Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Co skłoniło pana do powrotu do żużla w nowej roli menedżera Polonii Piła?
Ryszard Dołomisiewicz, nowy menedżer Polonii Piła: W sumie to nic takiego. Generalnie cały czas wokół żużla się przemykałem i przemykam dalej. Tyle tylko, że trochę lepiej się przytuliłem (śmiech).
Nowa rola to duże wyzwanie?
Nie da się ukryć. To jest nowa propozycja, w którą gdybym miał się zaangażować z pół roku temu, to pewnie nic by z tego nie wyszło. Tak się akurat sprawy zgrały, że przystałem na nowe wyzwanie. O reaktywacji żużla w Pile mówiło się od jakiegoś czasu. Towarzystwo, które się zebrało zrobiło to skutecznie. Jestem pod wrażeniem tego, jak to teraz funkcjonuje.
Fakt, że ludzie z Bydgoszczy zabrali się za reaktywację klubu z Piły miał wpływ na pana decyzję, również bydgoszczanina?
Byłbym hipokrytą, gdybym wypierał się tego. Wiem, z jakimi ludźmi mam do czynienia i czego mogę się po nich spodziewać. To, że akurat są to ludzie z Bydgoszczy nie oznacza, że nie będzie też osób z Piły, które wcześniej przy tym ośrodku funkcjonowały. Wręcz przeciwnie. Duży nacisk jest właśnie na to, żeby osoby z tego środowiska pozyskać do klubu.
ZOBACZ WIDEO Kibice w Krośnie dopisują. Prezes chwali się rekordową sprzedażą karnetów
Kiedy pojawiła się oferta współpracy z Polonią? Ostatnio czy dużo wcześniej, kiedy jeszcze trwał okres transferowy?
Dużo wcześniej niż w okresie transferowym. To nie jest historia, która mnie zaskoczyła czy wypłynęła nagle. Rozmowy na ten temat toczyły się wcześniej.
Brał pan udział przy budowanie składu Polonii?
Na budowę składu było tak mało czasu, że nawet gdyby była taka możliwość, można byłoby ją sobie darować. Nie zmieniłoby to już niczego. Zważywszy, w jakich okolicznościach i w jak krótkim okresie kontraktowano zawodników, zrobiono to wręcz w sposób perfekcyjny. Na ten moment więcej nie dało się wyciągnąć.
Podziela pan opinię, że 2.Liga Żużlowa będzie najmocniejsza od lat?
Zgadza się. Nikt nie chce, mówiąc kolokwialnie, podkulać ogona, nawet Polonia Piła, która budowała skład na ostatnią chwilę. Każdy zawodnik chce jeździć i wygrywać. Pewnie, że można patrzeć na ich średnie biegowe z ostatniego sezonu, ale to nie do końca jest prawdziwy obraz. Czasami średnie wynikają z tego, na jakiej pozycji w danym klubie jeździ i jak często bywał powoływany na mecze.
To jak pan chce zbudować zawodników, których zakontraktowano w Pile?
Sytuacja zawodnika zmienia się dynamicznie, kiedy otrzymuje on miejsce w składzie. Zyskuje on pewność siebie. Wtedy możemy mówić o budowaniu zawodnika i jego formy. Wydaje mi się, że jak na warunki i możliwości, które są w Pile, ten skład nie wygląda najgorzej.
To o jakie cele będzie walczył pana zespół?
O celach możemy porozmawiać, jak zrobimy przegląd zawodników i będziemy wiedzieć, na jakim etapie oni są i czego możemy po nich oczekiwać. Nie sądzę jednak, byśmy otwarcie powiedzieli o celach, bo to jest odkrywanie kart przed przeciwnikiem. Gardę będziemy trzymać wysoko.
Współpracę z pilskim klubem wyobraża pan sobie jako strategię długofalową? Prezes klubu w wywiadzie dla WP SportoweFakty mówił, że chciałby w ciągu dwóch, trzech lat zawalczyć o awans. Widzi się pan w tym projekcie na dłużej?
Spokojnie. Założenia i projekty to jedno, a realia, które po drodze się pojawiają, to zupełnie inna sprawa. Przykłady klubów, które bardzo chcą, a nie zawsze wychodzi, widzimy w polskiej lidze od lat. Choćby Orzeł Łódź, który kiedyś podziękował za jazdę w PGE Ekstralidze, a od czasu jak ma nowy stadion, chciałby się w niej znaleźć, ale nie daje rady. W sporcie nie da się zaplanować tak jak w biznesie. W tym drugim jest plan, jest strategia i z reguły wychodzi, bo jest to poparte choćby badaniami rynkowymi.
W sporcie pieniądze są ważne, ale nie da się sukcesu zaplanować…
Otóż to. W sporcie można zrobić wszystko dobrze, a tak może nie wyjść. Potrzeba choćby trochę szczęścia.
Co dalej z pana pracą w roli eksperta telewizyjnego? Będzie pan ją łączył z funkcją menedżera?
W przypadku ekspertów czy celebrytów w telewizji często jest to potrzeba chwili. Trudno mi powiedzieć, w jakim kierunku pójdą ruchy w telewizji. Wszystkim nadawcom zależy na bardzo rzetelnym przekazie, tak by sprostać wymogom widzów oglądających mecze. Jak to będzie funkcjonowało, jakie będą przymiarki telewizji do roli ekspertów, to pytanie nie do mnie. W kwestii Eleven Sports, z którym ostatnio współpracowałem coś więcej mógłby powiedzieć na ten temat Patryk Mirosławski.
Pytam w kontekście tego, że będzie pan menedżerem klubu drugoligowego, a jako ekspert oceniał pan z reguły PGE Ekstraligę. Konfliktu interesu zatem raczej być nie powinno?
Za wcześnie jednak, by o tym spekulować. Do sezonu pozostało jeszcze trochę czasu. W telewizji sytuacja często bywa bardzo dynamiczna. To jest kwestia choćby mojej dyspozycyjności itd.
Rozumiem, że jeśli będzie propozycja z telewizji, to nie mówi pan nie roli eksperta?
Nie chciałbym teraz składać żadnych deklaracji. Zobaczymy, co się wykrystalizuje. W Pile będzie naprawdę ogrom pracy.
Reaktywacja żużla niesie za sobą sporo wyzwań. Swoją wiedzą i doświadczeniem będzie pan pomagał działaczom w funkcjonowaniu tego wracającego do ligi ośrodka czy skupi się pan wyłącznie na prowadzeniu drużyny?
Dokładny zakres działań poszczególnych osób nie został jeszcze określony. Podam jednak przykład wrocławskiego klubu, który mocno zmienił punkt widzenia. Prezes Andrzej Rusko słynął przecież z tego, że twardą ręką trzymał cały zespół w parku maszyn. Co się jednak okazało? Wynik, który osiągnął w tym roku to efekt m.in. współpracy z ludźmi ze środowiska. Poprowadzili oni to w dobrym kierunku, a cała reszta funkcjonuje bez zarzutu do dzisiaj. Generalnie prowadzenie zespołu oparto na osobach, które znają mentalność środowiska żużlowego.
W jednym z ostatnim magazynów Eleven Sports prowokacyjnie zadałem pytanie prezesowi Rusko, dlaczego nie idzie w stronę menedżerów, kierujących drużyną. Bałem się, że dostanę od niego burę za to pytanie, a prezes spokojnie wytłumaczył, że stawia na ludzi, którzy są w stanie zespół poprowadzić w sensie mentalnym i doradczym, a przede wszystkim potrafią reagować na bieżąco w trakcie meczu. To jest właśnie najistotniejsze. Od takich szczegółów czasami zależy czy ten wynik jest w klubie czy go nie ma.
W Pile zajmie się pan tylko tą sferą menedżerską czy ewentualne prowadzenie szkółki też wchodzi w grę?
Za wcześnie, by odpowiedzieć na to pytanie. Nigdy jednak nie aspirowałem do funkcji trenera. Klub jest w trakcie układania całej struktury i podziału personalnego na poszczególne osoby. Po tym, co zauważyłem w Pile, jestem przekonany, że to wszystko zostanie dobrane w sposób perfekcyjny.
Jak się pan czuje rozpoczynając pracę w nowej roli w sporcie żużlowym?
Generalnie traktuję to jako pasję, a nie pracę. Niektórzy żużlowcy mówią, że jazda na żużlu jest dla nich ciężką pracą. Ja nigdy z takiego założenia nie wychodziłem i nigdy nie traktowałem żużla jako ciężaru czy kłopotu. Była to dla mnie przyjemność. Tak samo podchodzę do pełnienia funkcji menedżera. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wszystkie podejmowane decyzje muszą być w sposób wyważony, przemyślany i poparte doświadczeniem. Jestem przekonany, że będzie raz lepiej, raz gorzej. Nie można na tym etapie przyjąć, że ta rola będzie dla mnie krainą miodem i mlekiem płynąca. Trzeba się również liczyć z porażkami i na początku funkcjonowania nowego klubu z całą pewnością one się pojawią.
Zobacz także:
Najmłodsi zwycięzcy turniejów Grand Prix
Szalony wyścig telewizji z czasem