Tworzył najsłynniejszy braterski duet. Znał miejsce w szeregu, ale sam też zdobył na torze wiele

WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu od lewej: Tomasz, Jacek i Władysław Gollobowie
WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu od lewej: Tomasz, Jacek i Władysław Gollobowie

Takich braci polski żużel nie widział i jeszcze długo może nie zobaczyć. Jacek i Tomasz Gollobowie to kawał historii krajowego speedwaya. Starszy z nich niemal zawsze był w cieniu, choć też osiągnął wiele. 27 października kończy 52 lata.

Nazwisko Gollob rozsławiali wspólnie, choć niewątpliwie głównym sportowym bohaterem rodu przez długie lata był młodszy z nich. Tomasz to dla żużla postać więcej niż wielka. Należy rozpatrywać go w kategoriach legendy, zawodnika epokowego. Wielokrotny mistrz świata, w tym raz indywidualny. Jacek jest starszy o dwa lata i niemal zawsze był w jego cieniu. Sam też miał obfitą w sukcesy karierę, choć w głównej mierze na krajowej scenie.

Nieprzeciętny talent młodszego z braci

- Ja byłem spokojniejszym chłopakiem od Tomka. On dużo czasu spędzał na podwórzu, był bardziej energiczny - krótko opisał różnicę między nimi Jacek w filmie dokumentalnym "Zakręty Golloba", krótko po zdobyciu przez Tomasza złotego medalu Indywidualnych Mistrzostw Świata. Gdyby przenieść to na grunt torów żużlowych, analogia byłaby zachowana. Młodszy z braci opierał swój styl jazdy na dynamice, efektowności, chęci czynienia rzeczy spektakularnych. Przemawiał za nim nieprzeciętny, rzadko spotykany, a może i niespotykany talent.

Starszy nie miał w sobie takiej iskry, był zawodnikiem bardziej wyważonym, choć jak sam twierdził we wspomnianym materiale: "w żużlu nie ma niebrawurowej jazdy". Uznawany za specjalistę jazdy przy krawężniku. Zanim jednak zaczęli podbijać żużlowe owale, ich droga zaczęła się od motocrossu, w którym w latach osiemdziesiątych poprzedniego wieku odnosili sporo sukcesów. Prowadzeni od zawsze przez ojca Władysława, postanowili spróbować się na zamkniętej arenie do ścigania. To był strzał w dziesiątkę.

ZOBACZ WIDEO Jakub Miśkowiak: Wejdziemy do czwórki i pokażemy jacy jesteśmy silni

Tymczasem w znakomitej pozycji Michała Żurowskiego pt. "Gollobowie" z 1998 roku starszy z braterskiego duetu wyznał, że długo namawiano obu do spróbowania w ogóle sił w żużlu. Jacek nie palił się tak do tego, stwierdził nawet, że przede wszystkim to ta dyscyplina motosportu go nie interesowała i nigdy nie chodził na stadion. Wkręcił się jednak w speedway bez pamięci, łącząc to dodatkowo z pasją do koni czy rockowej muzyki (był wokalistą zespołu "Graffitti").

Zawsze murem za bratem

Z uwagi na to, że szybko zaczęli podbijać polskie podwórko i że szefem teamu był niegryzący się w język "papa", stali się szybko głównymi polaryzatorami opinii w środowisku. Broniły ich coraz lepsze wyniki oraz nieprzeciętne zdolności do pracy nad sobą i sprzętem. Byli pod ostrzałem rywali, kibiców, prezesów, którym trudno było pogodzić się z tym, że jest ich dwóch (plus obecny obok ojciec), a do tego tak zgodnych zarówno w parkingu, jak i na torze.

Jacek wiedział, że to Tomek jest i będzie większą gwiazdą. Nigdy nie ukrywał, że to jego młodszy brat możliwościami i umiejętnościami zdaje się go przerastać. Nie zazdrościł jednak, a wręcz stawał za nim murem w wielu sytuacjach. Dowiodły temu obrazki z Wrocławia, gdy w 1994 roku doszło do szarpaniny po ostatnim biegu spotkania ligowego, w którym Gollobowie w dramatycznych okolicznościach pokonali 5:1 Tommy'ego Knudsena, dając zwycięstwo Polonii (45:44) czy też rok później podczas finału IMP, kiedy to przeciwnicy założoną "spółdzielnią" próbowali zrzucić Tomasza z mistrzowskiego tronu.

A już odnosząc się całkiem do czasów po żużlowej karierze, gdy po raz pierwszy po tragicznym wypadku pod Chełmnem młodszy z braci pojawił się na wózku inwalidzkim przed dziennikarzami, prowadził go właśnie Jacek. Znów był tuż za nim. W najtrudniejszych chwilach. Tak jak przed laty w parku maszyn przy okazji jazdy brata w cyklu Grand Prix czy lidze.

W Polsce zdobył wszystko

Nie było takiej pary zawodników. Rozumieli się bez słów. Seryjnie zdobywane złote medale w MPPK (łącznie sześć w tej kategorii) i poprowadzenie Polonii Bydgoszcz w sumie do czterech tytułów mistrzowskich w lidze (1992, 1997-1998, 2002) było przede wszystkim ich zasługą. Sam Jacek w Polsce zdobył wszystko to, co najważniejsze. Do zespołowych osiągnięć dołożył triumfy w IMP (1998, 2000) i Złotym Kasku (1996, 1998). Na arenie światowej ma na koncie srebro DMŚ z 1994 z Brokstedt z reprezentacją kraju.

Nie zawsze jednak jeździli z Tomaszem w jednym klubie. Na lata 1999-2001 starszy przeniósł się do imienniczki z Piły, gdzie w pierwszym sezonie odebrał koronę macierzystemu klubowi i po raz trzeci z rzędu został drużynowym mistrzem Polski. Młodszemu z Gollobów taka sztuka z żadnym klubem nigdy się co ciekawe nie udała.

Po powrocie nad Brdę i zdobyciu ostatniego złota dla Polonii, w latach 2004-2007 jeździli w Unii Tarnów. Rafineria Trzebinia wpompowała w tamtejszy klub grube miliony złotych. Gollobów wzięła w pakiecie. To tam święcili kolejne dwa i zarazem ostatnie swoje tytuły w Ekstralidze.

Zresztą kariera Jacka, gdy Tomasz był dopiero przed najważniejszym sukcesem, powoli zaczęła gasnąć. Wrócił jeszcze na sezon do Polonii (awans do elity w 2008), ale skupiał się już coraz bardziej na prowadzeniu kariery kilkunastoletniego syna, Oskara. Z nim wystąpił nawet w dwóch biegach na poziomie 1. Ligi w roku 2016, pełniąc wtedy funkcję jeżdżącego trenera Gryfów.

Kłopoty z synem, sam usuwa się w cień

Latorośl, która na świecie pojawiła się w 1995 roku, również zaczynała od motocrossu. Pieczę nad początkami przygody z motocyklami wnuka sprawował również dziadek. Dość długo jednak trwało wprowadzanie Oskara w żużlowy świat. Debiut nastąpił w 2014 w Pile, później był sezon w Ostrowie, by na następne trzy - i jak się okazało ostatnie - jeździć w rodzinnej Bydgoszczy.

Najmłodszy z rodu miewał bardzo dobre momenty na żużlu, ale z czasem popadł w kłopoty natury psychicznej. Stał się obiektem konfliktu Jacka z jego byłą żoną i matką Oskara, Anną Ajtner. Publicznie uznała ona Gollobów za winnych tego, że to przez nich jej syn trafił na kilka miesięcy do szpitala psychiatrycznego. A jeszcze w 2018 ojca z synem można było oglądać w krótkometrażowej produkcji pt. "Wyścig", gdzie pokazana została ich dość intymna relacja.

Po tym, jak Oskar zaprzestał jazdy na żużlu, a Polonię z rąk ojca Władysława przejął Jerzy Kanclerz, Jacek niejako usunął się w cień. Spełnia się na innych polach, nie jest widoczny w żużlowym środowisku. W środę były wielokrotny mistrz Polski na żużlu kończy 52 lata.

CZYTAJ WIĘCEJ:
Koszmarny wypadek i koniec kariery. Teraz Darcy Ward ujawnia wszystko
Specjalista od widowiskowej jazdy. Jeszcze zapoluje na mistrzostwo świata

Komentarze (25)
avatar
RECON_1
28.10.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jacek byl nierax obiektem kpin i pogardy,ale xo by nie mowic to.ma tytuly ktorych niejeden moze pozazdroscic. 
avatar
Kopeć-Sobczyński do zbierania pomidorów
28.10.2021
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Nam tyfus nie grozi 
avatar
Kopeć-Sobczyński do zbierania pomidorów
28.10.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Są bardziej słynne duety braci, np. bracia koala, mroczkowie czy Pulczyńscy. 
avatar
Tox
27.10.2021
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Wrzöd na dupie polskiego zuzla 
avatar
K.S.S.G 1947
27.10.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
@Edibyk19: Przepraszam bardzo.Napisałeś,że gdyby Zmarzlik jeździł w latach 90-tych to by nie zdobył nawet połowy tego co Tomek.Jak można pisać takie bzdury? Wymyślasz jakieś chore teorie.Skąd T Czytaj całość