Odwiedził Polskę po 25 latach. Ma jeden wniosek

Archiwum prywatne / Na zdjęciu od lewej: Kai Niemi, Juha Moksunen i Olli Tyrvainen
Archiwum prywatne / Na zdjęciu od lewej: Kai Niemi, Juha Moksunen i Olli Tyrvainen

Do ligi polskiej trafił po świetnym turnieju. U siebie w kraju był najlepszy. Juha Moksunen nie zapomni sytuacji z Polski, gdy w ręce wpadł mu Edward Jancarz.

Juha Moksunen urodził się 7 sierpnia 1966 w Ruovesi, w Finlandii. Jest jednym z najbardziej utytułowanych fińskich żużlowców. Startował m.in. w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów, gdzie zajął 6. miejsce. Przez dwa sezony ścigał się w polskiej lidze, na początku lat 90-tych w barwach Wybrzeża Gdańsk.
Konrad Mazur, WP Sportowefakty: Czy mógłby nam pan powiedzieć o swoich żużlowych początkach. Dlaczego został pan żużlowcem?

Juha Moksunen, były fiński żużlowiec: Mój tata był zawodnikiem jeżdżącym na lodzie, ale nie w ice speedwayu. Ścigał się także na długich torach. Chciał nam dać możliwość, byśmy uczestniczyli w różnych wydarzeniach motosportów. Wtedy żużel był popularny w Tampere i tak się stało, że zainteresowałem się tym sportem.

W Finlandii jest wiele popularnych sportów - narciarstwo, skoki narciarskie, hokej. Nie chciał pan spróbować którejś z tych dyscyplin?

Zanim zostałem żużlowcem, to próbowałem różnych sportów. Grałem w hokeja i spędziłem sporo czasu na motocyklach. Finalnie żużel okazał się dla mnie numerem jeden.

Kto był dla pana mentorem, albo kto na panu robił największe wrażenie na początku kariery?

Na pewno nie wymienię jednej konkretnej osoby. Było wiele osób, które mi pomagały na meczach, podczas treningów. Zarówno finansowo, czy w podróżach do innych krajów. Nie miałem żadnego idola, ale szanowałem każdego dobrego żużlowca. Później Hans Nielsen stał się moim ulubionym i jest w mojej opinii najlepszym w historii, mimo że Zmarzlik jest naprawdę blisko niego.

Jak pan wspomina fiński żużel z lat 80-tych, czyli z okresu gdy zaczynał pan jeździć?

Gdy zaczynałem, to dziesiątka żużlowców w naszym kraju była naprawdę dobra. Kilku z nich ścigało się w Anglii. Mieliśmy około dziesięć drużyn, a poziom ligi był wysoki. Nas z kolei odwiedzali żużlowcy ze Szwecji, którzy z nami rywalizowali.

A jak zaczęła się pana kariera?

Zaczynałem w momencie, gdy skończyłem 16 lat. Pamiętam międzynarodowe ściganie w Tampere. To był chyba pierwszy ważniejszy turniej. 1983 był moim pierwszym pełnym sezonem.

Niech pan opowie o pierwszych latach kariery. Ścigał się pan tylko w swojej ojczyźnie?

Miałem też jazdy w barwach Dackarny Malilla. Anglia? Nie dostałem pozwolenia, by tam jeździć.

W 1983 roku dał pan o sobie znać na krajowym podwórku i zdobył tytuł wicemistrza Finlandii.

Szczerze? To był najlepszy wynik jaki byłem wtedy w stanie zrobić. Zawodnicy wracali z Anglii i Ari Koponen wziął tytuł bez dwóch zdań. Nie miałem żadnych szans by go pokonać. Największą radość sprawiło mi jednak, że Olli Tyrvainen i Kai Niemi skończyli zawody za mną.

Trzy lata później dopiął pan jednak swego i został mistrzem Finlandii.

Traktuję to jako wspaniały rezultat w swoim życiu. Zostałem wtedy najmłodszym mistrzem w historii. Choć uważam, że ten sezon był dla mnie naprawdę trudny.

Następny triumf miał miejsce w 1989 roku.

Ten drugi raz też mi sprawił dużą satysfakcję, ale nie tak bardzo, jak ten pierwszy. Położyłem znacznie więcej wysiłku do jazdy w grasstracku i w longtracku, ponieważ dostać angaż w Anglii było bardzo trudną sprawą. Wiązało się to z pozwoleniem na pracę, a recesja jeszcze bardziej to utrudniła.

Jak określiłby pan swój styl jazdy?

Opisałbym siebie jako dość spokojnego zawodnika. Nie robiłem żadnych wygibasów na motocyklu. Powiem więcej, gdy miałem bardzo słaby dzień, to tego nie dało się oglądać.

Juha Moksunen z synem
Juha Moksunen z synem

Lata 80-te to kilku wyróżniających się zawodników na arenie międzynarodowej. Finlandia potrafiła czasem postawić trudne warunki Duńczykom, Amerykanom czy Anglikom.

Jestem zaskoczony, jak mocny zespół byliśmy wtedy w stanie zbudować. Jednak na dłuższą metę nie mieliśmy tylu argumentów, by wygrywać z tymi drużynami. Mieli większy potencjał. Ilkka Teromaa był pierwszym finalistą mistrzostw świata, ale to Kai Niemi był najlepszym fińskim żużlowcem, bez dwóch zdań. Spędziliśmy dużo czasu w zespole narodowym, zarówno Kai, jak i Ari pomogli mi bardzo dużo, dzięki czemu poprawiłem wyniki.

Pamięta pan jakąś ciekawą historię z jazdy we własnym kraju? Jeśli tak, proszę się z nami tym podzielić.

Mieliśmy zawody o miano najlepszej pary w Finlandii. To było w Pori. Jechaliśmy razem z Kaiem Niemim. Pierwsze dwa biegi wygraliśmy podwójnie, a do tego Kai pobił rekord toru w pierwszym starcie, po czym ja zrobiłem to w drugim. Kierownik naszej drużyny wyrzucił program zawodów do śmietnika po drugim biegu i krzyczał z radości "Mamy zwycięzców! Nawet jeśli zostało tyle biegów do końca". Ostatecznie ja zgubiłem tylko jeden punkt przez całe zawody, podczas gdy Kai był niepokonany.

Nie udało się dostać do ligi angielskiej, ale do polskiej już tak. Wszystko dzięki otwarciu się na obcokrajowców wraz z początkiem 1990 roku. Jak to się stało, że trafił pan do Gdańska?

W 1990 roku były zawody w Gdańsku. Udało mi się dobrze pojechać. Po tym wszystkim zaproponowali mi kontrakt na następny sezon, więc zgodziłem się.

Pana wspomnienia z 1991 roku to…

Pierwszy rok był dla mnie świetny, ale muszę przyznać, że poziom w tej lidze nie był jakiś przytłaczający. W kolejnym roku przekonałem się, co to znaczy ścigać się w Polsce. Nie byłem już tak skuteczny. W Wybrzeżu była nas później trójka, Marvyn Cox, Steve Schofield i ja, a miejsc w wyjściowym składzie tylko dwa. Nawet nie oczekiwałem żadnych ofert po takim sezonie.

Kogo pan najbardziej pamięta z drużyny?

Jarek Olszewski. Obaj dobrze się dogadywaliśmy. Ja byłem świetny w fińskim, a on w polskim. Mimo wszystko mieliśmy dobre zdolności, by się porozumiewać (śmiech).

Miał pan dobry sezon w 1991 roku. Czy utkwił panu może jakiś konkretny moment z tamtego okresu?

Tak. To będzie na pewno spotkanie u siebie, gdzie od początku mi się układało i miałem dużo punktów. Później miałem bieg z Kelvinem Tatumem. Wyprzedziłem go i zgarnąłem trzy punkty. Same punkty nie miały dla mnie aż takiego znaczenia, ale ten hałas i serpentyny lecące na cały tor i we mnie w tym czasie. To było uczucie!

Widział pan Polskę zaraz po upadku komunizmu. Jak pan wspomina nasz kraj z tamtych lat, zaraz po transformacji?

Polska była wtedy zupełnie inna. Brakowało wielu rzeczy, ale mimo wszystko widziałem też dużo plusów. Miałem odczucie, że wróciłbym tutaj, gdybym dostał kolejny kontrakt. Na początku lat 90-tych musiałem brać ze sobą własne jedzenie, bo było duże prawdopodobieństwo zatrucia się jedząc w małych lokalach gastronomicznych. W ostatnich latach odwiedziłem Polskę kilka razy, bo mój syn podpisał kontrakt z Podhalem Nowy Targ. Będąc z nim w Warszawie miałem podobne obawy, jednak zauważyłem, że on się tutaj niczego nie boi i czuje się bardzo pewnie. Zdałem sobie wtedy sprawę jak dużo się w waszym kraju zmieniło.

Co pan sądził o polskich torach w tamtym czasie? Miał pan swój ulubiony?

Polskie tory były nieznacznie dłuższe niż w całej Skandynawii. Myślę, że byłbym jeszcze lepszy, gdybym miał szansę jeździć więcej w Polsce. Gdańsk bez wątpienia był moim ulubionym. Potrzebowałeś tu odpowiedniego balansu, bo były tzw. ''fale'' w obu łukach. Obowiązkowe było puścić motocykl, a nie szarpać się z tym.

Moment, który najbardziej utkwił panu w pamięci?

To był rok 1985. Jechaliśmy wtedy eliminacje do IMŚJ (wtedy IMEJ). Pobiłem rekord toru i udało mi się wejść do finału w Abensbergu (Juha Moksunen zajął w nim szóste miejsce - dop. red.).

Najgorszy moment w pana karierze. Kontuzja, a może jakiś niebezpieczny wypadek?

Na szczęście nie miałem żadnych kontuzji. Tylko raz trafiłem do karetki. W moim kolanie znalazł się mały kamień, który mi wyciągnięto, ale szybko wróciłem do jazdy w tych samych zawodach.

Na pewno była też sytuacja, którą wspomina pan jako najzabawniejszą.

Najbardziej wzruszający a jednocześnie najśmieszniejszy moment miał miejsce w Bydgoszczy. Zjeżdżałem do parku maszyn po pierwszym swoim starcie. Nie miałem o tym pojęcia, ale pewien dziwny facet w obdartych ubraniach biegł do mnie i mnie mocno przytulił. Było od niego czuć. Potem powiedzieli mi, że pobiłem rekord toru, a osobą, która mnie tak wyściskała to był Edward Jancarz.

A jak pan widzi przyszłość żużla w pana ojczyźnie?

Teraz jest naprawdę trudny czas dla fińskiego żużla. Timo Lahti jest jedynym na tyle dobrym zawodnikiem, by ścigać się w Polsce. Mamy kilku juniorów i trzymam za nich kciuki, oni mogą być naszą przyszłością.

Czy będzie szansa na powrót Grand Prix? Discovery zapowiada ekspansję żużla na wiele krajów.

Uważam, że Grand Prix w Finlandii nie pojawi się przez następne kilka lat.

Ma pan syna, ale nie poszedł w ślady ojca. Dlaczego nie wybrał życia żużlowca?

Starałem się zaszczepić żużel w moim synu Eetu. Jeździł przez chwilę na żużlu, ale hokej był górą. Myślę, że powód, dla którego wybrał ten sport jest taki, że w hokeju nie potrzebujesz punktować w każdym meczu. W żużlu jest większa odpowiedzialność. W hokeju nie wywalą cię z byle powodu i będziesz mógł nadal grać i budować formę.

***

Serdeczne podziękowania dla Eetu Moksunena za pomoc w realizacji wywiadu.

Zobacz także:
86. urodziny legendy Włókniarza. Bez Stanisława Rurarza nie byłoby wielkiego częstochowskiego żużla
Quiz. Sprawdź swoją wiedzę o żużlu!

Komentarze (2)
rogal79
3.01.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Oglądałem Moksunena w Bydgoszczy w ćwierćfinale IMŚJ gdy bił ten rekord toru, bodaj w 1985 albo 86. Jednak z tamtych zawodów bardziej zapadł mi w pamięci wypadek Mario Trupkowica, który wystrze Czytaj całość
avatar
Tomek z Bamy
3.01.2022
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Kondi,fajny wywiad. Jakbys dal rade,to przeprowadz wywiad z Tyrvainenem. Pozdro.