ligi Żużlowej. Mój plan to jazda wyżej.
Czyli jest pan gotowy na 8-10 punktów w eWinner 1. Lidze w 2022 roku?
Jestem przekonany, że tak. W Szwecji miałem średnią 2,200, a to na pewno lepsza liga niż polska eWinner 1. Liga. Oczywiście najmocniejszą ligą świata jest PGE Ekstraliga, jednak Bauhaus-Ligan jest druga na świecie. W tym sezonie pojechałem w Polsce na swoich motorach w zaledwie trzech meczach i zdobywałem 12, 8 i 9 punktów, więc średnia jest niezła.
Debiutował pan w lidze polskiej w wieku 20 lat, ale pierwszy niezły sezon w naszej lidze zaliczył dopiero rok temu, w wieku 29 lat.
To prawda, tak to wyglądało. Każdy człowiek i każda kariera układa się jednak zupełnie inaczej. Ja wiem doskonale, że rozwijałem się bardzo wolno, ale trzeba patrzeć na tu i teraz - a obecnie zdobywam bardzo dużo punktów i jestem zupełnie innym zawodnikiem niż pięć, sześć lat temu. Nie jestem jedynym żużlowcem, który do formy dochodzi później.
Miewał pan myśli po kolejnych niepowodzeniach, że żużel może nie jest dla pana?
Na pewno w siebie wierzyłem. Jak mówiłem wcześniej, wolno rozwijałem się każdego roku, jednak czułem, że są postępy. Na pewno trzy lata temu nie miałem takiego planu, że obecnie będę w tym miejscu, w którym jestem. Od 2019 roku zmieniło się bardzo dużo. Wcześniej też miewałem dobre sezony, w tym raz byłem bliski awansu do Grand Prix i uniemożliwił mi to defekt. Moim problemem było jednak to, że byłem bardzo nierównym zawodnikiem. Potrafiłem być bardzo szybki na domowym torze, a tydzień później zdobywałem bardzo mało punktów. Jestem teraz dużo równiejszym zawodnikiem.
A dlaczego pana kariera rozwijała się tak powoli?
Było wiele czynników. Na pewno miałem bardzo dużo problemów z kontuzjami, które zdarzały mi się praktycznie każdego roku. Po jednym z upadków, w którym złamałem kości straciłem dwa lata. Teraz było wszystko dobrze, ale kolejny raz miałem wypadek w Speedway of Nations. Na szczęście jest już po sezonie i tym razem nic nie tracę. Czuję, że notuję progres i się rozwijam jako zawodnik. Pomaga w tym dobra współpraca z tunerami i szybcy mechanicy, którzy mi pomagają. Wygląda to dużo lepiej niż przed laty. Teraz mam wszystko, by zdobywać wiele punktów.
No właśnie. Jak się pan czuje po sobotnim upadku w Manchesterze?
Nie jest najgorzej, choć do pełni dyspozycji będę potrzebował czterech tygodni. Zaczynam rehabilitację, którą będę przechodził w październiku i w listopadzie. W niczym to nie przeszkodzi w kontekście nowego sezonu. Wrócę w pełni sprawny.
Chyba nie tak sobie wyobrażaliście Speedway of Nations.
Mieliśmy olbrzymiego pecha. Ja i Jacob Thorssell upadliśmy w jednym wyścigu i wyeliminowało nas to z dalszej jazdy. Na koniec nie mogliśmy rywalizować z pozostałymi reprezentacjami, co jest bardzo smutne. Już wcześniej wiedzieliśmy, że nie pomoże nam Freddie Lindgren i na koniec trzech obecnie najlepszych zawodników ze Szwecji po dwóch biegach nie mogło jechać dalej. Phillip Hellstroem-Baengs pokazał się za to z bardzo dobrej strony. To młody chłopak, a zaprezentował wielką walkę i ambicję na torze. Na pewno lepiej byłoby mieć jednak cały zespół.
Wiadomo, że ostatnie miejsce w finale SoN nie pokazuje w stu procentach, w którym jesteście miejscu. Szwedzki żużel jest jednak w niewątpliwym kryzysie i tylko Fredrik Lindgren walczy na arenie międzynarodowej. Są jakieś nadzieje na przyszłość?
Głęboko w to wierzę. Obecnie pracujemy w Szwecji nad tym, by w przyszłości było dużo więcej zawodników. Pracujemy z młodzieżą, jednak mamy z nią niewątpliwy problem. Wcześniej Szwecja była jednym z krajów, gdzie rozwijanie młodych talentów wyglądało najlepiej. Teraz, gdy porównamy się z Polską, Danią i Wielką Brytanią, wyglądamy zdecydowanie najgorzej. Przed SVEMO i klubami bardzo ciężka praca, by wychować więcej uczestników Grand Prix ze Szwecji.
A pracuje się u was obecnie u podstaw?
Na pewno jedyną drogą na odbicie się od dna jest miniżużel, gdzie musi przewinąć się naprawdę wiele dzieciaków, by wyglądało to tak, jak w innych krajach. Im więcej dzieci przychodzi do tego sportu, tym większa szansa, że wśród nich znajdą się wielkie talenty. Na 500 chłopców, 5 zostanie profesjonalistami i będzie jeździć na najwyższym poziomie, jednak gdy mamy do czynienia z 50 dziećmi, to trudno oczekiwać wysokiego poziomu. Powinno być u nas jak w Polsce, gdzie kluby bardziej dbają o swoją młodzież użyczając motocykle czy wspierając w inny sposób. U nas gdy rodzina nie ma pieniędzy, nie ma szans na to, by ktoś został żużlowcem.
Czyli pana kariera to zasługa wyłącznie rodziców?
Tak, dokładnie. Mój ojciec wydał bardzo dużo pieniędzy na to, bym mógł być żużlowcem. Początkowo sam łożył swoje prywatne pieniądze, później organizował mi sponsorów, mechaników. Największym problemem jest to, że kluby nie pomagają zawodnikom, również od strony sprzętowej.