Ermolenko ostro zaprzeczył, że miał trudne relacje z rodziną Gollobów. W żużlu jest obecny na różne sposoby

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Sam Ermolenko
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Sam Ermolenko

Był wybitnym zawodnikiem, menadżerem, teraz jest komentatorem i naocznym świadkiem wielu żużlowych imprez. Od lat prowadzi warsztat motocyklowy. Sam Ermolenko w "This is speedway" opowiedział o karierze, czasie po niej i relacjach z klanem Gollobów.

Sam Ermolenko był kolejnym znamienitym gościem Łukasza Benza w programie "This is speedway " w stacji nSport+. Indywidualny mistrz świata z 1993 roku z Pocking po zakończeniu profesjonalnej jazdy tak naprawdę nigdy nie porzucił pasji do żużla. W różnych formach jest przy nim obecny, odkąd zjechał z toru. Aktualnie komentuje w brytyjskim Eurosporcie zmagania w tamtejszej lidze, a ponadto te w cyklu Speedway Euro Championship.

Amerykanin stacjonuje bowiem w Wielkiej Brytanii i do rodzimej Kalifornii zagląda w wolnych chwilach. Zarobkowym zajęciem Ermolenki jest prowadzenie warsztatu motocyklowego, gdzie maszyny do jazdy po szosie oraz w terenie są tuningowane i naprawiane. Zajmuje się tym już dwadzieścia lat. - Kocham motocykle, a kochając je, jestem non stop zaangażowany. Jeżdżę na motocrossie i kiedy jestem w Ameryce, też skaczę po hopkach. Świetnie się bawię - przyznał.

Ermolenko zadomowił się na Wyspach do tego stopnia, że wynajmuje też domy dla innych zawodników. - Żużel jest nadal w moim życiu. Mam kilka domów, w których mieszkają zagraniczni zawodnicy. Jest tu kilku Australijczyków, którzy są u mnie od dwóch, trzech lat. Używają mojego warsztatu, żeby przygotowywać motocykle do jazdy w tutejszej lidze.

ZOBACZ WIDEO Spisani na spadek, czy zdolni do niespodzianek? Gajewski o atucie beniaminka

Rzecz jasna Benz zapytał o sportową historię Ermolenki, która jest przecież bogata w sukcesy. - Żużel przykuł moją uwagę, gdy miałem jakieś 16 czy 17 lat. Miałem wtedy wypadek na motocyklu szosowym, po którym moja prawa noga jest nieco krótsza, o czym pewnie wiedzą ci, którzy mnie znają i widzieli mój ortopedyczny but. Jak się okazało to była jedyna rzecz, którą mogłem robić z moją fizyczną ułomnością - streścił swoje początki w "czarnym sporcie" urodzony w 1960 roku w kalifornijskim Maywood były zawodnik, a potem też menadżer.

Za młodu został wypatrzony w swoim kraju przez sterników z Anglii przy okazji ich wizyty na finale IMŚ w Los Angeles w roku 1982. Dzięki temu trafił do Europy, a jego kariera zaczęła gwałtownie przyspieszać. Już po zaledwie 3,5 roku jazdy awansował do swojego pierwszego finału światowego. Przebił się do czołówki i stał się gwiazdą speedwaya dużego kalibru.

W barwach Polonii Bydgoszcz
W barwach Polonii Bydgoszcz

Co ciekawe Ermolenko w wieku 33 lat sięgnął żużlowego szczytu, ale nigdy nie stawiał sobie tego za główny cel. - Moim celem nigdy nie było bycie najlepszym. Za cel zawsze stawiałem sobie dobry występ, gdziekolwiek się nie ścigałem. To był zaszczyt być na IMŚ, na takiej pozycji, która dawała szansę wygranej - powiedział, po czym podkreślił też, że speedway dał mu godne życie: - Zarabiałem dobre pieniądze. Moja rodzina mogła polegać na mnie, że przywiozę je do domu. Na koniec dnia to było świetne życie, gdyż dobrze zarabiałem, robiąc to, co kocham.

Prowadzący zapytał gościa o różnice pomiędzy jazdą w jednodniowych finałach IMŚ a cyklem Grand Prix. - Zdecydowanie z marketingowego punktu widzenia to GP jest lepsze i daje więcej możliwości występów przed kamerami oraz prezentacji sponsorów. To na pewno pomaga zawodnikom - przyznał "Sudden Sam", który GP ścigał się krótko, bo w latach 1995-1996.

Zmiany technologiczne, szczególnie te dotyczące opon, wiek oraz kontuzje miały sprawić, że Amerykanin jeździł w cyklu jedynie przez dwa lata.- W czasach kiedy jednodniowe finały zmieniły się w multi-mistrzostwa świata, zmienił się cały sport i sprzęt. Silniki stojące zastąpiły "leżaki". Myślę, że to była najtrudniejsza zmiana - stwierdził Ermolenko, wspominając nieudane próby utrzymania się w GP Challenge, m.in. też przez zmiany przepis dotyczących opon.

Nie można nie wspomnieć o czasach, gdy reprezentant USA jeździł w polskiej lidze. - Bardzo podobało mi się w Bydgoszczy. Kochałem to miejsce. Co prawda na końcu nie odpowiadała mi polityka klubu. Kiedy przyszedłem do Łodzi, było to nowe wyzwanie. Częstochowa, Warszawa, Opole czy Gdańsk dawały mi dużo frajdy. Były to miejsca do zarabiania dobrych pieniędzy. Nie było lojalności. Biznes w żużlu polega na tym, że idziesz tam, gdzie dają najwięcej - opowiedział szczerze i bez ogródek Ermolenko.

Poruszony został też temat, które swego czasu elektryzował kibiców w Bydgoszczy, ale nie tylko. Chodzi o - zdaniem wielu - chłodne relacje Amerykanina z rodziną Gollobów. - Wypada sprostować wiele medialnych kłamstw. Miałem bardzo dobry kontakt z Jackiem i Tomkiem. Ich ojciec też był w porządku, z tym że ojciec robił wszystko co dobre dla syna, prawda? - zapytał.

- Wierutnym kłamstwem jest to, że podobno Greg Hancock, Billy Hamill i Sam Ermolenko robili wszystko przeciw Tomaszowi Gollobowi. On po prostu wtedy z nami przegrywał - wspomniał Kalifornijczyk, dodając też, że początkowe porażki bydgoszczanina na arenie międzynarodowej były w ten sposób usprawiedliwiane przed sponsorami i mediami w Polsce. Ermolenko podkreślił na koniec, że nie ma z Gollobami żadnego problemu. Docenił ich ambicje i ciekawość dotyczącą nowinek technicznych z czasów, gdy przybył do kraju nad Wisłą.

CZYTAJ WIĘCEJ:
Kołodziej i Madsen dali kibicom radość. GKM miał czego żałować! [WIDEO]
Popisowa jazda Ryana Sullivana. W świetnym stylu wygrał finał w Cardiff [WIDEO]

Źródło artykułu: