Żużel. Był pierwszym obcokrajowcem z polskim obywatelstwem. Teraz chce ratować speedway w swoim kraju [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Georgi Petranow
WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Georgi Petranow

Bułgar Georgi Petranow zasłynął tym, że był pierwszym obcokrajowcem, który przyjął polskie obywatelstwo by ścigać się jako zawodnik krajowy. W szczerej rozmowie wspomina karierę i mówi o inicjatywie, która ma na celu reanimację żużla w swoim kraju.

W tym artykule dowiesz się o:

Georgi Petranow, to jedyny bułgarski żużlowiec, który zaistniał w polskiej lidze. Jeździł w niej w latach 1990-2003 i reprezentując kluby z Rzeszowa, Gdańska, Tarnowa, Świętochłowic i Krakowa, zdobył łącznie ponad 1 400 punktów. W 1992 roku przyjął polskie obywatelstwo jako pierwszy żużlowiec z zagranicy i startował z polską licencją. Po zakończeniu kariery długo nie był przy żużlu. Obecnie stanął przed w teorii niemożliwym zadaniem. Chce reaktywować żużel w Bułgarii, który obecnie jest już praktycznie tylko wspomnieniem.

Michał Gałęzewski, WP SportoweFakty: Aktualnie żużel w Bułgarii niemalże umarł. Jak wyglądał speedway w pana kraju wtedy, gdy był pan czynnym żużlowcem?

Georgi Petranow, były żużlowiec: Było zupełnie inaczej. W Bułgarii było aż sześć klubów w takich miastach, jak Targowiszcze, Plewen, Szumen, Wielkie Tyrnowo, Sofia i Płowdiw, a teraz nie ma nic. Każdy z klubów miał przynajmniej 5-6 zawodników, więc czasy były zupełnie inne. W tej chwili próbuje tylko Milen Manew, który jednak też powoli się zniechęca.

ZOBACZ WIDEO Spisani na spadek, czy zdolni do niespodzianek? Gajewski o atucie beniaminka

Dlaczego wszystko padło?

Wtedy to były zupełnie inne czasy. Wówczas wszystko opierało się o wojskową organizację OSO. Później z powodów finansowych wszystko upadło.

Jakie były pana pierwsze wrażenia po przyjeździe do Polski?

To było bardzo dawno, a ja już jestem starym człowiekiem, mam 52 lata - wtedy byłem jeszcze młody. Byłem w Polsce od 1989 roku i przyjechałem po to, żeby się rozwinąć. Byłem jednym z pierwszych obcokrajowców w polskiej lidze w tych czasach. Jeździłem w Stali Rzeszów, później dostałem obywatelstwo polskie i się rozwinąłem.

Jest pan pierwszym żużlowcem, który przyjął polskie obywatelstwo. Jak do tego doszło?

To prawda, byłem pierwszym żużlowcem, który przyjął obywatelstwo. To była propozycja ze strony Stali Rzeszów, która chciała w ten sposób zrobić miejsce na transfery innych obcokrajowców. Pamiętam, że wówczas ceny za transfery zawodników były bardzo wysokie.

Czy właśnie jazdę w Stali wspomina pan najlepiej?

Czy ja wiem? Lubię jednakowo wszystkie kluby, może najbardziej na sercu mam Unię Tarnów i Wybrzeże Gdańsk. To były zupełnie inne, normalne czasy. W 1996 roku byłem właśnie w Gdańsku i po roku przeniosłem się do Tarnowa, a na koniec jeździłem w Śląsku Świętochłowice i w Wandzie Kraków. Na koniec podpisałem umowę warszawską w Opolu. W żużlu mnie już trochę nie ma, ponad 15 lat.

Pierwszy transfer miał pan do Gdańska. Były jakieś różnice między Stalą, a Wybrzeżem?

Na pewno w Gdańsku był inny klimat. To inne miasto i inaczej patrzy się tam na żużel. Pamiętam bardzo fajne czasy z Jarosławem Olszewskim, Dariuszem Stenką, Markiem Derą, Jackiem Woźniakiem czy Markiem Mrozem. Do teraz miło wspominam jazdę w Gdańsku, na tyle na ile mnie było stać, się tam sprawdzałem.

Georgi Petranow na torze
Georgi Petranow na torze

A co było szczególnego w Unii Tarnów?

Jeździłem tam przez cztery lata i na pewno byliśmy razem wraz z braćmi Rempałami czy Robertem Kużdżałem. To była zupełnie inna współpraca pomiędzy zawodnikami. Pamiętam doskonale początki Janusza Kołodzieja, który debiutował w moim ostatnim sezonie w Unii. Teraz i on tak młody nie jest.

Ostatnie dwa kluby, to była ciągła walka o finanse?

Śląsk Świętochłowice to była porażka. W Krakowie jeszcze jakoś się kręciło, ale jak wejdzie się w środowisko zawodników bez większych ambicji, to traci się też swoją motywację. To była już jazda amatorska.

Co pan robił po zakończeniu kariery? Był pan przy żużlu?

Po zakończeniu kariery, nie byłem przy żużlu aż do 2018 roku, gdy pojechałem m.in. na Memoriał Krystiana Rempały. Wtedy byłem pierwszy raz po wielu latach w Polsce i oglądałem parę zawodów. Teraz buduję własny tor w Bułgarii, w Wielkim Tyrnowie. Mieszkam w tej chwili w Sofii, ale tor buduję tam. W tej miejscowości żużel po raz ostatni był w 1987-88 roku, a jak zacząłem prace na tym stadionie, to była tam tylko trawa. Wszystko powoli buduję i w zależności od sytuacji związanej z koronawirusem do dwóch lat wszystko się będzie kręciło.

Czy to jest ten sam tor, co wcześniejszy w Wielkim Tyrnowie?

Tak, choć tor był robiony w zupełnie innych czasach i był bardzo długi. Teraz przygotowując go na nowo, chcę go trochę skrócić. Nie ma tam już żadnej nawierzchni, band. Po prostu nie ma nic.

Kto panu pomaga w budowie toru?

Praktycznie wszystko robię ja z własnych pieniędzy, z pomocą przyjaciół. Chcę zostawić coś po sobie, bo to ostatnia szansa na to, by zbudować żużel w Bułgarii. Zmienia się Minister Sportu i zobaczymy jak to będzie wyglądać. Bez tej inicjatywy nie było szans na to, by cokolwiek się tu odbudowało. Na początku chcę zacząć od szkółki, może za 2 lata, może za 5 wyjdzie z tego zawodnik, który będzie ścigał się zawodowo na torach żużlowych.

A współpracuje pan z Milenem Manewem lub z jakimś innym byłym żużlowcem?

Praktycznie robię to sam. Milem Manew pracuje i nie ma czasu, ja to robię po pracy, budując to po to, by się to rozkręciło. Przygotowałem już dwa motorki na potrzeby szkoleniowe, chciałbym przygotować kilka kolejnych i zacząć pracę u podstaw. To wszystko pochłania bardzo dużo pieniędzy. Chcę wszystko kupić po jak najbardziej korzystnych cenach, ale trzeba sobie jakoś radzić.

Bez pomocy ze strony władz miasta, sponsorów czy związku trudno będzie o sukces na tym polu.

To prawda, ale ja podchodzę do tego w ten sposób, że najpierw trzeba coś pokazać i dać od siebie, żeby ktoś to zauważył, zaufał i wspomógł. W naszym kraju nie ma tradycji. Z tych, którzy pamiętają żużel w naszym kraju, połowa już nie żyje, a pozostali są w większości na emeryturze. W telewizji na Eurosporcie czy na bułgarskich kanałach Maxsport 1 i Maxsport 2 pokazywany jest żużel i nawet wzbudza zainteresowanie. Niejednokrotnie ktoś do mnie dzwoni i dopytuje o to, jak to wygląda. Widzę zainteresowanie, ale trzeba zrobić pierwszy krok - tor i szkółkę żużlową. Będzie na początek jeden klub, ale może dołączy ktoś jeszcze? Federacja bułgarska interesuje się motocrossem, żużlem niestety nie.

Może jest szansa na współpracę z klubami z krajów ościennych?

Mam to na uwadze i chciałbym współpracować choćby z Ukraińcami. My mamy też taki atut, że u nas szybciej nadchodzi wiosna. Gdy w Polsce jest śnieg, w Bułgarii można już jeździć. W przeszłości w moim klubie z Plewen mieliśmy kontakty ze Stalą Rzeszów, której zawodnicy jeździli przez 15-20 dni przed sezonem i nie było żadnych problemów. Teraz kluby z Polski jeżdżą do Chorwacji, Słowenii czy Francji. Ja jestem w stanie przygotować docelowo w Wielkim Tyrnowie tor, na którym można się też przygotowywać przed sezonem.

Wspomniał pan o transmisjach turniejów Grand Prix. Nie chciał być pan ekspertem, by przy okazji "przemycić" temat pańskiej inicjatywy?

To prawda, mamy transmisje z bułgarskim komentarzem i są tam "eksperci", którzy wszystko tłumaczą. Ja ich wcale nie znam z czasów mojej kariery, oni popełniają mnóstwo błędów podczas transmisji. Próbowałem się z nimi skontaktować bo mieszkam w Sofii, ale w Bułgarii jest taka choroba, że wszyscy ludzie wszystko wiedzą i nikogo z władz telewizji to w żadnym stopniu nie zainteresowało. Zdecydowanie bardziej pamiętają mnie w Polsce.

Czyli podsumowując, robi pan wszystko, by żużel w Bułgarii nie zginął.

On już zginął - jest jeden zawodnik Manew, ale on sam nie da rady. To już reanimacja trupa. Ja sam mam bardzo dużo znajomości w Polsce, którzy są teraz menedżerami, mechanikami, tunerami. Zawsze byłaby szansa na jakąś współpracę, bo na początek w Bułgarii nie potrzebuję sprzętu za miliony na Grand Prix, tylko motory, które trochę będą jeździły, by nauczyć podstaw przyszłych zawodników. Niech to się kręci i za rok - dwa będziemy wiedzieć co robić czy inwestować w to jeszcze większe pieniądze.

Czytaj także: 
Mają dwóch Tobiaszów Musielaków 
Możesz mieć strój mistrza świata

Źródło artykułu: