86. urodziny legendy Włókniarza. Bez Stanisława Rurarza nie byłoby wielkiego częstochowskiego żużla

PAP / Waldemar Deska / Na zdjęciu od lewej: Stefan Kwoczała , Stanisław Rurarz i Jerzy Kulej
PAP / Waldemar Deska / Na zdjęciu od lewej: Stefan Kwoczała , Stanisław Rurarz i Jerzy Kulej

2 stycznia Stanisław Rurarz obchodzi 86. urodziny. Choć jest wychowankiem Stali Gorzów Wielkopolski, to niemal całą karierę związany był z Włókniarzem Częstochowa. Gdyby nie on, nie byłoby wielkich sukcesów Lwów.

2 stycznia 1936 roku urodził się Stanisław Rurarz. Jest jedną z legend Włókniarza Częstochowa i choć karierę zakończył ponad 50 lat temu, to fani pod Jasną Górą wciąż darzą go ogromną sympatią. To właśnie z tym miastem Rurarz związał swoje życie i prowadził tutaj interesy.

Na sport zdecydował się po to, by zapomnieć o traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa. Jego rodzice byli bowiem żołnierzami wyklętymi, a w 1943 roku cudem przeżył zasadzkę Gestapo urządzoną w jego rodzinnej wsi na oddział, w którym byli jego bliscy.

Traumatyczne dzieciństwo

W rozmowie z "Przeglądem Sportowym" wspominał, jak na własne oczy widział Niemców zaciągających jego wujka do lasu, skąd następnie usłyszał strzały. Z kolei jedna z młodych dziewczyn została żywcem spalona w jednym z domów. Po wojnie jego ojciec został skazany na śmierć. Wyrok ostatecznie zamieniono na 15 lat, ale mężczyzna i tak nie doczekał końca kary. Zmarł wyniszczony chorobami.

ZOBACZ WIDEO Spisani na spadek, czy zdolni do niespodzianek? Gajewski o atucie beniaminka

Kibice w Częstochowie do dziś cenią Stanisława Rurarza[/photo]I to właśnie sport sprawił, że Rurarz "mógł normalnie żyć". Jako szesnastolatek uzyskał żużlową licencję w barwach Stali Gorzów. Po roku był już zawodnikiem Stali Świętochłowice, a w 1959 roku przeniósł się do Włókniarza. Już w pierwszym sezonie został Drużynowym Mistrzem Polski.

- Na poważnie wszystko się zaczęło w latach 50-tych. W roku 1956 miałem nakaz pracy w zakładach mechanicznych Ursus w Gorzowie. Tam znajdował się odłam sekcji żużlowej z Ostrowa Wielkopolskiego. W roku 1957 za zgodą władz najwyższych przenieśli centralną sekcję żużlową z Ostrowa do Świętochłowic. Znalazłem się wspólnie z dwoma innymi zawodnikami właśnie w Świętochłowicach - wspominał po latach Rurarz podczas spotkania z kibicami w Częstochowie.

Broń podczas negocjacji 

Ciekawostką jest to, jak trafił do Włókniarza. Miał startować dla Gwardii Bydgoszcz, był już nawet dogadany, ale wtedy do gry wkroczyli częstochowianie. Bydgoszczanie w pewnym momencie negocjacji grozili nawet użyciem broni. Działacze Włókniarza porozumieli się wcześniej z klubem ze Świętochłowic i posiadali kartę zawodnika Rurarza, dlatego nie przejęli się pistoletem, który ostatecznie jak szybko na stół trafił, tak szybko z niego zniknął.

Jego jazdę w częstochowskim zespole podziwiali wszyscy. Był liderem, na którym zawsze można było polegać. Śmiało można powiedzieć, że gdyby nie on, nie byłoby wielkiego Włókniarza. Sukcesy osiągał jako zawodnik, ale po zakończeniu kariery nadal był blisko żużla.

- Szczerze mówiąc, jeśli jest zespół wyrównanych zawodników, to jeden od drugiego się czegoś nauczy. Trener był po to, aby coś podpowiedzieć, ale zazwyczaj podłapywaliśmy coś od siebie nawzajem. To tak jak podczas zabawy dwójki dzieci, gdy jedno zabiera zabawki drugiemu, aby pokazać, że potrafi zrobić coś lepiej - wspominał zdobycie tytułu DMP w 1959 roku.

Legenda Włókniarza

Siedem lat później wraz z Wiktorem Jastrzębskim pokonali podwójnie na częstochowskim torze Barry'ego Briggsa i Ivana Maugera. W Częstochowie długo to wspominano.

Kibice w Częstochowie do dziś cenią Stanisława Rurarza
Kibice w Częstochowie do dziś cenią Stanisława Rurarza

- Człowiek o tym nie myślał z kim jedzie. Mnie się wydaje, nie ubliżając obecnym zawodnikom, że kiedyś żużlowcy mieli więcej ambicji niż dzisiaj. Obecnie każdy na siebie i swoje kości uważa, kalkuluje czy mu się opłaca. Kiedyś tak nie było. Zwycięstwo było ważniejsze. Za własne ciężko zarobione pieniądze kupowaliśmy części w Anglii, wkładaliśmy je w nasz sprzęt po to, by mieć wynik - porównywał.

Karierę zakończył w 1971 roku. Chciał jeździć dłużej, ale musiał odpuścić ze względów rodzinnych. Podczas spotkania z kibicami wspominał, jak w dniu meczu poszedł po mleko dla dzieci - Jacka i Agaty - i wrócił następnego dnia, bez mleka.

Gdy w latach dziewięćdziesiątych otworzył w Częstochowie salon Opla, tłumy ciągnęły tam, by kupić od niego samochód. Biznes się kręcił, co pozwoliło na finansowe wspieranie klubu. Teraz już tylko kibicuje, ale wciąż we Włókniarzu liczą się z jego radami. Warto dodać, że zagrał też rolę sprawozdawcy w filmie "Żużel".

Czytaj także:
Przyszłość Mateusza Bartkowiaka wyjaśniona! Wiadomo, w której drużynie pojedzie w 2022 roku
Żużlowy rok 2022 przed nami! Co wydarzy się na torach polskich i światowych? Czas na nową erę w Grand Prix

Źródło artykułu: