Żużel. Wraca rozbudowany play-off. System specyficzny, który dla jednej drużyny okazał się niegdyś brutalny

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Anders Thomsen i Szymon Woźniak
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Anders Thomsen i Szymon Woźniak

W 2022 roku w PGE Ekstralidze w rundzie play-off pojedzie sześć drużyn. To powrót do modelu obecnego w latach 2007-2011, którego jedną z cech jest tzw. "lucky loser". Sprawdziliśmy, jak poprzednio ten system wypadał w najwyższej lidze w kraju.

W tym artykule dowiesz się o:

Od sezonu 2012 aż do minionego w PGE Ekstralidze do fazy play-off przedzierały się cztery najlepsze drużyny rundy zasadniczej. Formuła była jasna, a kibice zdążyli się do niej przyzwyczaić. Zdecydowano się jednak wrócić do tego, co było obecne w najwyższej lidze przed tym systemem, a dokładniej mówiąc w latach 2007-2011. Awans do decydującej o tytule i medalach części sezonu wywalcza tutaj aż sześć pierwszych zespołów.

Liczba uczestników play-off nie jest więc szablonowa, dlatego system ten promuje jednego przegranego z umownie nazwanego ćwierćfinałem pierwszego etapu, gdzie tworzone są trzy pary. Tzw. "lucky loser" bardziej kojarzy się z nomenklaturą przyległą np. do skoków narciarskich i Turnieju Czterech Skoczni niż do żużla. Tutaj najlepszy zespół, który musiał uznać wyższość przeciwnika w swoim dwumeczu, dostaje szansę dalszej walki o drużynowe mistrzostwo Polski.

Przeciwnicy takiego rozwiązania, jeśli play-off składa się już z sześciu drużyn, proponują nierzadko model szwedzki, jak można było się już z takim nazewnictwem niejednokrotnie spotkać. Tam runda zasadnicza promuje dwie najlepsze ekipy bezpośrednim awansem do półfinału, z kolei cztery kolejne tworzą dwie pary, z których uzupełniona zostać stawka w strefie medalowej. I taka właśnie formuła obowiązywała w Ekstralidze w 2005 roku.

ZOBACZ WIDEO Żużel. "Bezstresowe wychowanie" Stanisława Chomskiego. Sprawdziło się u Zmarzlika, zadziała na Palucha?

Przeglądając natomiast sezony z opcją przyjętą na przyszły rok, nie widać żadnej cudownej historii mówiącej o tym, że "lucky loser" ostatecznie zdobył najcenniejsze trofeum. Najbliżej była tego Unia Leszno, która w 2011 roku niczym nie zachwyciła w ćwierćfinale, ale dwa inne zespoły były jeszcze słabsze. Następnie Byki w kontrowersyjnych okolicznościach wygrały półfinał z Unibaksem Toruń, lecz potem przegrały w finale ze Stelmet Falubazem Zielona Góra.

Z kolei trzy lata wcześniej Myszka Miki awansowała jako ta czwarta do półfinału i tam przegrała z późniejszym mistrzem z Torunia, lecz w batalii o brązowy medal pokonała mający problemy z kontuzjami Włókniarz Częstochowa, który co ciekawe był triumfatorem rundy zasadniczej.

Raz z prawa "lucky losera" skorzystała drużyna sklasyfikowana poza pierwszą czwórką po fazie zasadniczej. W 2009 szósta Polonia Bydgoszcz zdołała mocniej postawić się torunianom (remis u siebie i porażka na wyjeździe), co w efekcie pozbawiło szans na walkę o medale czwartą leszczyńską Unię (wysoka porażka u siebie, remis na wyjeździe).

Wreszcie tylko raz zdarzyło się, by ktoś z pierwszej trójki po podstawowej części kampanii nie przebrnął pierwszej fazy play-off. W 2010 Stal Gorzów poniosła dotkliwą przegraną w dwumeczu z Falubazem, który następnie zdobył srebrny krążek. Zielonogórzanie przystępowali do decydującego etapu sezonu z piątej pozycji po burzliwej dla siebie rundzie zasadniczej.

Przegląd sześciozespołowej rundy play-off z "lucky loserem" w historii Ekstraligi:

SezonWygrani w ćwierćfinałach"Lucky loser"Medaliści
2011 Toruń (1), Zielona Góra (2), Gorzów (3) Leszno (4) 1. Zielona Góra, 2. Leszno, 3. Gorzów
2010 Leszno (1), Toruń (3), Zielona Góra (5) Wrocław (4) 1. Leszno, 2. Zielona Góra, 3. Toruń
2009 Toruń (1), Zielona Góra (2), Częstochowa (3) Bydgoszcz (6) 1. Zielona Góra, 2. Toruń, 3. Częstochowa
2008 Częstochowa (1), Toruń (2), Leszno (3) Zielona Góra (4) 1. Toruń, 2. Leszno, 3. Zielona Góra
2007 Toruń (1), Leszno (2), Rzeszów (3) Wrocław (4) 1. Leszno, 2. Toruń, 3. Wrocław

CZYTAJ WIĘCEJ:
Pieniądze nie miały znaczenia. Chodzi o ludzkie życie
Lukas Dryml nadal jest czeskim numerem jeden. Gdy stracił motywację do żużla, zajął się biznesem

Źródło artykułu: