Żużel. Lwim pazurem: Wyzwanie dla PGE Ekstraligi. Za rok seniorzy zażądają więcej [FELIETON]

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Bartłomiej Kowalski w kasku czerwonym
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Bartłomiej Kowalski w kasku czerwonym

Marian Maślanka w najnowszym felietonie analizuje transfer Bartłomieja Kowalskiego do Betard Sparty Wrocław i jego konsekwencje dla PGE Ekstraligi. Były prezes Włókniarza przestrzega przed "uderzeniem" związanym z wywindowaniem kontraktu juniora.

"Lwim pazurem" to cykl felietonów Mariana Maślanki, byłego wieloletniego prezesa Włókniarza Częstochowa.

***

Mamy pierwszy, głośny zwrot akcji na rynku transferowym. Bartłomiej Kowalski ostatecznie został zawodnikiem Betard Sparty Wrocław, choć wszystko wskazywało na to, że trafi on do Moje Bermudy Stali Gorzów. W tym przypadku możemy mówić o bardzo wysokiej cenie za tego juniora. Nie podlega dyskusji, że warunki dyktuje rynek, ale w tej sytuacji wyjątkowo wiele czynników złożyło się na taki stan rzeczy.

Po pierwsze okazało się, że za zawodnika żaden klub nie będzie zwracać kosztów wyszkolenia, a to byłyby potężne pieniądze. Przez trzy lata ten zawodnik był finansowany przez Eltrox Włókniarz Częstochowa i po rozmowie z prezesem Michałem Świącikiem wiem, że zainwestowane w niego środki były poważne. Nawet gdyby policzyć to wedle przepisów, za same dwa lata otrzymalibyśmy 240 tysięcy złotych. To pokaźna kwota, której żaden z klubów nie musiał zapłacić, bo stanowisko władz polskiego żużla jest jednoznaczne, że zwrot kosztów wyszkolenia Włókniarzowi się nie należy.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Rafał Dobrucki kręci nosem! Poszło o zagranicznego juniora

To na pewno dało impuls klubom, by jeszcze mocniej starać się o tego juniora i podnosić kwotę, aby go pozyskać. Drugi czynnik, który według mnie w przyszłym roku jest do zmiany. Absolutnie nie może tak być, że rzeczywisty okres transferowy trwa tak długo. Powinno się mieć możliwość podpisania umów wcześniej. Wówczas uniknęlibyśmy szalonej licytacji, bo zawodnik parafowałby kontrakt za mniejsze pieniądze z klubem, z którym się dogadał. Skończyłby się objazd po zainteresowanych klubach.

Trzeci czynnik to podaż, w tym przypadku mówimy o liczbie dobrych młodzieżowców na rynku. Jak widać, w dalszym ciągu jest ona niewystarczająca, ale myślę, że tak mocno postawione regulaminowo zasady szkolenia nowych żużlowców to zmienią. Stworzono przecież piramidę szkoleniową, której podstawa leży w pit bike'ach. To musi dać wyniki. Wierzę też w to, że ci młodzi ludzie zobaczą, że uprawianie tego sportu może być sposobem na życie i przynosić konkretne środki finansowe.

W omawianym przypadku Bartłomieja Kowalskiego wszystkie rzeczy, które sprzyjały w szczególności zawodnikowi, zaistniały w jednym czasie i finansowo na tym skorzystał. Nie miejmy złudzeń, że to w najbliższej przyszłości nie odbije się na polityce transferowej. Teraz seniorzy mogą bowiem mówić, że jak to jest, że młodzieżowiec, który pojechał raptem kilka biegów w PGE Ekstralidze i nawet żadnego nie wygrał, a osiąga takie możliwości finansowe.

Dlatego obawiam się, że w przyszłym roku sytuacja związana z Bartłomiejem Kowalskim odbije się na kontraktowaniu zawodników. Dla Ekstraligi będzie to pewne wyzwanie i zobaczymy, czy prezesi wytrzymają to "uderzenie" związane z tym, że w tym roku tak wysoko został wywindowany transfer tego juniora.

Co do samej licytacji o młodzieżowca, to myślę, że w przyszłym roku to się nie powtórzy, bo szkolenie funkcjonuje i jest wielu chłopaków w kategorii 250, którzy w przyszłym roku przeniosą się na "500-tki". Sądzę, że temat zostanie opanowany i liczba juniorów dobrych, czyli takich, którzy będą sobie radzili w PGE Ekstralidze wzrośnie. Uważam, że wiele miejsc młodzieżowych zostanie obsadzonych zawodnikami wyszkolonymi w ramach przyjętego programu szkolenia. Potrzeba tylko troszeczkę cierpliwości.

Marian Maślanka

Czytaj również:
-> Był numerem jeden na liście życzeń Apatora. Wiemy jak doszło do hitowego transferu w PGE Ekstralidze
-> Kowalski dotąd nie jeździł dużo we Wrocławiu

Źródło artykułu: