Do ostatniego turnieju trwała rywalizacja o żużlowe mistrzostwo świata między Artiomem Łagutą a Bartoszem Zmarzlikiem. Dopiero w półfinale ostatniej rundy GP 2021 Rosjanin przypieczętował złoty medal IMŚ.
Okazuje się, że przed kluczowymi zawodami w teamie Artioma Łaguty było bardzo nerwowo. I to nie z uwagi na rangę imprezy, a awarię, która została wykryta krótko przed rozpoczęciem zmagań na toruńskiej Motoarenie.
- Uszkodziła się jedna z głównych śrub w motocyklu. Pękła w taki sposób, że zaklinowała całą ramę, nie dało się jej wybić. Jedynym wyjściem z tej sytuacji była wymiana silnika - zdradza Damian Brenk z teamu Artioma Łaguty w rozmowie z "Magazynem Żużel".
Mechanicy rosyjskiego żużlowca mieli takiego pecha, że do awarii doszło 15 minut przed pierwszym wyjazdem ich szefa na tor. Wykryto ją już po rozgrzaniu motocykla. Najpewniej właśnie podczas rozgrzewania maszyny szykowanej do pierwszego wyścigu śruba uległa uszkodzeniu.
Co ciekawe, gdy mechanicy Artioma Łaguty walczyli z zamianą silników na linii motocykl numer jeden - motocykl numer trzy, a Rafał Lewicki znajdował się poza parkiem maszyn, na pomoc przyszedł team... Bartosza Zmarzlika.
- Brat Bartka zadeklarował się i to on wypchnął Artioma do prezentacji - zdradził Lewicki. - Rywalizujemy na torze, gdy zamyka się brama. Wtedy nie ma kolegów. W innym wypadku nasze relacje są koleżeńskie i uczciwe - podkreślił menedżer rosyjskiego mistrza świata.
Zobacz też:
Chciał, by żużel był większy niż F1. Zaczynał od frustracji i biedy
Żużel. Darcy Ward: Zmarzlik jest wyjątkowy. Chcę, żeby zdobył tak wiele tytułów, jak to tylko możliwe
ZOBACZ WIDEO Żużel. Mocne słowa Cegielskiego. Jest odpowiedź Przewodniczącego GKSŻ